Polska liczy, że szwedzki Sąd Najwyższy spyta TSUE, co zrobić z odszkodowaniem dla inwestora, a ten uzna, że nie musimy go płacić.
Sprawa odszkodowania, jakie Polska ma wypłacić funduszowi Abris (formalnie kontrolowanej przez niego spółce PL Holdings) za wywłaszczenie go z akcji FM Banku, nabrała tempa miesiąc temu. Wówczas szwedzki sąd apelacyjny oddalił skargi polskiej strony i uznał, że odszkodowanie, o którym zadecydował Trybunał Arbitrażowy, jest należne i podlega natychmiastowej wypłacie. Fundusz wezwał Ministerstwo Finansów do przelewu ponad 720 mln zł plus uregulowania kosztów prawnych w wysokości ok. 4 mln euro. Dał na to dwa tygodnie i zapowiedział, że jeśli pieniądze nie dotrą, rozpocznie egzekucję w Polsce i za granicą należnego odszkodowania.
– Fundusz Abris próbuje wyegzekwować odszkodowania przyznane przez Trybunał Arbitrażowy w Sztokholmie już od dawna. Stara się o tytuł egzekucyjny przed sądem w Wielkiej Brytanii, ale polskiej stronie jak na razie udaje się skutecznie zablokować te starania – mówi nasz informator zbliżony do sprawy. Abris potwierdził nam te informacje i wskazał, że ma tytuł egzekucyjny także w Szwecji. Tam jednak Polska nie ma aktywów, z których można ściągać odszkodowanie.
Przelewu nie będzie
Resort finansów oficjalnie poinformował już inwestora w piśmie z 19 marca, że skoro złożył skargę do szwedzkiego Sądu Najwyższego, to na razie nie zamierza wypłacać żadnego odszkodowania.
– Minister Finansów Rzeczpospolitej Polskiej nie widzi możliwości zapłaty wskazanych kwot na tym etapie sprawy. Odmowa płatności stanowi konsekwencję dotychczasowego stanowiska RP, należy bowiem zauważyć, że postępowanie w sprawie ze skarg o uchylenie wyroków Trybunału Arbitrażowego nie zostało zakończone i znajduje się obecnie w kolejnej fazie – wynika z podpisanego przez wiceministra finansów Leszka Skibę pisma, do którego udało nam się dotrzeć.
Kolejna faza to właśnie skarga do Sądu Najwyższego. Furtkę taką otworzył nam sąd apelacyjny. Nasi informatorzy wskazują, że sprawa może się tam toczyć nawet przez półtora roku.
– Podkreślenia wymaga, że RP uznaje wyrok Sądu Apelacyjnego w Sztokholmie za wadliwy, m.in. jako niezgodny z prawem Unii Europejskiej, a ponadto stanowiący próbę obejścia konsekwencji wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 6 marca 2018 r. w sprawie Achmea – pisze Skiba. Zaznacza, że na tym etapie strona polska jest gotowa jedynie do podjęcia rozmów w sprawie kosztów prawnych i wpłacenia pieniędzy na rachunek depozytowy.
Wszystko wskazuje, że jeszcze długo poczekamy na ostateczne rozstrzygnięcie tej sprawy, a po stronie polskiej jest silna determinacja, aby nie wypłacać inwestorowi odszkodowania. Odsetki w wysokości ok. 125 tys. zł dziennie będą więc rosły. Abris zaś zapowiedział już, że zwróci się również do Sądu Najwyższego o kolejne ok. 90 mln zł odsetek w tej sprawie. W sumie więc całkowity przelew – w przypadku przegranej Polski – może sięgnąć przeszło 900 mln zł.
TSUE na pomoc
Naszych dwóch niezależnych od siebie informatorów po stronie polskiej wskazuje, że sprawa nie jest w szwedzkim Sądzie Najwyższym na straconej pozycji. Szczególnie że naszym koronnym argumentem ma być to, że podstawa arbitrażu, czyli dwustronna umowa o ochronie i popieraniu inwestycji zawarta między Polską a Belgią i Luksemburgiem (umowa BIT), jest niezgodna z unijnymi przepisami. To pokłosie nie tylko komunikatów Komisji Europejskiej, lecz także wyroku TSUE w sporze holenderskiej spółki Achmea ze Słowacją. Trybunał wziął stronę kraju członkowskiego Unii i stwierdził , że „niezgodność BIT z prawem UE powinna być uwzględniana przez sądy państw członkowskich w ramach sprawowanej przez nie kontroli nad wyrokami arbitrażowymi za samoistną podstawę do uchylenia, odmowy uznania lub odmowy wykonania wyroków arbitrażowych”.
– Nie można wykluczyć, że będzie pytanie prejudycjalne do TSUE ze strony Sądu Najwyższego w Szwecji – mówi nasz informator. Taki krok może mieć miejsce, jeśli szwedzki sąd będzie miał wątpliwości, jak interpretować unijne prawo w sporze Abrisu z Polską. Nasze źródło wskazuje, że decyzja sądu apelacyjnego, który dał nam możliwość zaskarżenia sprawy do Sądu Najwyższego, można odczytywać jako próbę umycia rąk od decyzji w tej sprawie i skierowania jej na wyższy szczebel.
– Sąd Najwyższy może zrobić de facto to samo, kierując pytanie prejudycjalne do TSUE. W innym przypadku możemy mieć do czynienia z próbą obejścia wyroku unijnego Trybunału – mówi.
Rząd stoi na stanowisku, że skoro wyrok arbitrażowy narusza unijne prawo, to wypłacając odszkodowanie, sami dopuścilibyśmy się złamania innych przepisów UE.
– Zasadność żądania wypłaty odszkodowania należy oceniać nie tylko przez pryzmat złożenia przez Polskę skargi kasacyjnej do SN, lecz także rozważenia wymagać będzie, czy realizacja tego żądania nie stanowiłaby naruszenia prawa UE – w świetle wyroku TSUE dotyczącego Achmei i wytycznych KE – w tym, czy nie będzie stanowić niedozwolonej pomocy publicznej – twierdzi nasz rozmówca.