Donald Trump przynajmniej jedną obietnicę spełnił w stu procentach. Jeszcze na wiele miesięcy przed objęciem urzędu, zanim zaczęto na poważnie brać jego prezydenckie ambicje, zapowiedział, że będzie przywódcą nieprzewidywalnym, bo w ten sposób utrudni przeciwnikom Ameryki reakcję.
/>
Po półtora roku jego rządów zagubieni są przeciwnicy USA i sojusznicy, a w niektórych przypadkach trudno nawet się zorientować, kto jest kim dla Trumpa. Największą zagadką pozostaje wciąż jego stosunek do Władimira Putina.
Z jednej strony Trump żadnej umowy z prezydentem Rosji nie zawarł, a relacje Waszyngtonu z Kremlem są równie złe, jak w chłodniejszych okresach zimnej wojny, z drugiej – obawy, że w jakiś układ z rosyjskim prezydentem chętnie by wszedł, nieustannie wracają. Również i przed zaplanowanym na poniedziałek spotkaniem obu polityków w Helsinkach.
W dużej mierze ten dysonans jest spowodowany wypowiedziami Trumpa na temat Putina, z których trudno wyczuć, czy traktuje go jako potencjalnego przyjaciela, potencjalnego partnera biznesowego czy realnego rywala.
Czapki z głów przed Rosją
Po raz pierwszy Trump wspomniał publicznie o Putinie w październiku 2007 r. – Spójrzcie na Putina, co on robi z Rosją, rozumiecie, co się tam dzieje. Mam na myśli, że ten facet – niezależnie, czy go lubicie, czy nie – robi świetną robotę, odbudowując wizerunek Rosji i odbudowując Rosję. Kropka – powiedział na antenie CNN. Było to jeszcze przed rosyjską inwazją na Gruzję, lecz już kilka miesięcy po domniemanym rosyjskim cyberataku na Estonię, zaś Trump należał wówczas do Partii Demokratycznej, a urząd prezydenta pełnił George W. Bush.
Po objęciu władzy przez Baracka Obamę w 2009 r. Trump zmienił polityczną afiliację na Partię Republikańską, lecz uznanie dla Putina pozostało. „Putin ma wielkie plany dla Rosji. Chce wypchnąć swoich sąsiadów, tak żeby Rosja mogła zdominować dostawy ropy dla całej Europy. Szanuję Putina i Rosjan, ale nie mogę uwierzyć, że nasz przywódca pozwala im zabrać tak wiele. Czapki z głów przed Rosjanami” – napisał w wydanej w 2011 r. książce „Time to Get Tough” (Czas, by być twardym).
Dwa lata później Trump i Putin po raz pierwszy się spotkali. „Sądzicie, że Putin przyjdzie na konkurs Miss Universe w listopadzie w Moskwie – a jeśli tak, to czy zostanie moim nowym najlepszym przyjacielem?” – napisał w czerwcu 2013 r. na Twitterze Trump, do którego należała wówczas część udziałów w przedsiębiorstwie organizującym konkursy piękności. Trudno wyczuć, czy faktycznie chciał on się zaprzyjaźnić z rosyjskim prezydentem, czy była to mała uszczypliwość związana z tym, że dokładnie wtedy rosyjska Duma uchwalała zakaz promowania homoseksualizmu wśród małoletnich.
Zanim Trump wyjechał do Moskwy na konkurs Miss Universe, zdążył jeszcze kilka razy wyrazić uznanie dla Putina, który tak sprytnie ogrywa Obamę, a po powrocie rozpływał się w pochwałach dla gospodarzy. – Mam z nim relację i mogę powiedzieć, że on jest bardzo zainteresowany tym, co dziś tu robimy – mówił w MSNBC. – Byłem w Moskwie, byłem w Rosji i traktowali mnie tam fantastycznie. Spotkałem wielu niesamowitych ludzi – to z kolei w Fox News. Co oznaczało to fantastyczne traktowanie, do dziś jest przedmiotem domysłów, a być może kluczem do zrozumienia niektórych działań Trumpa. Według dossier sporządzonego przez byłego brytyjskiego agenta Christophera Steele’a, Trump miał się w Moskwie zabawiać z prostytutkami podstawionymi przez rosyjskie służby specjalne, które wszystko sfilmowały, by mieć na niego „kompromaty”.
Przez cały 2014 r. Trump o Rosji i Putinie mówił dużo, ale często sprzeczne ze sobą rzeczy. Z jednej strony po rosyjskiej aneksji Krymu oświadczył, że Mitt Romney, republikański kandydat na prezydenta z 2012 r., miał rację, nazywając Rosję geopolitycznym wrogiem USA, oraz wzywał do nałożenia na Moskwę sankcji („Jest mnóstwo rzeczy, które moglibyśmy zrobić, aby gospodarczo uderzyć w Rosję. Rosja nie jest silna gospodarczo” – marzec 2014 r.), a z drugiej – kilka tygodni później chwalił sposób przeprowadzenia inwazji na Ukrainę („Kiedy widzisz zamieszki w kraju, bo krzywdzeni tam są Rosjanie, OK, »Pójdziemy tam i go przejmiemy«. On naprawdę idzie krok po kroku i trzeba mu za to oddać uznanie” – kwiecień 2014 r.). A po kolejnych kilku miesiącach, że nałożone przez administrację Obamy sankcje są niebezpieczne („Uderzyliśmy w Rosję, zrobiliśmy pewne rzeczy, które naprawdę uderzyły w Rosję. Putin jest jak zranione zwierzę. Zranieni ludzie i zranione zwierzęta mogą robić mnóstwo dziwnych rzeczy, więc lepiej trochę uważajmy” – grudzień 2014 r.). A pomiędzy tym te same opowieści, jak dobrze był w Rosji traktowany. W tych wszystkich sprzecznych wypowiedziach można znaleźć wspólny mianownik – krytykę Obamy, który wobec Putina jest bezradny, co wskazuje, że Trump myślał już wtedy o starcie w wyborach prezydenckich.
Jestem geniuszem
Trump trochę zmienił i ujednolicił swój przekaz po ogłoszeniu w czerwcu 2015 r., że będzie się ubiegał o Biały Dom. Od tej pory przy każdej okazji powtarzał – zresztą często dokładnie tym samym zdaniem – że da sobie radę z Rosjanami, czasem dodając, że poznał ich dobrze, gdy dwa lata wcześniej był w Moskwie. – Myślę, że dam sobie radę bardzo dobrze z Władimirem Putinem, po prostu tak myślę – oświadczył w lipcu. – Znam wielu ludzi. Miałem w Moskwie dwa lata temu duże wydarzenie. To był wspaniały sukces. Oszałamiający sukces. Sądzę, że sam dam sobie radę z Putinem – przekonywał z kolei w sierpniu. Równie mało konkretny był w listopadzie podczas debaty republikańskich pretendentów do nominacji prezydenckiej, gdy został zapytany, co zrobi w przypadku rosyjskiej agresji. – A więc przede wszystkim to nie tylko Rosja. Mamy problem z Koreą Północną, gdzie oni mają broń nuklearną. Wiecie, nikt o tym nie mówi, rozmawiamy o Iranie, a to jest jedna z najgorszych umów, jakie kiedykolwiek zostały zawarte… Więc mamy więcej [problemów – red.] niż tylko Rosja – odparł Trump.
Niedługo potem doczekał się po raz pierwszy publicznego uznania ze strony rosyjskiego prezydenta. Putin nazwał go bardzo „dynamicznym, bez wątpienia utalentowanym człowiekiem” i „absolutnym liderem w prezydenckim wyścigu”. To ostatnie było komplementem na wyrost, bo mało kto wtedy przypuszczał, że niemający żadnego politycznego zaplecza miliarder tak łatwo rozprawi się z kontrkandydatami. Choć w kontekście późniejszych podejrzeń, że Moskwa próbowała pomóc Trumpowi w zwycięstwie, słowa Putina nabierają dodatkowego znaczenia. Jeszcze tego samego dnia Trump się zrewanżował. – To zawsze wielki honor usłyszeć taki komplement ze strony człowieka, który jest tak szanowany we własnym kraju i poza jego granicami – mówił Trump.
W miarę trwania kampanii miliarder zaczął trochę umniejszać swoje relacje z Putinem. – Nie mam żadnej relacji z nim poza tym, że nazwał mnie geniuszem. Powiedział, że Donald Trump jest geniuszem, że będzie liderem partii, że będzie przywódcą świata czy coś takiego – przekonywał w lutym 2016 r. na wiecu, nieco przeinaczając fakty, bo słowa „geniusz” Putin nie użył. – Nigdy nie spotkałem Putina. Nie wiem, kim jest Putin. On powiedział jedną miłą rzecz o mnie. Powiedział, że jestem geniuszem. Powiedziałem gazecie, że dziękuję bardzo, i to wszystko. Nigdy nie spotkałem Putina – zapewniał z kolei w lipcu.
Zaczął też podkreślać, że będzie wobec Rosji twardy. Na przykład mówiąc, że jeśli rosyjskie samoloty nadal będą prowokacyjnie nisko przelatywać nad amerykańskimi okrętami i gdy rozmowa w tej sprawie z Putinem nie pomoże, to trzeba będzie je zestrzelić, czy zapewniając, że za jego prezydentury Rosja dalej na Ukrainę nie wejdzie. Choć cały czas miał nadzieję, że uda się jakoś ułożyć stosunki. – Mówię, że możliwe jest, byśmy mieli dobre relacje. Jeśli możemy zrobić dobry dla naszego kraju deal i poradzić sobie z Rosją, byłaby to wspaniała rzecz. Chcę spróbować – zapewniał. – Nie kocham go. Nie nienawidzę go. Zobaczymy, jak to będzie działać. Może będziemy mieć dobre relacje. Może będziemy mieć okropne. A może relacje będą gdzieś pośrodku – mówił z kolei pod koniec kampanii w Nevadzie.
Chcesz wyścigu zbrojeń
Niespodziewane zwycięstwo Trumpa nad Hillary Clinton w listopadzie 2016 r. na Kremlu zostało przyjęte z ogromnymi nadziejami. – Oczekiwania, że dojdzie do ocieplenia relacji, były uzasadnione. Składało się na to kilka czynników – Trump miał powiązania biznesowe z Rosją, w jego sztabie w czasie kampanii były osoby mające związki z Kremlem, wreszcie wskazywały na to wypowiedzi samego Trumpa, w których mówił, że może się dogadać z Putinem – mówi DGP Tomasz Smura, analityk ds. polityki międzynarodowej w think tanku Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego.
Trudno było sobie wyobrazić kogoś lepszego niż Trump do tego, by naprawić wzajemne stosunki, a w dalszej perspektywie znieść sankcje gospodarcze, uznać aneksję Krymu, a być może nawet zawrzeć jakiś nieformalny układ w sprawie stref wpływów. Szczególnie że nadzieje na to dawały też personalne nominacje nowego prezydenta, zwłaszcza Rexa Tillersona, który jako szef ExxonMobil dobrze znał się z Putinem, a u Trumpa został sekretarzem stanu. Obaj prezydenci zresztą uzgodnili podczas pierwszej rozmowy telefonicznej, że poszukają porozumienia i niedługo się spotkają osobiście.
Tymczasem po kilku tygodniach te plany zaczęły się sypać. Wychodzące na jaw coraz to nowe fakty w sprawie rosyjskich ingerencji w amerykańskie wybory i będące efektem tego śledztwo oraz zbombardowanie przez Amerykanów bazy w Syrii w odpowiedzi na atak chemiczny, co Kreml nazwał aktem agresji, spowodowały, że relacje z obiecujących nagle zmieniły się w bardzo złe. – Nie współpracujemy z Rosją ani trochę. Nasze relacje może są najgorsze w historii – mówił już w połowie kwietnia Trump, dodając, że już nie uważa NATO za przestarzałe i niepotrzebne. Choć zwrócono przy tym uwagę, że Trump uważał, by krytyka nie była wymierzona bezpośrednio w Putina. Ten zresztą w ocenie stanu relacji był zgodny, bo określił je jako najgorsze od czasów zimnej wojny. Miarą tego może być fakt, że amerykańska administracja po raz pierwszy w historii nie wysłała do władz Rosji życzeń z okazji święta narodowego.
– Wzywamy Rosję, by przestała prowadzić swoją destabilizującą działalność na Ukrainie oraz wszędzie indziej, by przestała wspierać wrogie reżimy, w tym w Syrii i Iranie, a zamiast tego włączyła się do wspólnoty odpowiedzialnych narodów w naszej walce przeciw wspólnym wrogom i w obronie samej cywilizacji – mówił Trump w lipcu zeszłego roku w Warszawie. Prosto z naszej stolicy poleciał do Hamburga, gdzie odbyło się pierwsze bezpośrednie spotkanie obu prezydentów – i przebiegło w atmosferze lepszej, niż oczekiwano. Zamiast pół godziny trwało ponad dwie, zaś po jego zakończeniu Trump mówił, że był to zaszczyt, a rosyjski prezydent zapewnił go, że Kreml nie próbował ingerować w amerykańskie wybory, więc on mu wierzy. Ale z kolei kilkanaście dni później doszło do spięcia dyplomatycznego, gdy oba kraje powyrzucały część dyplomatów drugiej strony i nakazały zamknąć część konsulatów. – Chcę mu [Putinowi – red.] podziękować, bo właśnie próbujemy zmniejszyć zatrudnienie, więc jestem mu bardzo wdzięczny, że pozbył się tylu ludzi, bo będziemy w ten sposób mniej wydawać na pensje – ironizował Trump.
Ich drugie spotkanie miało miejsce w listopadzie zeszłego roku przy okazji szczytu APEC w Wietnamie, ale tym razem nie było oddzielnych rozmów, a jedynie kilka krótkich wymian zdań w trakcie obrad. – Zaledwie jedno pełne spotkanie Trumpa z Putinem plus krótka rozmowa przy okazji szczytu to jak na przywódców dwóch kluczowych państw świata niewiele, szczególnie że w tym samym czasie Trump kilkukrotnie spotkał się z prezydentem Chin Xi Jinpingiem, choć relacje amerykańsko-chińskie też przecież nie należą do najłatwiejszych – ocenia Tomasz Smura.
Rok 2018 przyniósł dalszą huśtawkę nastrojów w relacjach Trumpa z Putinem. Choć amerykańska administracja „zapomniała” kilka miesięcy wcześniej o rosyjskim święcie narodowym, to w marcu Trump pogratulował Putinowi kolejnego zwycięstwa w wyborach prezydenckich (w wyborach, do których nie dopuścił realnych przeciwników). A z kolei parę dni później ściął się z nim podczas rozmowy telefonicznej. – Jeśli chcesz wyścigu zbrojeń, możemy go mieć, ale ja go wygram – miał powiedzieć Trump. Również w marcu oba kraje znów powyrzucały swoich dyplomatów, tym razem w reakcji na domniemaną rosyjską próbę zabójstwa Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii.
Na początku kwietnia, niemal dokładnie w rocznicę spięcia spowodowanego użyciem broni chemicznej w Syrii, doszło do takiego samego ciągu zdarzeń, czyli – atak chemiczny, amerykański nalot i wzajemne rzucanie gróźb między Moskwą a Waszyngtonem. Aż tu nieoczekiwanie na czerwcowym szczycie G7 Trump opowiedział się za tym, by przyjąć Rosję z powrotem do tej grupy, z której została wyrzucona po aneksji Krymu.
Trudno się zatem dziwić, że do Helsinek Władimir Putin jedzie z dużymi nadziejami.
– Nie mam żadnej relacji z Putinem poza tym, że nazwał mnie geniuszem. Powiedział, że Donald Trump jest geniuszem, że będzie liderem partii, że będzie przywódcą świata czy coś takiego – przekonywał Donald Trump w lutym 2016 r. na wiecu, nieco przeinaczając fakty, bo słowa „geniusz” gospodarz Kremla nie użył.