Spożycie w kraju jest najniższe co najmniej od 1980 r. Producenci ratują się eksportem. Z sukcesami.
/>
Popyt na jaja w kraju jest rekordowo mały. W ubiegłym roku, według Głównego Urzędu Statystycznego, ich konsumpcja wyniosła tylko 139 sztuk na osobę. Jeszcze w 2010 r. przekraczała 200 sztuk. Producenci są zmuszeni na coraz większą skalę szukać odbiorców poza krajem.
Dlaczego w kraju jest trudniej? Mniejszy popyt w kraju to efekt zmiany nawyków żywieniowych.
– Polacy coraz bardziej przestawiają się na białko pochodzenia roślinnego. Powodem eliminowania jaj z diety jest też to, że ciągle nie ma jednoznacznych informacji, czy są zdrowe, czy nie. Do tego dochodzą powtarzające się doniesienia o zatruciach salmonellą – komentuje Hanna Stolińska-Fiedorowicz, dietetyk kliniczny.
Prof. dr hab. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego uważa, że przyczyn trzeba szukać jeszcze gdzie indziej.
– Wysoka cena sprawia, że jajka stają się coraz droższym surowcem produkcyjnym. W związku z tym naturalne staje się poszukiwanie dla nich zamienników – dodaje.
Krajowa sprzedaż się zmniejsza, rośnie za to eksport. W 2017 r. zwiększył się o 48 proc. Jego wartość przekroczyła 1,4 mld zł.
– W ubiegłym roku zanotowaliśmy duży wzrost eksportu. Blisko 80 proc. całkowitej produkcji trafiło do międzynarodowych kontrahentów – informuje Kinga Gierosz, menedżer marketingu w firmie Fermy Drobiu Woźniak.
Konsumpcja wyniosła w ub.r. tylko 139 sztuk na osobę
W ubiegłym roku warunki dla eksporterów były sprzyjające. Krajowym firmom pomogła afera z fipronilem – w czerwcu belgijska agencja ochrony żywności AFSCA poinformowała, że produkowane w jej kraju jajka mogą zawierać niebezpieczne dla zdrowia stężenie tej substancji owadobójczej. Obecność fipronilu stwierdzono także w jajkach z Holandii i Francji. To zwróciło oczy odbiorów z zachodniej Europy na bezpieczną pod tym względem Polskę.
Dane za ten rok pokazują, że polscy producenci nadal korzystają na dobrej opinii za granicą. Od stycznia do maja eksport zwiększył się pod względem ilości o 15,7 proc. do 98 tys. ton, a wartości o 31 proc. do 515 mln zł.
Na krajowy rynek mają wpływ jeszcze dwie tendencje. Pierwsza: przybywa sieci handlowych, usługowych czy firm przetwórczych, które rezygnują z jaj z chowu klatkowego. Ostatnio na taki krok zdecydowała się spółka Colian, a wcześniej np. Orbis i Makro.
Tymczasem, jak informuje Piotr Lisiecki z Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz, ponad 80 proc. produkcji w Polsce to chów klatkowy. Producenci od niego nie odchodzą, bo uważają, że „trójki” nadal będą potrzebne w przemyśle, który szuka najtańszych surowców. Pozostaną im też wierni ci konsumenci, którzy kierują się przy wyborze głównie ceną. Przejście na wolny wybieg nie jest łatwe. Problemem jest np. powierzchnia, jaką należy zapewnić kurom, czy zabezpieczenie stad przed zanieczyszczeniami i chorobami – np. ptasią grypą.
– Producenci, którzy zainwestowali miliony złotych w chów klatkowy, nie odchodzą od niego. Rozbudowują natomiast fermy o chów ściółkowy, czy z wolnego wybiegu. To wpływa na wzrost produkcji – tłumaczy hodowca z województwa wielkopolskiego.
Z danych GUS wynika, że w ostatnim roku zwiększyła się ona o ponad 3,8 proc. do niemal 11 mld sztuk.
Druga tendencja: rozwój tzw. produkcji przyzagrodowej (jest ona uwzględniana w ogólnym spożyciu na osobę). – Szacujemy, że dziś liczy nawet 14 mln kur niosek. Populacja zarejestrowanych niosek liczy natomiast 43 mln sztuk. Z naszych obliczeń wynika, że ponad 30 jaj na osobę jest już spożywanych z takiego źródła – wylicza Piotr Lisiecki. Jak podkreśla, taka działalność pozostaje zarówno poza kontrolą weterynaryjną, jak i urzędu skarbowego.