Pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce ma szansę zostać uruchomiona w 2020 r., zgodnie z rządowym planem - uważa nowy prezes Państwowej Agencji Atomistyki prof. Michał Waligórski. Jego zdaniem, Polska jest do tego dobrze przygotowana.

13 stycznia br. rząd przyjął uchwałę, zgodnie z którą Polska Grupa Energetyczna (PGE) do 2020 r. zbuduje w Polsce jedną lub dwie elektrownie jądrowe. Jak powiedział prof. Waligórski w rozmowie z PAP, to realny scenariusz, bo mamy odpowiednie rozwiązania prawne, sprawnie funkcjonujące instytucje kontrolne oraz wzrastający poziom akceptacji społecznej. Jednak dla terminowego uruchomienia elektrowni inwestor musi się pospieszyć z wyborem lokalizacji i typu reaktora, ogłoszeniem i rozstrzygnięciem przetargu, ponieważ nie jesteśmy jedynym państwem, które planuje rozwój energetyki jądrowej.

Jak tłumaczył profesor Waligórski, pod względem regulacji prawnych, Polska jest gotowa na rozwój energetyki jądrowej. "Ustawa prawo atomowe w obecnej postaci umożliwia wejście na drogę prowadzącą do energetyki jądrowej" - tłumaczył. Jak zastrzegł, prawo będzie jedynie wymagało unowocześnienia, bo np. trzeba w nim będzie zapisać tryb i procedury nadawania uprawnień osobom zajmującym w elektrowni jądrowej stanowiska istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa. "Celowo tego wcześniej nie zrobiono, bo trudno było przewidzieć, jakie będą technologie w nowej elektrowni, a od tego będą zależały te stanowiska" - tłumaczył.

Prezes PAA podkreślił, że zmienia się nastawienie społeczeństwa do energetyki jądrowej. Polacy, uprzedzeni do tego typu elektrowni po katastrofie w Czarnobylu w 1986 r., powoli zmieniają swoje zapatrywania. PAA regularnie monitoruje nastroje społeczne związane z energetyką jądrową. Od roku 1989 do 2008 systematycznie rośnie odsetek osób, które w sondażach opowiadają się za budową elektrowni jądrowej w Polsce. W 1989 r. 32 proc. badanych było "za", 12 proc. udzieliło odpowiedzi "nie wiem", 56 proc. - "przeciw".

W badaniach Pentora przeprowadzonych w grudniu 2008 r. na zlecenie PAA, Polakom zadano pytanie: "Czy Pana(i) zdaniem Polska powinna w najbliższym czasie zbudować elektrownię jądrową?". 21 proc. ankietowanych udzieliło odpowiedzi "zdecydowanie tak", 26 proc. - "raczej tak", 21 proc. - "raczej nie", 17 proc. - "zdecydowanie nie", a 15 proc. nie miało w tej sprawie opinii. Co łącznie daje 47 proc. odpowiedzi "za", 15 proc. - "nie wiem" i 38 proc. - "przeciw".

Dla ekspertów, jak tłumaczył prof. Waligórski, katastrofa w Czarnobylu, chociaż bardzo poważna, jest paradoksalnie uspokajająca. Według niego, trudno sobie wyobrazić, że stanie się coś gorszego od pożaru w Czarnobylu, gdzie palił się otwartym płomieniem rdzeń reaktora, wyrzucając radioaktywny dym na kilka kilometrów w górę. W czasie gaszenia tego pożaru zginęły 32 osoby w wyniku pochłonięcia wysokich dawek promieniowania jonizującego. Tymczasem dla okolicznej ludności skutki skażenia były o wiele mniej groźne niż się spodziewano.

Prof. Waligórski przytoczył wyniki prac Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR), w którym reprezentuje Polskę. Według badań komitetu, jedyny skutek napromieniowania ludności po katastrofie to wzrost o ok. 4 tys. liczby osób (zwłaszcza dzieci) chorujących na raka tarczycy na skażonych terenach. Ten wzrost zachorowań spowodowany był emisją radioaktywnego izotopu jodu. Skutki tej emisji najprawdopodobniej spotęgował występujący na tym obszarze (część Białorusi, zachodnie pogranicze Rosji, północ Ukrainy) niedobór jodu.

"Natomiast nie ma żadnego wzrostu zachorowań na inne choroby nowotworowe, widocznego statystycznie u ludzi z tamtego obszaru. Wobec tego ok. 300 tys. osób z okolic elektrowni przesiedlono niepotrzebnie. To była decyzja polityczna. I jeżeli mówimy o skutkach Czarnobyla, to są one skutkami społecznymi, a nie radiacyjnymi" - ocenił prof. Waligórski.

Jak podkreślił prezes PAA, od PGE, czyli inwestora, zależy terminarz prac związanych z budową elektrowni, bo na ten cel trzeba będzie pozyskać kredyty oraz zatrudnić doświadczonych specjalistów. Przy czym, już teraz polskie uczelnie techniczne zaczynają wzbogacać swoją ofertę o kierunki związane z energetyką jądrową. "Prowadzę zajęcia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Widzę coraz większe zainteresowanie tym tematem. Nie tylko zresztą na tej uczelni. Być może zajdzie konieczność +importu+ doświadczonych ludzi z praktyką" - powiedział prof. Waligórski.

Kadra nie będzie zresztą jedynym problemem. "Kolejna istotna rzecz dla inwestora to obecny renesans energetyki jądrowej na świecie. Jeżeli się nie pospieszymy, nie będzie gdzie tego kupić. Np. kiedy Chińczycy przygotowywali się do olimpiady, to na całym świecie brakowało stali. Tu mamy trochę podobną sytuację. Potrzebne jest duża liczba bardzo konkretnych elementów. W tej chwili na świecie buduje się prawie 50 elektrowni jądrowych, nowe powstają w Europie, w Chinach oraz w innych państwach Dalekiego Wschodu, w Ameryce Południowej. Wobec tego zaczyna brakować na rynku dostawców. Deklaracja rządu jest ważna, bo pozwoli inwestorowi rezerwować dostawy" - ocenił prezes PAA.