Kraj rozwija się nieprzerwanie od prawie trzydziestu lat, w tym czasie udało nam się potroić nasz PKB, notujemy jeden z wyższych poziomów wzrostu – trzykrotnie wyższy niż średnia unijna. – Wydaje się, że jest świetnie. Ale czy naprawdę? W ekonomii występują cykle koniunktury i dekoniunktury. Co będzie się działo, gdy polska gospodarka zwolni? Czy jesteśmy na to przygotowani? – zastanawiał się mówca i podkreślał, że ogólne warunki funkcjonowania firm rodzinnych stają się coraz trudniejsze. Wskazał na nadprodukcję prawa, jego niestabilność i zmienność – w czym przodujemy w Europie. W 2019 r. każdy przedsiębiorca, ale też każdy obywatel, który chciałby śledzić wszystkie zmiany w prawie, musiałby poświęcać na to ponad trzy godziny dziennie. – To nierealne – konkludował Łukasz Rotarski i dodał, że niepewność rodzi także zwiększająca się nieufność państwa wobec przedsiębiorców. Tu koronnym przykładem może być projekt ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych, szykowany przez resort sprawiedliwości. Po jego wprowadzeniu konfiskata majątku firm może nastąpić nawet w wyniku uzyskania nieświadomej korzyści majątkowej, spowodowanej działalnością przestępczą kogoś innego.
Prezes Śląskiego Oddziału Stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych dostrzegł też pozytywne zmiany – to ustawa o zarządzie sukcesyjnym, która weszła w życie w listopadzie ubiegłego roku, a w pracach nad którą IFR brało czynny udział. Albo zapowiedziane w pierwszej połowie września przez Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii konsultacje nad wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego fundacji rodzinnych. Nowe regulacje mają ułatwić przejmowanie firm kolejnym pokoleniom. Niestety tych pozytywnych przykładów jest zdecydowanie za mało. – Czy zatem kolejne pokolenia będą mieć wystarczającą motywację do przejmowania sterów firm rodziców i funkcjonowania w tym niepewnym środowisku? – zastanawiał się przedsiębiorca. Jego własna diagnoza nie była optymistyczna. – Obawiam się, że coraz częściej rodzinne firmy mogą być sprzedawane lub zamykane – stwierdził.
Polityczna debata, w której stanowiska swoich partii wobec firm rodzinnych prezentowali przedstawiciele największych ugrupowań politycznych powinna ułatwić polskim przedsiębiorcom wybór w nadchodzących wyborach. Choć dyskutujący nad deklaracjami polityków przedstawiciele organizacji pozarządowych, wyraźnie przestrzegali przed zbyt dosłownym przyjmowaniem przedwyborczych obietnic. W drugiej części wydarzenia - panelu eksperckim, po debacie politycznej, udział wzięli Piotr Trudnowski - prezes Klubu Jagiellońskiego, Zbigniew Gajewski - partner w THINKTANK Ośrodek dialogu i analiz, dr Jarosław Kuisz - redaktor naczelny „Kultury Liberalnej”, Róża Rzeplińska - prezeska Stowarzyszenia 61, założycielka MamPrawoWiedziec.pl oraz dr Aleksander Łaszek, główny ekonomista i wiceprezes zarządu Forum Obywatelskiego Rozwoju. Kontynuacja rozmów nad rozwiązaniami ułatwiającymi funkcjonowanie polskich firm rodzinnych będzie miała miejsce podczas 12. Ogólnopolskiego Zjazdu Firm Rodzinnych „u-Rodziny 2019”, który odbędzie się w dniach 24-26 października w Warszawie (więcej informacji na www.u-rodziny.pl).
Marek Tejchman: Na zmienność przepisów, niepewność regulacyjną narzekają wszyscy przedsiębiorcy – zarówno inwestorzy zagraniczni, spółki notowane na giełdzie, jak i przedsiębiorstwa rodzinne. Czy te skargi są uzasadnione? Jak wygląda otoczenie prawne biznesu rodzinnego? Czy potrzeba zmian, które podnosiłyby konkurencyjność biznesu rodzinnego, pozwalałyby w szczególności tym firmom na reinwestowanie zysków? Czy firmy rodzinne zasługują na specjalnie dla nich przygotowane rozwiązania? I czy w tym kontekście ważne są zmiany regulacyjne dotyczące spadków i darowizn?
W Polsce prowadzenie firmy jest ciężką pracą, to zmora przepisów i wojowanie z urzędami. I dlatego firmy rodzinne są dziś w odwrocie.
Dariusz Grabowski: Przedsiębiorczość to wolność, a nie ma wolności bez własności. Czy zatem wybiliśmy się na własność jako przedsiębiorcy? 30 lat temu zaczęliśmy tracić własność, przekazując ogromną część majątku kapitałowi zagranicznemu. I od tego czasu próbujemy się na własność wybić. Ale dominacja kapitału zagranicznego, czy nawet państwowego, jest ciągle ogromna. A jeśli tak, to wypadałoby spytać, co przyniosły ostatnie cztery lata? Rząd był aktywny w polityce socjalnej. Jednak beneficjentem tej polityki stał się przede wszystkim kapitał zagraniczny, zwłaszcza banki. To przez nie szły transfery finansowe – ponad 20 mld zł z tytułu 500 plus. To właśnie w bankach ci, którzy dostali 500 plus, zaciągali kredyty. A zatem rentowność banków, zwłaszcza zagranicznych, znakomicie wzrosła. Drugim beneficjentem stały się zagraniczne sieci handlowe, w których robiono zakupy. Jednocześnie rocznie ubywa 10 tys. sklepów, przede wszystkim rodzinnych. W obu tych kwestiach cofnęliśmy się wyraźnie. Trzeci sektor , który zarobił, to importerzy: milion samochodów używanych, głównie ponad 10-letnich z importu w 2018 r. to razem z benzyną równowartość rocznych wydatków na 500 plus.
Ginie tradycja przekazywania firm z ojca na syna. To, że dzieci nie chcą przejmować przedsiębiorstw po rodzicach, jest najsurowszą krytyką systemu, jaki stworzyliśmy. W dzisiejszym świecie zarabia się szybko, zarabia się dużo dzięki wiedzy i wykształceniu. W Polsce prowadzenie firmy jest ciężką pracą, to zmora przepisów i wojowanie z urzędami. I dlatego firmy rodzinne są dziś w odwrocie. My, przedsiębiorcy na listach wyborczych PSL jesteśmy za specjalnym systemem podatkowym dla firm rodzinnych, a także za systemem ulg inwestycyjnych dla rodzin polskich wracających z emigracji i chcących tutaj uruchomić działalność gospodarczą.
Nie osiągniemy sukcesu bez współpracy państwa z biznesem, zarówno jeżeli chodzi o ich rozwój w kraju, jak i ekspansję zagraniczną.
Marcel Klinowski: W ostatnich czterech latach sporo w otoczeniu biznesowym małych firm się zmieniło. Oczywiście wszystkiego się nie dało zrobić i tych regulacji nadal jest za dużo. Ale udało się zrobić wiele, jak choćby obniżyć CIT dla firm o przychodach do 1,2 mln euro, czyli dla 90 proc. ogółu przedsiębiorców. Wprowadziliśmy Konstytucję biznesu, wzmocniliśmy pozycję przedsiębiorcy w relacjach z urzędami. Ważne jest powołanie instytucji rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, pakiet „Stu zmian dla firm”, w tym częściowe uproszczenia prawa podatkowego i gospodarczego. To także niedawno wprowadzony mały ZUS i ulga na start dla rozpoczynających działalność gospodarczą. Łącznie te zmiany powinny przynieść 16,5 mld zł oszczędności dla polskich przedsiębiorców w ciągu 10 lat.
Mamy w obecnym programie wiele postulatów dla małych i średnich przedsiębiorstw, w tym dla firm rodzinnych. Chcemy przede wszystkim ograniczyć przyrost przepisów zgodnie z zasadą one in one out, co znaczy, że powstanie jednego nowego przepisu ma być połączone z usunięciem innego. ZUS ma być powiązany z osiąganym dochodem, a nie przychodem – jak do tej pory. To też podniesienie limitu dotyczącego ryczałtowego rozliczenia PIT z 250 tys. do miliona euro, a docelowo do dwóch milionów euro. Ważnym punktem jest też kwestia fundacji rodzinnych, nad którymi trwają prace. Zdajemy sobie sprawę, że postulatów firm małych i średnich i oczywiście firm rodzinnych jest więcej. Staramy się, by pozytywnych zmian było jak najwięcej, nad czym pracuje m.in.: Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii.
Wbrew obiegowej opinii zdajemy sobie sprawę, że przedsiębiorca to też obywatel i że musimy o niego zadbać.
Magdalena Biejat: Zarzuty dotyczące prawnego otoczenia firm są zasadne zwłaszcza teraz, gdy prawo jest tworzone na kolanie, kolejne zmiany wprowadzane są bardzo szybko i to powoduje mnożenie się przepisów, bo tak naprawdę trzeba je ciągle poprawiać. Naszą wizją jest państwo stabilne, przyjazne dla obywatela. Wbrew obiegowej opinii zdajemy sobie sprawę, że przedsiębiorca to też obywatel i że musimy o niego zadbać. Ważne jest chociażby ujednolicenie interpretacji podatkowych. Nie może być tak, że w każdym województwie urząd sam może decydować o tym, jak interpretowane jest prawo i w dodatku egzekwować tę interpretację wstecz. Firmy rodzinne są dla nas dość naturalnym partnerem w tym sensie, że bardzo istotne są dla nas więzi społeczne. Widzimy, że takie firmy są w stanie budować również stabilność społeczną, bo są oparte na czymś więcej niż tylko prostych zależnościach, można kształtować w nich ważne relacje między pracownikiem i pracodawcą. Musimy sobie przy tym zdawać sprawę, że firmy rodzinne są różne – mieszczą się tu i przedsiębiorstwa mikro, i ogromne. Brakuje przy tym w naszym prawie jednolitej definicji firmy rodzinnej. To błąd. By stabilizować otoczenie prawne i by tworzyć regulacje, najpierw ustalmy co to za firmy, jakie są ich potrzeby. Naszym zdaniem firmy rodzinne mogą budować lokalny kapitał społeczny i gospodarczy.
Staramy się pokazywać, że należy wzmacniać polskie firmy w stosunku do dużych korporacji, które coraz częściej są problemem w Europie i są problemem dla nas. Nie płacą tutaj podatku, wyprowadzają zyski za granicę. W związku z tym powinniśmy się skupiać na wzmacnianiu tych firm, które inwestują tutaj i ich zyski tu zostają.
Można nawet powiedzieć, że polskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza małe i średnie, rozwijają się nie dzięki systemowi podatkowemu, a mimo jego istnienia.
Jacek Wilk: Mówienie o stabilności systemu podatkowego czy prawa jest bez sensu, bo system mamy kompletnie niestabilny. Można nawet powiedzieć, że polskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza małe i średnie, rozwijają się nie dzięki systemowi podatkowemu, a mimo jego istnienia. Jest on absolutnie nie do utrzymania w dłuższej perspektywie. Jako kraj w dziedzinie podatków utrzymujemy prawo stanowe. Zupełnie inaczej opodatkowany jest stan chłopski, zupełnie inaczej, według innej filozofii, stan duchowny i według jeszcze innej wszyscy pozostali, w tym przedsiębiorcy.
Mówimy o firmach rodzinnych: dla mnie najbardziej typowym przedsiębiorstwem rodzinnym jest takie, w którym wyrosłem, czyli gospodarstwo rolne. W gospodarstwie mamy zryczałtowany podatek majątkowy, czyli rolny, płaci się KRUS i to wszystko. I bardzo dobrze, że tak jest, bo rolnik, który pracuje 365 dni w roku i wstaje o piątej rano nie byłby w stanie tym wszystkim wymogom biurokratycznym sprostać. Przypomnę, że przedsiębiorcy muszą poświęcać 33 dni w roku na walkę z biurokracją. To prawie półtora miesiąca pracy. I to pokazuje, jak bardzo marnujemy potencjał na inwestowanie, na prowadzenie działalności, na zajmowanie się czymś pożytecznym. Stąd pytanie: czy możliwe są proste podatki? Tak, są możliwe. Jeśli zlikwidujemy wszystkie daniny i zostawimy tylko – jako jedyny – podatek VAT z efektywną stawką, to budżet państwa pozostanie zrównoważony. A gdybyśmy wycieli niepotrzebne wydatki, które się z tym wiążą, na przykład na aparat państwa, który rozlicza te wszystkie bezsensowne PIT-y, CIT-y itd., to mielibyśmy nadwyżkę. Nie wierzycie? Mogę pokazać wyliczenia. Ale jeśli nadal nie wierzycie, że to możliwe, to dołóżmy do tego jeden prościutki podatek w wysokości pół procenta od przychodu, będziemy mieli sprawę podatków załatwioną. Proste efektywne podatki, które każdy jest w stanie rozliczyć nie w ciągu 33 dni ale maksymalnie trzech.
Dodajmy jeszcze pewne zwolnienia dla bardzo małych firm. Jeśli ktoś ma do 5 tys. zł obrotu miesięcznie, po co ma zakładać firmę? Dajmy mu rozkręcić ten biznes. Nie traktujmy go jak złodzieja, ale jako potencjalnego przedsiębiorcę. Kolejna sprawa: małe rodzinne firmy o obrocie do 500 tys. powinny być zwolnione z podatku. Niech urosną i dopiero wtedy męczmy je biurokracją. To wszystko są proste i sprawdzone na świecie rozwiązania, możemy je przynieść do Polski. A podatek od spadków i darowizn powinien być zlikwidowany jako nieetyczny.
Czy firmy rodzinne powinny podlegać specjalnym regulacjom? Myślę, że nie doceniamy ich roli w polskiej gospodarce i nawet statystyki zaniżają ich znaczenie.
Janusz Cichoń: Wszyscy wiemy, że nie ma biznesu bez ryzyka, bez niepewności. Problem Polski polega dziś na tym, że te niepewności i ryzyka generuje głównie państwo. Chodzi o skomplikowanie i ciągłą zmienność, zwłaszcza regulacji związanych z poborem podatku. Największym problemem nie jest bowiem ich wysokość, ale to, w jaki sposób je płacimy. Moim zdaniem kluczowe jest zbudowanie równowagi pomiędzy interesem publicznym i prywatnym. Przypomnę, że rozpoczęliśmy sześć lat temu prace nad nową ordynacją podatkową. To miała być podstawa do budowania nowego systemu podatkowego. Dziś mamy do czynienia z bardzo ostrą nierównowagą, bo państwo myśli wyłącznie o własnym interesie i przestaje dostrzegać problemy drugiej strony, która przecież decyduje o bycie i funkcjonowaniu państwa. A państwo przecież sięga do kieszeni przedsiębiorców, żeby realizować swoje funkcje i zadania.
Zacząłbym więc od ordynacji podatkowej z uproszczeniami reguł dotyczących płacenia podatków, a zwłaszcza formami, które by tę niepewność przedsiębiorców ograniczały. Mówię tu np. o możliwości konsultacji, porozumienia się z urzędem skarbowym w określonych sytuacjach. To są przykłady rozwiązań, które w cywilizowanych państwach mają zastosowanie i które byłyby podstawą do budowania tej równowagi między interesem publicznym i prywatnym, bez dominacji interesu państwowego.
Czy firmy rodzinne powinny podlegać specjalnym regulacjom? Myślę, że nie doceniamy ich roli w polskiej gospodarce i nawet statystyki zaniżają ich znaczenie. Bo nie ma powodu sądzić, że jest ich u nas mniej niż w Czechach czy w Niemczech. Konieczne, szczegółowe rozwiązania prawne – poza sukcesją, i tu przyznaję, jest to sukces rządu PiS – to na pewno zniesienie podatku od spadków i darowizn oraz fundacje rodzinne. My to postulujemy.
MT:Firmy, które były solą polskiej gospodarki, powstały na przełomie lat 80. i 90. Rozwijały się i rosły razem z polską gospodarką, doszły do krytycznego etapu, jeśli chodzi o model ekspansji, ale i możliwości fizyczne. Sukcesja jest dla nich bardzo poważnym wyzwaniem. Jak oceniacie państwo obecne przepisy dotyczące dziedziczenia firm? Czy należy je zmienić, a jeśli tak, to w jakim kierunku. Jak państwo powinno odpowiedzieć na to sukcesyjne wyzwanie, z którym zmagają i będą się zmagać polskie firmy rodzinne?
MB: Nie ma w tej kwestii łatwego rozwiązania. Przyglądałam się propozycji ustawy przygotowanej przez PiS i mam poczucie, że ona nie rozwiązuje wszystkich problemów. Mam też przekonanie, że trudno będzie odgórnie uregulować wszystkie zagadnienia. Mówimy o firmach rodzinnych, o sytuacjach rodzinnych. Nie możemy uregulować w stu procentach wszystkiego. Będziemy rozmawiać ze środowiskiem, będziemy wspierać dążenie, by tę sukcesję ułatwić. Ale ważnym problemem jest fakt, że kolejne pokolenia nie chcą przejmować firm. I tu wracamy do stabilizacji warunków funkcjonowania firm i warunków życia. Niewiele wiemy przy tym o tych firmach w sensie statystycznym, nie zbiera się na ich temat informacji. Nie mam gotowego rozwiązania, ale chciałabym zadeklarować, że dostrzegamy wagę tego problemu i uważamy, że trzeba rozmawiać i zaproponować konstruktywne rozwiązania.
MK: Pierwszy krok, dotyczący jednoosobowych działalności gospodarczych, został wykonany w lipcu ubiegłego roku – to ustawa o zarządzie sukcesyjnym. Sam pochodzę z rodziny, w której rodzice są przedsiębiorcami, mają jednoosobowe działalności. Niedawno jeszcze rozmawialiśmy o przyszłości ich firm – i od ponad roku takie firmy mogą być przejmowane przez młodsze pokolenie. Mamy świadomość, że w najbliższych latach nawet 57 proc. firm rodzinnych planuje sukcesję. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii planuje stworzenie instytucji fundacji rodzinnej. Zaczynamy od konsultacji, od stworzenia zielonej księgi, w której opisujemy najważniejsze założenia, dobre praktyki, zagraniczne przykłady, gdzie podobne rozwiązania się sprawdziły. Cel jest jasny – zagwarantowanie długowieczności firmom rodzinnym. W założeniu taka fundacja ma albo zostać właścicielem przedsiębiorstwa, albo objąć udziały w spółkach, przejmować papiery wartościowe, nieruchomości. Zysk wypracowany przez firmę ma trafiać do członków rodziny czy do najbliższych wskazanych przez fundatora. To będzie oznaczało wyłączenie fundacji spod zasad prawa spadkowego. Teraz – w przypadku śmierci właściciela – firmy często przestają mieć rację bytu. Nowe rozwiązanie pozwoli uniknąć sprzedawania polskich firm kapitałowi zagranicznemu, gdy nie można liczyć na sukcesję.
JW: To problem wykreowany zupełnie sztucznie i niepotrzebnie, a odpowiedzią nie powinna być kolejna regulacja a deregulacja. Nie tworzenie kolejnych instytucji prawa publicznego, tylko przekazanie sprawy prawu prywatnemu. W normalnych warunkach to nie jest problem – ktoś kończy działalność, bo jest już starszy, zmęczony, wpisuje w testamencie spadkobiercę i sprawa jest załatwiona. Tak to powinno wyglądać. Jeśli chcemy umożliwić płynne przejście sukcesora w jego prawa i obowiązki, to powinniśmy ustalić zasadę, że akt notarialny – czy to dotyczący spadku, czy przekazania przedsiębiorstwa, powinien być podstawą do wszelkich zmian i wpisów w rejestrach. I tyle. Dogadujemy się w ramach rodziny, bez ingerencji z zewnątrz, kto ma przedsiębiorstwo przejąć, na jakich zasadach, w całości, w części, albo gdy nie ma spadkobiercy rozporządzamy inaczej. Czyli deregulacja, prawo prywatne i decyzja podmiotów zainteresowanych, a nie urzędnicy i kolejne ustawy.
Mówi się, że polskie firmy wyczerpały już swoje możliwości z początku lat 90. Od grudnia 1988 r. mieliśmy ustawę Wilczka, która była najlepszym prawem gospodarczym w Europie i jednym z najlepszych na świecie, a która za jednym zamachem zlikwidowała socjalizm i wprowadziła kapitalizm i wolność gospodarczą. Ta ustawa był psuta kolejnymi zmianami i uregulowaniami, aż tę wolność gospodarczą utraciliśmy. Jeżeli chcemy, by polskie firmy odzyskały ten wigor, siłę, potencjał wzrostu, to musimy przywrócić wolność gospodarczą i te rozwiązania, które wtedy zastosowaliśmy. Skoro działały, to będą działać znowu. Za czasów ustawy Wilczka powstało 2,5 mln przedsiębiorstw. To był jedyny czas w ostatnich 30 latach, kiedy Polacy wracali do Polski. I nie udawajmy, że deregulujemy, skoro rocznie przybywa nam 25 tys. stron aktów prawnych. Nie ma w Polsce prawnika, który by znał polskie prawo. A cóż dopiero mały przedsiębiorca.
JC: Przed wejściem w życie ustawy o zarządzie sukcesyjnym w listopadzie ubiegłego roku przejmowanie firmy rodzinnej w awaryjnych sytuacjach było gehenną. Dziś ten proces moim zdaniem jest przejrzysty i ułatwia sukcesję. Czy to rozwiązania doskonałe? Pewnie za wcześnie na pełną ocenę. Moim zdaniem konieczne jest teraz rozstrzygniecie kwestii opodatkowania spadku. Dzisiejsze rozwiązania są nie dość czytelne, jeśli chodzi o zwolnienia i warunkową ich formułę. Powinniśmy to opodatkowanie znieść, a nie obwarowywać dodatkowymi warunkami. Niewątpliwie ułatwieniem sukcesji firm byłaby przywoływana tu już ustawa o fundacjach rodzinnych. Problem w tym, że z jednej strony deregulujemy, ale z drugiej chcemy umożliwić umocowanie w pewnych obszarach pożytecznych rozwiązań. I bez zapisów ustawowych się tego pewnie zrobić nie da.
Uważam również, że konieczne jest stosowanie takich samych rozwiązań zarówno w stosunku do firm rodzinnych, jak i grup kapitałowych. Co przy ujednoliceniu opodatkowania – czyli jeden podatek dochodowy, niezależnie od tego, jaką formę prawną przyjmiemy, jest w zasięgu ręki. A to też element ułatwiający w perspektywie sukcesję.
Deregulacja – tak, ale ona musi być rozważnie prowadzona, bo mamy przykłady z czasów naszego rządu i ministra Gowina, który deregulacją narobił sporo zamieszania.
DG: Jeśli mamy się wybić na własność to musimy mieć takie przepisy, by własność pozostawała w rękach rodziny. Problemem nie jest samo prawo, a stworzenie mechanizmów, w których dla rodziny, dla spadkobierców, dla młodego pokolenia, znajdzie się motywacja, by przejąć firmę. Tej motywacji dziś brakuje, bo istnieje poczucie bezsilności wobec konkurencji, która jest zmonopolizowana czy to po stronie dostawcy, czy po stronie odbiorcy, który powoduje, że przedsiębiorca jest skazany na dyktat. Jednocześnie przedsiębiorca nie ma za sobą państwa, które go broni, wspiera i tworzy dla niego warunki. Brakuje systemu kredytowania małych i średnich przedsiębiorstw przez polskie, wyspecjalizowane banki. Brakuje banków komunalnych, które lokalnemu przedsiębiorcy udzielą taniego kredytu inwestycyjnego.
Uważam, że najważniejsze jest tworzenie społeczeństwa, w którym nie ma konfliktowania grup. Jeśli dziś rząd dekretuje podniesienie płacy minimalnej, to na przedsiębiorcę zrzuca ciężar jej wykonania. Jeśli przedsiębiorca nie może podnieść płacy, to popada w konflikt z pracownikami i władzą i w oczach obu stron jest winny. Wypada spytać, czemu rząd nie potrafi zadekretować wzrostu dochodów przedsiębiorcy? Niech firmy rodzinne mają ulgi takie, jak kapitał zagraniczny. Kapitał zagraniczny transferuje rocznie 150 mld zł jako zyski i dywidendy legalnie. Ile transferuje na zasadzie zawyżania kosztów – tego nikt nie wie
Należy stworzyć reprezentację polityczną polskich przedsiębiorców, która zadba, by ich interes był godnie i porządnie reprezentowany, tak jak ma to miejsce w Niemczech czy Francji, gdzie samorząd gospodarczy kształtuje życie ekonomiczne.
MT: Perspektywa funkcjonowania przedsiębiorstwa rodzinnego przekracza jedno pokolenie. W jaki sposób powinno wyglądać współdziałanie firm rodzinnych między sobą i z państwem? Czy należałoby wzmocnić rolę firm rodzinnych w tworzeniu prawa w sposób instytucjonalny? I czy uczciwe jest długoterminowe zadłużanie się państwa, bo te długi będą spłacać – w tej czy innej formie – rodziny, sukcesorzy obecnych przedsiębiorców?
MB: Wywodzę się ze środowiska organizacji pozarządowych i głęboko wierzę w konsultacje społeczne i w to, że prawo nie powinno być tworzone w zaciszu gabinetów, tylko w dialogu z obywatelami. I w dialogu z tymi, którzy się znają na tym o czym mówią. A w dziedzinie firm rodzinnych ekspertami są przedstawiciele tych firm. To utrudni i wydłuży cały proces stanowienia prawa, ale moim zdaniem to jedyny sposób, aby odpowiedzialnie je tworzyć.
JW: Czy państwo ma prawo się zadłużać? A czy możliwa jest sytuacja, że pożyczamy pieniądze w banku i zastrzegamy, że to spłacą nasze wnuki? Czy to etyczne, racjonalne? Absolutnie nie. Tymczasem państwo to robi. Każde polskie dziecko rodząc się już ma na głowie 100 tys. długu. To głęboko niemoralne.
Proponuję rozwiązania, które przynajmniej częściowo naprawią relacje pastwa i firm rodzinnych. Przede wszystkim: wiążąca wykładnia prawa. To znaczy, że jeżeli ktoś zastosuje się do interpretacji urzędnika, to nie może ponosić żadnych ciężarów. I taką wykładnię musi dostać w ciągu 14 dni. Druga sprawa – jeśli państwo nakłada na przedsiębiorcę obowiązki, to minimalne. Jeśli samo może coś zrobić – to to robi. Nie może zwracać się do przedsiębiorcy o informację z innych rejestrów, tylko samo ją sobie bierze. Kontrole to zmora przedsiębiorców. A zatem: jedna kontrola w jednym czasie, wszystkich nie więcej niż cztery tygodnie w roku. Pozwólmy się ludziom dorobić, by zebrali kapitał i mogli inwestować. Dopiero jak firmy wzrosną, niech płacą pełny podatek. Wszyscy na tym skorzystają.
JC: Niedopuszczalna jest praktyka, że posłowie składają projekty ustaw ingerujących w gospodarkę. Bez konsultacji ze środowiskiem takich ustaw przyjmować nie wolno. Nie da się dziś zbudować konkurencyjnej gospodarki bez współpracy instytucji państwa, samorządu terytorialnego, organizacji pozarządowych i przedsiębiorców. Bez wzajemnego wspierania się w osiąganiu indywidualnych celów. Zwłaszcza firmy rodzinne mają świadomość, że pomaganie sobie nawzajem wraca i to niekoniecznie w formie doraźnego zysku. To się musi opierać jednak na wzajemnym zaufaniu. Tymczasem dziś państwo traktuje przedsiębiorców jak przestępców. Musimy więc odbudować zaufanie obywateli do państwa, ale nie da się tego zrobić bez zaufania państwa do obywatela. Uczciwy przedsiębiorca chce się wywiązywać ze swoich zobowiązań wobec państwa. I trzeba mu w tym pomóc Urząd skarbowy powinien być biurem obsługi podatnika, wspierającym go w wykonywaniu jego zadań.
DG: Dziś przedsiębiorcy mają poczucie zagrożenia i strachu. Na początek potrzebny jest gest, który uwiarygodniłby intencje rządu. Proponuję abolicję dla tych, którzy mają zaległości w ZUS. To byłby sygnał, że się rozumie, jakie są problemy firm rodzinnych. Urzędowe podnoszenie płacy minimalnej pogorszy konkurencyjność firm zarówno na rynku wewnętrznym, jak i w eksporcie. Alternatywa, którą proponuję, to kwota wolna od podatku na poziomie 50 tys. zł rocznie. Dobrze służyłaby podtrzymaniu konkurencyjności przedsiębiorstw i podniosła dochody pracowników.
Zadłużenie państwa bywa koniecznością. Pytanie brzmi: kto nam pożycza? Kapitał rodzimy czy obcy? Jeśli obcy – to błąd. Wierzycielem państwa powinien być polski obywatel bądź polska instytucja. A po drugie – pożyczone pieniądze powinny zostać wydane na inwestycje – a nie przejedzone.
MK: Kiedy Zjednoczona Prawica obejmowała rządy, zaufanie przedsiębiorców do państwa było niewielkie i takie pozostaje do dziś. Dlatego staramy się to zaufanie konsekwentnie budować. Cieszę się, że reprezentacja film rodzinnych się wzmacnia, rozwijają się kolejne organizacje branżowe. Nie osiągniemy sukcesu bez współpracy państwa z biznesem, zarówno jeżeli chodzi o ich rozwój w kraju, jak i ekspansję zagraniczną. Bardzo bym chciał, by polskie państwo tak promowało polskie firmy, jak np. Wielka Brytania. Mamy tu jeszcze wiele do zrobienia.
Prowadzenie Marek Tejchman, opracowanie ANO
zdjęcia Wojtek Górski
PARTNER