Pekin poszerzył swoją strefę wpływów w Europie Środkowej. Ale państwa regionu należące do Unii Europejskiej pozostają ostrożne wobec oferty Państwa Środka
Grecja dołączyła w piątek do gospodarczego formatu 16+1, umacniając tym samym chińskie wpływy w Europie Środkowej. Od kilku tygodni Pekin prowadzi dyplomatyczną ofensywę na naszym kontynencie. Prawie miesiąc temu chiński przywódca Xi Jinping złożył wizyty w Rzymie, Paryżu i Monako. Z kolei w zeszłym tygodniu w UE gościł premier Państwa Środka Li Keqiang, który po zakończonym porozumieniem szczycie w Brukseli udał się do Dubrownika na spotkanie 16+1.
Ten zaproponowany siedem lat temu przez Pekin format niepokoi zachodnią Europę. Dla niej państwa środkowoeuropejskie biorące udział w rozmowach sam na sam z Chińczykami to ich konie trojańskie. Wśród nich jest 11 krajów należących do Wspólnoty, w tym Polska. – Taka krytyka wynika jednak z niezrozumienia, w jaki sposób Europa Środkowa formułuje swoją politykę wobec Pekinu – uważa analityk Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) Jakub Jakóbowski. Jak podkreślił, kraje regionu, w szczególności te unijne, zabiegają o to, by Chiny dostosowały swoją ofertę do obowiązujących w UE reguł. Czyli by azjatyckie inwestycje były transparentne i bez ukrytych zobowiązań.
Bez tego format dalej nie będzie spełniał nadziei pokładanych w nim zarówno przez Chiny, jak i Europę Środkową. – Oczekiwania obu stron się rozminęły. To, co Państwo Środka zaproponowało, było dostosowane do krajów Bałkanów Zachodnich będących poza UE, ale nie pasowało pod względem prawnym i biznesowym do otoczenia unijnego – uważa analityk OSW.
Również Warszawa nie kryje rozczarowania współpracą z Pekinem. Rząd Mateusza Morawieckiego oczekuje od Chin większej otwartości na zagraniczne podmioty i poprawienia niekorzystnego dla nas bilansu handlowego. O tym szef rządu rozmawiał w piątek w Dubrowniku z premierem Li. Jak relacjonował Morawiecki, chiński lider obiecał mu w czasie spotkania działania na rzecz bardziej zrównoważonej wymiany handlowej. – Zobaczymy oczywiście, czy w ślad za tą rozmową pójdą też konkretne zmiany w regulacjach – mówił szef rządu.
Podobnie jest w innych stolicach regionu należących do UE – one też do tej pory nie zdecydowały się na większe chińskie inwestycje. Jedynym państwem, które to zrobiło, są dzisiaj Węgry. Ale rozpoczęty projekt połączenia kolejowego z Belgradu do Budapesztu po węgierskiej stronie na razie stoi, ponieważ zastrzeżenia do niego ma Komisja Europejska. Również w Budapeszcie – jak mówi Jakóbowski – podnoszone są głosy, że umowę trzeba renegocjować, bo ta obecna jest dla Węgrów niekorzystna.
We współpracy regionu z Chinami ważny jest kontekst wojny handlowej pomiędzy Pekinem a Waszyngtonem. Kraje środkowoeuropejskie w przeważającej mierze są proamerykańskie. Jeśli dojdzie do poważnych napięć na linii Chiny – USA, można się spodziewać, że wola zacieśniania relacji z Państwem Środka wśród nich osłabnie.
Z chińskiej oferty korzystają jednak państwa spoza UE. Pekin zainwestował na Bałkanach Zachodnich (dane z 2017 r. za Międzynarodowym Funduszem Walutowym) 6,2 mld euro w infrastrukturę energetyczną, drogową i kolejową. Azjatyckie inwestycje zastępują malejące w ostatnich latach w regionie fundusze rozwojowe od partnerów zachodnich. W tym sensie są one postrzegane jako koło ratunkowe.
Za sprawą 700 mln euro pożyczki z Pekinu Bośnia i Hercegowina szykują się do rozpoczęcia budowy nowej elektrociepłowni, największej inwestycji w tym kraju od czasu wojny. Ale korzystanie z chińskich kredytów prowadzi do tego, że Państwo Środka posiada dzisiaj 14 proc. zagranicznego długu Sarajewa.