Sąd rozstrzygnie, jak liczyć termin na wniesienie odwołania, w sytuacji gdy oferty firmy startującej w e-przetargu nie można otworzyć.
W przetargach powyżej tzw. progów unijnych wciąż powtarzają się problemy z przesyłaniem ofert przez platformy zakupowe lub też ich otwieraniem po stronie zamawiającego. Jeden z nich opisywaliśmy w DGP w maju. Chodziło o dostawę sprzętu medycznego dla jednego ze szpitali. Dwie firmy, chcąc mieć pewność, że ich oferty dotrą do zamawiającego, złożyły je z wyprzedzeniem, dobę przed upływem terminu. MiniPortal, na którym prowadzony był przetarg, wysłał im potwierdzenie złożenia. Zamawiający również widział obydwie oferty w swej skrzynce ePUAP. Gdy jednak nadszedł moment otwarcia, okazało się, że nie można pobrać plików. Zamawiający był bezradny. Napisał do administratorów ePUAP (to za pośrednictwem tego portalu przesyłane były pliki). Odpowiedź otrzymał dopiero po ponad miesiącu. „Referencja do załącznika w dokumencie XML wskazuje na pliki, które nie znajdują się na zasobie, co jest przyczyną braku możliwości ich pobrania” – napisali pracownicy Service Desk, sugerując ponowne przesłanie oferty.
Z odpowiedzi tej trudno dociec, co było powodem problemów. Zamawiający uznał jednak, że skoro nie mógł pobrać ofert, to obydwie firmy po prostu ich nie złożyły. Jego zdaniem wina musiała leżeć po stronie wykonawcy. A nawet jeśli zawinił ePUAP, to i tak nie zmieniało to sytuacji. Porównał ją do nadania oferty w placówce pocztowej czy też u kuriera. Gdyby koperta z ofertą została zalana i nie można byłoby jej odczytać, to przecież odpowiedzialności za to nie ponosiłby zamawiający.
Jeden z przedsiębiorców, którzy złożyli felerne oferty, zdecydował się wnieść odwołanie do Krajowej Izby Odwoławczej. Ta jednak odrzuciła je, uznając, że wpłynęło po terminie.
Firma uznała, że podstawą do wniesienia odwołania, w którym domagała się unieważnienia przetargu, było dopiero przekazane jej pismo o tym, że jej oferta nie została skutecznie złożona. Opublikowana na stronie internetowej informacja z otwarcia ofert, jej zdaniem, nie powinna być liczona jako początek biegu terminu.
Do innych wniosków doszedł natomiast skład orzekający w tej sprawie. Jego zdaniem wykonawca błędnie przyjął, że zastosowanie ma art. 182 ust. 1 pkt 1 ustawy – Prawo zamówień publicznych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1986 ze zm.). Przepis ten określa termin na wniesienie odwołania liczony od dnia przesłania informacji o czynności zamawiającego stanowiącej podstawę jego wniesienia. Tymczasem, zdaniem KIO, w tej sprawie zastosowanie miał art. 182 ust. 3 pkt 1 ustawy p.z.p. mówiący o powzięciu (lub nawet samej możliwości powzięcia) wiadomości o okolicznościach stanowiących podstawę wniesienia odwołania.
„Termin ten bowiem należało liczyć od dnia, w którym odwołujący dowiedział się o braku możliwości otwarcia złożonej przez niego oferty” – podkreślono w uzasadnieniu postanowienia odrzucającego odwołanie z 15 maja 2019 r. (sygn. akt KIO 782/19).
Innymi słowy KIO uznała, że skoro w dniu otwarcia ofert wykonawca dowiedział się o problemach z pobraniem jego oferty, to od tego dnia powinien liczyć termin na wniesienie odwołania. Z tym rozumowaniem nie zgodził się prezes Urzędu Zamówień Publicznych, który zaskarżył postanowienie KIO do Sądu Okręgowego w Szczecinie. Jego zdaniem termin na wniesienie odwołania zaczął biec od momentu przesłania przez zamawiającego pisma, z informacją, że oferta odwołującej się firmy nie została złożona.
– W skardze wskazano m.in., że z treści informacji z otwarcia ofert w odniesieniu do oferty złożonej przez odwołującego wynikało jedynie, że zamawiający nie mógł pobrać tej oferty ze skrzynki ePUAP. Nie było natomiast żadnych informacji co do dalszych losów oferty – wyjaśnia Michał Trybusz, rzecznik prasowy UZP.
– Pismo do odwołującego o uznaniu, że nie złożył skutecznie oferty, było pierwszą czynnością zamawiającego względem oferty tego wykonawcy, dokonaną po wyjaśnieniu przyczyn niemożności otwarcia plików. Dopiero w tym momencie odwołujący mógł podjąć merytoryczną polemikę z zamawiającym w tej kwestii – dodaje.
UZP zwraca też w swej skardze uwagę, że dopiero po niespełna miesiącu zamawiający otrzymał odpowiedź na temat przyczyn niemożliwości otwarcia oferty. Liczenie więc terminu od momentu otwarcia ofert oznaczałoby, że wykonawca w swym odwołaniu nie mógłby podnieść merytorycznych argumentów.