Na początek zagadka. Kto jest autorem słów „potrafię policzyć ruch gwiazd, ale nie ludzkie szaleństwo”. Dla ułatwienia dodam, że ta osoba zajmowała się również emisją pieniądza, z tym że pierwsza odpowiedź, która się nasuwa, jest błędna. Bo nie był to Mikołaj Kopernik, który blisko 500 lat temu, w marcu 1522 r., ogłosił w Grudziądzu traktat „O szacunku monety”, z którego wyewoluowało późniejsze prawo nazywane jego imieniem głoszące, że pieniądz gorszy wypiera z obiegu pieniądz lepszy.
Na początek zagadka. Kto jest autorem słów „potrafię policzyć ruch gwiazd, ale nie ludzkie szaleństwo”. Dla ułatwienia dodam, że ta osoba zajmowała się również emisją pieniądza, z tym że pierwsza odpowiedź, która się nasuwa, jest błędna. Bo nie był to Mikołaj Kopernik, który blisko 500 lat temu, w marcu 1522 r., ogłosił w Grudziądzu traktat „O szacunku monety”, z którego wyewoluowało późniejsze prawo nazywane jego imieniem głoszące, że pieniądz gorszy wypiera z obiegu pieniądz lepszy.
Kontakty tej osoby z pieniądzem były bardzo namacalne, ponieważ nasz bohater objął posadę nadzorcy mennicy królewskiej i zarządzał nią przez ponad 30 lat. I rządził wyjątkowo twardą ręką. Doprowadził nawet do konfliktu z lokalną policją, ponieważ osobiście uczestniczył w przesłuchaniach ludzi, którzy byli oskarżeni o fałszowanie oraz obcinanie (było kiedyś takie przestępstwo) srebrnych monet. Tylko w jednym roku (nie podam, w którym, aby nie ułatwiać rozwiązania zagadki) za opisane czynności wykonano 20 wyroków śmierci. Generalnie był osobą zrzędliwą i kłótliwą. Przez 20 lat spierał się z niemieckim matematykiem Gottfriedem Leibnizem, kto jest autorem rachunku fluksji, który dziś nazywany jest rachunkiem różniczkowym.
Ale świat zapamiętał go z dobrej strony. Dlatego podpowiedź druga: na nagrobku tej osoby znajduje się inskrypcja zainspirowana biblijnym opisem stworzenia świata: „Naturę i jej prawa ciemność spowijała; Bóg rzekł: Niech będzie [nasz bohater]! I światłość się stała”. Dalej nic? Niedobrze. To może tytuł felietonu? Podpowiedź trzecia powinna przynieść właściwą odpowiedź. Powszechna jest anegdota głosząca, że nasz bohater odpoczywał w sadzie i zobaczył, zaś w innej wersji: poczuł na własnej głowie, spadające jabłko.
Stwierdzenie Izaaka Newtona dotyczące tego, że nie potrafi on policzyć ludzkiego szaleństwa, związane jest z mało znanym epizodem z jego życia dotyczącym nieudanej inwestycji w akcje spółki Kompania Mórz Południowych. Przy okazji wyjaśnię, że specjalnie pozwoliłem sobie przytoczyć fragment życiorysu tego wielkiego naukowca, w którym wskazuję, że przez wiele lat zarządzał on mennicą. Chciałem pokazać, że miał dużą wiedzę na temat pieniądza, zarówno w teorii, jak i praktyce.
Kompania została założona w 1711 r. Powołano ją, ponieważ po dziesięciu latach wojny, rozpoczętej w 1701 r., a nazywanej teraz wojną o sukcesję hiszpańską, szala zwycięstwa powoli przechylała się na stronę koalicji zawiązanej przez Anglików (to wówczas zdobyty został Gibraltar). Z tym że sukcesom za granicą towarzyszyły problemy wewnętrzne.
W styczniu 1711 r. rozpoczęto rozmowy pokojowe pomiędzy Francją a (już) Wielką Brytanią, i wiązano z nimi bardzo duże nadzieje na przyznanie prawa do prowadzenia handlu z hiszpańskimi koloniami w Ameryce. Idea była prosta: grupa kupców przejęła na siebie zobowiązania wojenne w zamian za odsetki wynoszące 6 proc. rocznie oraz za monopol na handel z morzami południowymi. Po uchwaleniu odpowiednich przepisów przez parlament zostali oni założycielami opisywanej spółki. Szczegóły znajdzie czytelnik w ciągle aktualnym trzytomowym dziele z 1841 r. zatytułowanym „Niezwykłe szaleństwa i złudzenia tłumów”. W Polsce pod tym tytułem wydane zostały trzy pierwsze rozdziały pierwszego tomu poświęcone bańkom spekulacyjnym. Sądzę, że w najbliższym czasie to dzieło powinno zostać wydane w wersji rozszerzonej o kolejne rozdziały poświęcone: poszukiwaniu kamienia filozoficznego, handlowi relikwiom, polowaniom na czarownice, zafascynowaniu społeczeństwa przestępcami czy wpływowi polityki i religii na włosy i brodę.
Fala spekulacji na akcjach spółki zaczęła się nasilać w 1718 r., a przyczyniło się do tego wypłacanie coraz większych dywidend oraz plotki, że odkryto bogate złoża srebra, że Hiszpania miała przyznać prawo do wolnego handlu we wszystkich swoich koloniach i tak dalej. Na początku 1720 r. za jedną akcję płacono ok. 130 funtów, w lutym 150 i wówczas zainwestował w tę spółkę Newton. Sprzedał akcje trzy miesiące później po cenie 350 funtów, kiedy spółka przeprowadzała pierwszą, a chwilę później drugą, publiczną subskrypcję. Zachował się prawidłowo, zrealizował znaczny zysk, a za dobry moment do zamknięcia pozycji uznał emisję nowych akcji. Ale rynek się nie zatrzymał, wchłonął nowe akcje i po dwóch miesiącach stabilizacji (analitycy techniczni nazywają to konsolidacją) zaczęła się druga faza wzrostu. I to już była typowa hiperbola spekulacyjna. Wszyscy obok niego stawali się coraz bogatsi. A on nie. I co zrobił? Przy cenie 700 funtów w czerwcu wsiadł do odjeżdżającego pociągu. Za wszystko. Miesiąc później akcje osiągnęły swoje maksimum – 950 funtów. A później? Załamany Newton sprzedawał swoje akcje po 300 i 200 funtów.
Po 300 latach od tamtych wydarzeń wiemy znacznie więcej na temat spekulacyjnego szaleństwa na rynkach. Proszę zwrócić uwagę, że używałem określeń „typowa” czy „nazywają to”, bo po czasie łatwo jest opisywać takie wydarzenia. Ale dużo więcej wiemy na temat samego sposobu myślenia ludzi o pieniądzach. Rok temu Nagrodę Nobla w ekonomii dostał Richard Thaler za swoje badania nad ekonomią behawioralną, a kilkanaście lat temu Daniel Kahneman za teorię perspektywy, czyli stosowanie wniosków z badań psychologicznych do analizy zasad podejmowania decyzji. Czy ta wiedza uchroni nas przed kolejnymi bańkami spekulacyjnymi? Nie. A po co?
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama