Bądźcie solidarni, bądźcie odpowiedzialni, bądźcie uczciwi. Pochylcie się nad krzywdą innych, bo to przecież nasz wspólny dom, wspólny problem i wspólne nieszczęście, więc otwórzcie szeroko zimne finansowe serca, nie bacząc na przyszłe z tego tytułu wasze banksterskie straty i straty akcjonariuszy, którymi czasami są ci sami zatopieni obligacjami inwestorzy”.
I, jak powiada pismo święte w Ewangelii św. Jana, Chrystus rzekł: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem”. Jako że żaden z banków nie chce wyjść przed orkiestrę i pierwszy dorzucić cokolwiek do koszyczka, rezygnując z zabezpieczeń, mam następująca propozycję. Nic tak dobrze nie robi, jak przykład idący z góry.
Nikt też nie zrobił do tej pory lepszego interesu na GetBacku niż podmioty zaangażowane w jego ofertę publiczną, łącznie z największym beneficjentem - Abrisem, który ze sprzedaży akcji 4 035 inwestorom (w tym 3 641 indywidualnych) dokładnie rok temu przytulił 370 mln zł. Co ciekawe, popyt na akcje tego jednorożca był tak duży, że stopa redukcji w transzy dla drobnych wyniosła prawie 50 proc. Inwestorzy indywidualni mogą zatem mówić o szczęściu, bo mogli utopić w akcjach dwa razy więcej, gdyby im przydzielono tyle, ile chcieli. Wartość akcji – jeśli wziąć pod uwagę tzw.
Teoretyczny Kurs Otwarcia (TKO) – wypada gdzieś pomiędzy zerem a 1 zł. Nawet jeśli po odwieszeniu papiery będą notowane w granicach tej górnej ceny, to ci, którzy kupili je w ofercie publicznej po 18 zł, stracą 95 proc. zainwestowanego kapitału , czyli odzyskają najwyżej 5 proc., co przy 31 – proc. propozycji odzysku dla obligatariuszy, czyni z tych pierwszych wyzerowanych frajerów.
A kto jeszcze i ile zarobił na ofercie GetBacku? 20 lipca 2017 r. spółka w komunikacie ESPI podsumowującym ofertę poinformowała, że:
„Na dzień sporządzenia niniejszego raportu spółka nie posiada informacji o ostatecznym rozliczeniu kosztów emisji. Koszty te zostaną podane do wiadomości publicznej w formie raportu bieżącego po otrzymaniu zestawienia i akceptacji wszystkich kosztów od podmiotów zaangażowanych w pracę nad przygotowaniem i przeprowadzeniem oferty”.
Prawdopodobnie do dzisiaj spółka szuka tych zestawień, bo minął ponad rok, a żaden tego typu raport w tym czasie się nie pojawił. Szacując jednak, że dla tak dużej oferty (760 mln zł) wyniosły one około 5 proc., to podmioty w niej uczestniczące (banki, biura maklerskie, audytorzy, kancelarie prawne, media itd.) mogły zarobić nawet 38 mln zł. Więc uprzejmie apeluję w ramach solidarności i odpowiedzialności o dorzucenie się do koszyczka, bo dzięki temu będzie więcej do podziału.
Pozostaje tylko pytanie, do którego koszyczka? Do tego starego z obligatariuszami, czy do drugiego, nowszego, który upleść starają się również dochodzący swoich praw akcjonariusze?
Dariusz Jarosz
prezes Martis Consulting