Rok 2018 upływa na rynkach finansowych pod znakiem obaw. Inwestorzy najbardziej boją się trzech problemów. Wszystkie właśnie wróciły
Rok 2018 upływa na rynkach finansowych pod znakiem obaw. Inwestorzy najbardziej boją się trzech problemów. Wszystkie właśnie wróciły
Niepewność to dla rynków finansowych rzecz niezwykle toksyczna. W gospodarce zawsze jest ryzyko związane z prowadzeniem biznesu. Ale to coś innego niż niepewność związana z procesami, o których wiemy, że się dzieją i mogą zmienić otoczenie, w którym się znajdujemy, ale jednocześnie nie mamy szans, aby przewidzieć, w jaki sposób się zakończą.
Dziś mamy w naszym otoczeniu aż trzy takie tematy. Pierwszy to brexit. W tej kwestii sprawy toczą się niezwykle szybko. Wiadomo już, że Londyn i Bruksela osiągnęły porozumienie dotyczące tekstu układu o wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Ale nie wiadomo, czy ten tekst zaakceptuje brytyjski parlament. W związku z tym, że może go odrzucić, nie wiadomo też, czy efektem wtórnym nie będzie upadek rządu Theresy May.
Gdyby tak się stało, to nie wiadomo, czy będzie to oznaczać wcześniejsze wybory, a jeśli tak, może również powtórkę referendum w sprawie brexitu. Wiadomo za to, że jeśli parlament nie zaakceptuje umowy wynegocjowanej przez May, to scenariusz hard brexitu stanie się dużo bardziej prawdopodobny. A to z kolei oznacza, że mamy masę kolejnych ważnych niewiadowych dotyczących tego, jak będą wyglądać stosunki gospodarcze między UE i jej krajami a Wielką Brytanią po marcu 2019 r. Dziś nikt nie ma zielonego pojęcia, jak zakończy się proces polityczny związany z brexitem.
Druga sprawa to Włosi i ich budżet na 2019 r. Wiadomo, że pierwszy projekt przygotowany przez rząd Ligi i Ruchu 5 Gwiazd Komisja Europejska zamaszystym ruchem wyrzuciła przez okno i nakazała przygotowanie nowego, który spełni unijne reguły. Zgodnie z nimi kraj tak zadłużony jak Włochy musi skupiać się na tym, aby to zadłużenie zmniejszać, a więc ze szczególną starannością pilnować, aby deficyt w kolejnych latach był jak najmniejszy. Włosi tymczasem w 2019 r. zamierzają go istotnie zwiększyć, bo chcą zrealizować obietnice wyborcze.
Komisja Europejska odniesie się do sprawy w przyszłym tygodniu i jest spora szansa na to, że przesłany z symbolicznymi poprawkami budżet ponownie odrzuci. Nikt nie oczekuje, że rząd nagle się ugnie i wpisze do ustawy to, co mu w Brukseli podyktują. Wicepremier Luigi Di Maio powiedział, że przyjęcie unijnych nakazów o drastycznym ograniczeniu deficytu byłoby samobójstwem. Jest sporo ekonomistów, którzy z ciężkim sercem, ale jednak przyznają mu rację. Gospodarka jest w złym stanie i potrzebuje poważnych reform, których rząd nie planuje, ale z drugiej strony zalecenia z Brukseli mogą jej tylko dodatkowo zaszkodzić.
Nie wiadomo więc, co dalej z włoską gospodarką, a to trzecia największa gospodarka UE. Mamy tu więc dwa ogromne ryzyka: gospodarcze i polityczne. Procedury unijne, które trzeba będzie przeprowadzić, jeśli Włosi nie posłuchają Brukseli, są tak rozciągnięte w czasie, że zapewnią ostry konflikt polityczny na linii Rzym– –Bruksela przez co najmniej kolejny rok. Będzie to napędzać atmosferę konfliktu wewnątrzunijnego, którą mogą wykorzystać politycy antyunijni, no i wciąż będzie istnieć zagrożenie, że rynki finansowe tego w końcu nie wytrzymają i pieniądze zaczną z Włoch uciekać. Na końcu tych procedur jest możliwość nałożenia na Włochy sankcji finansowych. Ucieczka kapitału może zaś doprowadzić do poważnego kryzysu bankowego i co za tym idzie – kryzysu w całej strefie euro. Nie wiadomo, czy tak będzie, ale nie można tego wykluczyć i z pewnością to ryzyko nie zniknie w ciągu najbliższych miesięcy.
Jest też temat trzeci, czyli wojna celna z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Przywołał go szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, wspominając parę dni temu, że zawieszenie broni między Unią a Stanami Zjednoczonymi może nie potrwać długo. Konkretniej: może zakończyć się wraz z końcem roku. O tym, że Amerykanie nałożą cła na samochody z Europy, było głośno w połowie roku, ale w lipcu Junckerowi podczas spotkania z Trumpem w Waszyngtonie udało się dojść do porozumienia i temat zniknął. Teraz wraca.
Wiadomo, że Trump jest wielkim zwolennikiem nałożenia cła na samochody, ale spora część jego współpracowników mu to odradza. Po wtorkowym spotkaniu prezydenta USA z jego doradcami do spraw handlu postanowiono decyzję o cłach odłożyć na później, bo Departament Handlu nie zakończył prac nad raportem o imporcie aut, a cła można wprowadzić tylko w oparciu o raport. Departament ma go przedstawić do lutego 2019 r. Nikt chyba nie wierzy, że współpracownicy Trumpa będą w stanie przekonać go do tego, żeby ceł nie wprowadzać. Nie wierzy w to zapewne też Jean-Claude Juncker, którego słowa można traktować jako zapowiedź tego, co nas czeka.
Uderzenie w branżę motoryzacyjną cłami w wysokości 25 proc. wywoła problemy we Francji, w Hiszpanii, we Włoszech, a przede wszystkim w Niemczech, a w kolejnym kroku – w Czechach, Polsce, na Słowacji i Węgrzech, czyli wszędzie tam, gdzie silnie zintegrowany z Niemcami przemysł motoryzacyjny odgrywa ważną rolę. Ale nie ma pewności, że tak się stanie. Możę wcześniej Unia zgodzi się na jakiś deal z Trumpem, który nie będzie dla nas korzystny, ale pozwoli uniknąć jeszcze gorszych konsekwencji braku porozumienia. Tego też dzisiaj nie wiadomo. Wiadomo tylko, co nam grozi.
Z kalendarza z kolei wynika, że jeśli wszystko pójdzie źle, to cła na europejskie samochody pojawią się w tym samym czasie, w którym nastąpi chaotyczny brexit ze skutkami trudnymi do przewidzenia, a wszystko to będzie się dziać w chwili, gdy Włosi będą już w procedurze nadmiernego deficytu, która będzie straszyć inwestorów na rynkach finansowych. To wszystko przed nami już w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Rok 2019 będzie jeszcze ciekawszy od 2018. Niestety istnieje spore prawdopodobieństwo, że dla gospodarki europejskiej może to być rok dość ponury.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama