Przejęcie nadzoru nad bankami Adam Glapiński uczynił jednym ze swoich priorytetów, gdy dwa lata temu obejmował funkcję prezesa Narodowego Banku Polskiego. Już wtedy uważał, że wzmocniłoby to nadzór nad bankami. I zdania nie zmienił. O pomyśle przypomniał przed tygodniem w Sejmie. Prezentował tam sprawozdanie z działalności NBP w 2017 r.
– Jak co roku zwracam na koniec uwagę, od pierwszego swojego wystąpienia, że zarządzanie kryzysowe i wspieranie stabilności finansowej uległoby istotnemu wzmocnieniu przez integrację Komisji Nadzoru Finansowego z Narodowym Bankiem Polskim – mówił posłom. – Niekwestionowana niezależność banku centralnego pozwoliłaby efektywnie sprawować funkcje nadzorcze, zwłaszcza że udział własności państwowej w systemie finansowym, szczególnie sektorze bankowym, istotnie zwiększył się w ostatnim roku – podkreślał prezes.
Z naszych informacji wynika jednak, że poza nim nikt nie jest zainteresowany przygotowaniem projektu połączenia KNF i NBP. – Nic się z tym nie dzieje. W Ministerstwie Finansów, które formalnie mogłoby przygotować projekt ustawy, nie toczą się żadne prace. Nie ma też żadnej inicjatywy poselskiej – mówi nasze źródło rządowe.
W tej sytuacji najbardziej prawdopodobny wariant to odejście od pomysłu przez jego zaniechanie. Tym bardziej, że od początku wzbudzał on niemałe polityczne opory w Prawie i Sprawiedliwości.
Wśród posłów tej partii krążył już nawet napisany projekt. Opisywaliśmy go w DGP. Przewidywał „unię personalną” między NBP a KNF: szef banku centralnego miałby być jednocześnie przewodniczącym komisji, ale obie instytucje zachowałyby jednak instytucjonalną odrębność.
Byłaby to powtórka zabiegu, jaki rząd przećwiczył w przypadku Ministerstwa Rozwoju i Ministerstwa Finansów, kiedy oboma resortami kierował wicepremier Mateusz Morawiecki. Według autorów pomysłu taka metoda przenoszenia nadzoru do banku centralnego byłaby dość szybka i bezpieczna.
Zwolennikami takiego ruchu nie byli jednak premierzy Beata Szydło i Mateusz Morawiecki. Nic dziwnego: to uszczuplało ich władzę. Dziś to premier decyduje o obsadzie fotela szefa nadzoru. Prezesa NBP wskazuje prezydent. Między innymi dlatego projekt nigdy oficjalnie się nie ukazał. I nie zanosi się na zmianę stanu rzeczy. – W moich rozmowach na temat prac komisji ten temat się nie pojawiał – mówi wiceszef sejmowej komisji finansów publicznych Andrzej Kosztowniak z PiS.
Ale jest jeszcze jeden możliwy skutek braku zmian. PiS ryzykuje, że straci kontrolę nad KNF, jeśli w 2019 r. przegra wybory. Co prawda przewodniczący jest powoływany na pięć lat (obecny szef nadzoru Marek Chrzanowski zaczął pracę w KNF jesienią 2016 r.), ale rządząca partia szeroko otworzyła drzwi dla procederu skracania kadencji w przypadku różnych funkcji nowymi przepisami.
– Dziś nie ma ciśnienia na włączenie KNF do NBP, bo wszystkim się wydaje, że ścisła współpraca szefa NBP i przewodniczącego komisji wystarczy. Ale nie zawsze musi tak przecież być – mówi nasz rozmówca z kręgów rządowych. Obecnie notowania PiS są stabilne, partia prowadzi w sondażach. Nie można jednak wykluczyć, że jeśli bliżej wyborów okaże się, że utrata władzy jest realna, to pomysł na fuzję nadzoru i banku centralnego wróci.