Nadzór europejski chce radykalnie ograniczyć stosowanie dźwigni finansowej. Dla brokerów spoza Unii Europejskiej to woda na młyn.
Od 1 sierpnia Europejski Urząd Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA) uruchamia interwencję produktową. I ograniczy dźwignię wykorzystywaną przy handlu kontraktami na pary walut. Jak to działa? Inwestor wpłaca jedynie depozyt zabezpieczający i może handlować kontraktami o wartości wielokrotnie większej.
W Polsce dziś maksymalny poziom dźwigni to 1 do 100. Wpłacając 1000 zł na depozyt, można kupić kontrakt o wartości 100 tys. zł.
W takiej sytuacji, jeśli kontrakt wart pierwotnie 100 tys. zł zdrożeje o 1 proc., zysk inwestora wyniesie 100 proc. Ale jeśli zamiast wzrostu jest spadek, to przy 1-proc. zmianie inwestor traci całość wpłaconej kwoty. Jeśli spadek się pogłębia – musi dopłacić.
I stąd pomysł, by odgórnie ograniczyć wielkość dźwigni na rynku forex – czyli tam, gdzie handluje się m.in kontraktami na pary walut. Nadzorujący rynek uważają, że to ryzykowne dla klientów detalicznych. Świadczą o tym np. dane naszej Komisji Nadzoru Finansowego. Według danych za I półrocze 2017 r. straty poniosła jedna czwarta aktywnych inwestorów. To stała tendencja w ostatnich latach. W pierwszej połowie 2017 r. (nowszych danych nie ma) nasi inwestorzy stracili na foreksie ponad 327 mln zł. W tym samym czasie zysk tych, którzy mieli więcej szczęścia, to 124 mln zł.
ESMA chce, by przez przynajmniej trzy miesiące nie można było stosować dźwigni większej niż 1 do 30 dla par głównych walut (na przykład euro-dolar, czy euro-funt) oraz 1 do 20 dla innych par walutowych, złota i głównych indeksów giełdowych. Polskich brokerów szczególnie boli to drugie ograniczenie, bo dotyczy par, w których jedną z walut jest złoty. A oznacza radykalne obniżenie poziomu dopuszczalnej dźwigni.
Waldemar Markiewicz, prezes Izby Domów Maklerskich uważa, że interwencja produktowa ESMA nie adresuje potrzeb i wyzwań, z którymi mierzy się obecnie rynek forex. Bo zamiast zwiększyć ochronę klientów detalicznych, może ją znacznie ograniczyć. Według niego inwestorzy zaczną korzystać z platform brokerów zarejestrowanych w krajach spoza Unii Europejskiej. Ich wytyczne nadzoru nie będą dotyczyły.
– To produkt dla bardzo wąskiej grupy klientów, którzy świadomie akceptują podwyższone ryzyko dla uzyskania zwiększonego zysku. Niższa dźwignia to mniejsze możliwości inwestycyjne dla aktywnych inwestorów wykorzystujących forex w swoich strategiach inwestycyjnych. Klienci unijnych domów maklerskich będą zmuszeni zwiększyć swoje depozyty lub ograniczyć aktywność. Część z nich prawdopodobnie przeniesie swoje rachunki do firm, które nie będą przestrzegały wytycznych ESMA – uważa prezes IDM.
Izba podnosi podobne argumenty, których używała w czasie prac nad krajową propozycją, której autorem było Ministerstwo Finansów. Resort chciał ustalenia dźwigni na poziomie 1 do 25, ale ostatecznie się z tego wycofał. Obecny projekt ustawy zakłada różnicowanie dostępnej dźwigni finansowej w zależności od doświadczenia klienta indywidualnego.
Prezes IDM podkreśla, że nowe regulacje stwarzają ryzyko arbitrażu regulacyjnego. Na polskim rynku już pojawiły się pierwsze oferty firm ze Szwajcarii czy Australii, które oferują klientom konkurencyjne warunki inwestycyjne.
– Ograniczanie dźwigni nie zwiększy ochrony inwestora. Pomogłoby w tym ograniczenie działalności firm oferujących usługi nielegalnie albo mamiących klientów nierzetelną reklamą – ocenia prezes IDM.
Projekt blokowania stron brokerów działających w Polsce z pominięciem zasad polskiego nadzoru jest w najnowszej wersji projektu nowelizacji ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym. Już rok temu taką propozycję składała Komisja Nadzoru Finansowego. Ministerstwo Finansów właśnie skierowało nową wersję do konsultacji. ©℗
327,4 mln zł wynosiły straty inwestorów w Polsce na rynku forex w połowie 2017 r.
74,2 proc. taki odsetek aktywnych polskich inwestorów traci na foreksie
124,4 mln zł zyski, jakie zanotowali inwestorzy z foreksu w I półroczu 2017 r.