Mrowiec pytany był przez PAP m.in. o to, czy konsumenci mogą odczuwać, iż ceny wzrosły bardziej niż pokazuje GUS, czyli o 2,6 proc. w czerwcu br., czy 2,4 proc. w maju.
"Na nasze odczucie zmian cen wpływa to, co często kupujemy i co jest dla nas istotne" - powiedział Mrowiec zwracając uwagę na mocny wzrost cen mięsa i warzyw w ostatnich miesiącach. Z przedstawionych przez ekonomistę danych wynika, że ceny żywności wzrosły w styczniu br. o 0,8 proc. rdr, natomiast w maju br. już 5,4 proc. rdr.
Jak podał Mrowiec, w maju br. podrożały zwłaszcza warzywa rosnące w Polsce: buraki o ponad 75 proc. rdr, pietruszka - prawie 90 proc. rdr, rzodkiewka - 11 proc., cebula biała - 270 proc., a kapusta biała - 500 proc. rdr. Co prawda w maju br. staniała marchew - o 4,5 proc. - ale drożała ona w poprzednich miesiącach; w kwietniu o 11 proc., a w marcu o 33 proc.
Według ekonomisty kluczową kategorią są ziemniaki, bowiem konsumujemy ich relatywnie dużo w porównaniu do innych warzyw. Ich cena wzrosła o ponad 100 proc. rdr. "Jeśli chodzi o ceny targowiskowe to wzrosty przekroczyły 200 proc." - zauważył Mrowiec.
Wskazał, że oprócz warzyw, inflację podbijają także ceny mięsa, zwłaszcza wieprzowego. "Jest to związane z chorobą ASF w Chinach - ale nie tylko - która podbiła światowe ceny wieprzowiny. Jeżeli rośnie cena mięsa wieprzowego, to rosną także ceny dóbr, które mogą być dla niej alternatywą. Kupujemy bowiem więcej innych rodzajów mięs generując w ten sposób dodatkowy popyt, co przekłada się na wzrost cen" - tłumaczy ekonomista. Jak zaznaczył, że wzrost ceny mięsa i warzyw odpowiadał w maju br. za 80 proc. wzrostu cen żywności.
Wyjaśnił, że Główny Urząd Statystyczny - licząc inflację CPI, bądź Eurostat - licząc wskaźnik HICP, biorą pod uwagę - w przybliżeniu - przeciętne zakupy uśrednionego gospodarstwa domowego w danym kraju. Chodzi o tzw. koszyk konsumencki, którego skład obliczany jest na podstawie badania struktury spożycia gospodarstw domowych w poprzednim roku. W Polsce w indeksie cen konsumenckich 31,26 proc. stanowi żywność, napoje oraz wyroby tytoniowe. Sama żywność i napoje bezalkoholowe to ok. 25 proc.
"To oznacza, że na nasz koszyk konsumencki w jednej czwartej składa się z żywność i napoje bezalkoholowe. To największy element koszyka obejmujący towary, które najczęściej kupujemy. Wzrost cen tych towarów rzutuje na nasze poczucie dynamiki inflacji" - powiedział Mrowiec.
Dodał, że w czerwcu br. ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły o 5,7 proc. rdr, a sama żywność podrożała o 5,8 prc. rdr. Dlatego można mieć wrażenie "niedopasowania" między odczuciami konsumentów, a danymi urzędu statystycznego dotyczącymi inflacji w czerwcu br.
"Jeżeli do tego przypomnimy sobie, ile kosztuje np. pietruszka, to można odnieść wrażenie, że coś nie gra. Jednak +wszystko gra+ ponieważ żywność odpowiada tylko za jedną czwartą koszyka. Np. ceny odzieży i obuwia spadają od wielu lat, ostatnio o 1,3 proc. rdr., choć odpowiadają za niecały 5 proc. koszyka. Za prawie 20 proc. koszyka odpowiadają wydatki na użytkowanie domu i mieszkania oraz nośniki energii, a tu mamy dynamikę cen w wysokości 1,5 proc. rdr. W przypadku transportu wzrost w maju wniósł 1,7 proc. rdr. Biorąc pod uwagę dynamikę we wszystkich tych kategoriach i ich wagi otrzymaliśmy inflację w czerwcu br. w wysokości 2,6 proc." - wyjaśnił Mrowiec.
W jego opinii do poczucia wysokiej inflacji może przyczyniać się także wzrost cen usług, które w maju rosły szybciej niż towarów (o 3,3 proc.)
Zdaniem ekonomisty można się spodziewać, że ceny żywności będą nadal rosły - choćby ze względu na pogodę - co mogłoby istotnie wpłynąć na wzrost wydatków gospodarstw domowych w najbliższych miesiącach.
"Ceny żywności zdeterminowane są przede wszystkim aurą, a jak dotychczas mamy wyjątkowo suchy rok. Drugi element cenotwórczy to wzrost płac osób, które warzywa i owoce zbierają. Producenci mają problemy ze znalezieniem ludzi do pracy, a jeżeli znajdują, muszą się liczyć z oczekiwaniem wyższych wynagrodzeń. Wzrost stawek za pracę przy zbiorach, czy całej obsłudze procesu rolnego pcha ceny warzyw o owoców górę" - mówi ekonomista.
"Perspektywa jest taka, że ceny żywności będą rosły. Pamiętajmy jednak, że od 2013 r. średnioroczny wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw jest wyraźnie dodatni. W ostatnich latach mieliśmy wzrosty w wysokości 6-7 proc. Statystyczny konsument w ostatnich latach zarabia więcej, wiec ma pewną poduszkę, która trochę się zmniejszy jeżeli będzie musiał więcej płacić za żywność" - powiedział ekonomista.
Dodał, że w przypadku rosnących cen żywności można mieć do czynienia z substytucją, która jest "standardową reakcją konsumenta na wzrost cen jednej grupy towarowej" - konsumenci kupują mniej towarów drożejących, a więcej takich, które nie podrożały lub nawet potaniały.
Mrowiec zauważył przy tym, że w Polsce znaczną część owoców o tej porze roku stanowią owoce importowane, których ceny zależą od rynków światowych oraz krajowe jabłka i gruszki. "W przypadku jabłek ceny spadły o 50 proc. rdr, a gruszek - 17 proc. rdr. Jeżeli popatrzymy na owoce importowane, to cytryny potaniały o 28 proc., mandarynki o 18 proc., winogrona o 10 proc., a cena pomarańczy praktycznie nie zmieniła się" - wskazał.
Według niego możliwe jest, że w tym roku średnioroczna inflacja wyniesie 2 proc. - jak prognozuje NBP - niemniej, jak zaznaczył, inaczej niż bank centralny postrzega ryzyka dla tej prognozy.
"Moim zdaniem ryzyka są skierowane w górę. Mamy kwestie cen żywności, nie wiemy jak się potoczą kwestie związane z ropą naftową, na co nie mamy wpływu, bo zależą one od geopolityki. Pamiętajmy też o trwającym od wielu lat wzroście pensji, co związane jest z rosnącymi kosztami dla przedsiębiorców. Tego wzrostu firmy działające na konkurencyjnych, otwartych rynkach (...) nie mogły zrekompensować wzrostem cen swoich wyrobów. Myślę, że dochodzimy do granicy, po przekroczeniu której krajowi producenci będą próbowali podnosić ceny" - powiedział.
Z drugiej strony, jak zauważył, wzrost pensji to dobra wiadomość dla pracujących. Ich wynagrodzenia nadal będą rosły, co wynika z podaży i popytu na pracę w gospodarce oraz trendów demograficznych. Oznacza to, że koszty wytwarzania będą rosły, co nie pozostanie bez wpływu na inflację - podsumował.