Wzrost ceny uprawnień do emisji CO2 jest dziś obok drożejącej energii największym problemem wielu przedsiębiorstw.
Średnia ubiegłoroczna cena uprawnień do emisji CO2 w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (ETS) na poziomie 25 euro oznacza w porównaniu z poprzednim rokiem niemal czterokrotny wzrost. To kwoty zabójcze dla hutnictwa i przemysłu chemicznego.
Potężny wzrost kosztów funkcjonowania oznacza dla producentów utratę konkurencyjności i spadek popytu. Wypierana przez tańszą stal ze Wschodu rodzima produkcja spadła w 2019 r. o 9 proc. W tej sytuacji ArcelorMittal zdecydował o wygaszeniu wielkiego pieca w krakowskiej hucie Sendzimira. Za dwa miesiące ma on zostać częściowo uruchomiony, ale to ze względu na remont w innym europejskim zakładzie koncernu w belgijskiej Gandawie, a nie w wyniku nagłej poprawy sytuacji rynkowej.
W nowym okresie rozliczeniowym ETS, w latach 2021–2030, pula darmowych uprawnień będzie jeszcze mniejsza, co oznacza, że ceny okażą się jeszcze dotkliwsze nie tylko dla firm energetycznych, lecz także branży chemicznej.
Już dziś ponosi ona zresztą wysokie koszty zakupu praw emisji, ponieważ często wykorzystuje węgiel jako paliwo w swoich instalacjach produkcyjnych. – Dotyczy to spółek takich jak Azoty, w mniejszym stopniu również Ciechu – ocenia Michał Kozak, analityk z Domu Maklerskiego Trigon. Jeśli firmy nie znajdą sposobu na zrekompensowanie wzrostu kosztów, odbije się to na ich wynikach i spadku udziału w rynku. Stąd np. ubiegłotygodniowe porozumienie między Azotami a francuską firmą Air Liquide dotyczące projektów badawczych minimalizujących negatywny wpływ produkcji na środowisko.
Polskie fabryki samochodów i komponentów wraz z całym europejskim sektorem będą musiały technologicznie dostosować się do nowych regulacji – w 2025 r. auta będą musiały emitować o 15 proc. mniej CO2 niż w 2021 r., a w 2030 r. redukcja ta ma wynieść już 37,5 proc. w przypadku osobówek i 31 proc. dla pojazdów dostawczych. Rodzi to konieczność inwestowania w badania i rozwój nowych napędów, ale też opracowanie rozwiązań redukujących emisję w samochodach spalinowych.
Do zmian będzie musiało dostosować się też budownictwo, według różnych szacunków odpowiadające dziś za 20–40 proc. emisji gazów cieplarnianych. – W dużej mierze zmiany w polskiej branży budowlanej zostaną wymuszone przez politykę klimatyczną UE, choć, jak wiemy, polski rząd zamierza zrealizować założone w niej cele zdecydowanie wolniej od pozostałych krajów członkowskich – twierdzi dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Jak dodaje, zmiany dotkną przede wszystkim mniejsze podmioty, które bez wsparcia władz mogą sobie nie poradzić. – W obliczu niskiej marżowości sektora na ten luksus będą mogli pozwolić sobie tylko najwięksi gracze. W ekologiczną transformację rodzimych spółek budowlanych powinny więc mocniej zaangażować się państwowe instytucje finansowe, takie jak: BGK, KUKE czy ARP, które mogłyby zapewniać branży budowlanej dostęp do produktów kredytowych i ubezpieczeniowych wspierających jej proklimatyczną przemianę – ocenia. Nie bez wpływu na przyszłość sektora będą też ceny cementu, które mogą znacząco wzrosnąć w związku z zapowiedzianym dążeniem producentów do osiągnięcia neutralności klimatycznej.
Europejski Zielony Ład może wpłynąć też na firmy nieobciążone wysoką energo chłonnością. – Jego skutki odczuje większość branż, najpierw będą to spółki eksportujące poza Polskę – za granicą presja na ekologiczne rozwiązania jest zauważalnie większa. Dlatego nawet jeśli niektóre firmy nie ponoszą dziś kosztów związanych z handlem emisjami, to będą musiały zaangażować się w takie projekty w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego w Domu Maklerskim Noble Securities.