Udało nam się ustalić, że 30 listopada wysłano anonimowe donosy na GetBack i dwie inne duże firmy windykacyjne. Adresatami były: Komisja Nadzoru Finansowego, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, GPW oraz firmy audytorskie z tzw. wielkiej czwórki, czyli Deloitte, EY, PwC i KPMG. Z naszych informacji wynika, że anonimy zostały skierowane też do służb specjalnych.
Nadawca przedstawił się jako sygnalista. Zawiadomienie zbiegło się z trwającą już w KNF analizą dokumentacji windykatora oraz korespondencją, jaką urzędnicy wymieniali z Deloitte, audytorem spółki. W wywiadzie dla DGP szef KNF Marek Chrzanowski tłumaczył, że nadzór od grudnia przyglądał się GetBackowi, ale analizował jedynie ogólnie dostępne dane.
Z naszych informacji wynika, że w pismach działalność GetBacku i dwóch innych windykatorów porównana była do piramidy finansowej.
Nadzór potwierdza, że anonimy trafiły do urzędu i przyczyniły się do przyspieszenia kontroli w GetBacku, która rozpoczęła się w lutym 2018 r. – Sygnał ten zawierał ogólne informacje w zakresie ryzyk związanych z działalnością spółki i przedstawiał jedynie hipotezy w tym zakresie. Urząd KNF nie przekazywał przedmiotowego pisma do ABW, gdyż treść zawartych w nim informacji nie dawała podstaw do takiego działania – tłumaczy DGP Jacek Barszczewski, rzecznik KNF. Przyznaje, że z listy adresatów pisma wynika, że zostało ono skierowane także do innych instytucji publicznych oraz podmiotów komercyjnych.
O istnieniu donosu na GetBack były prezes spółki Konrad K. (ma postawione zarzuty i został aresztowany na 3 miesiące) informował w pierwszym z listów wysłanych do premiera – 13 kwietnia.
Rzecznik KNF zaznacza, że informacje od sygnalisty nie potwierdziły się, a stwierdzone nieprawidłowości miały inny charakter.
– To potwierdza, że bezpośrednio po otrzymaniu sygnału przez UKNF brak było podstaw do jego dalszej dystrybucji do innych instytucji przed podjęciem działań w celu weryfikacji informacji w nim przedstawianych – podkreśla Barszczewski.
UOKiK poinformował nas, że sprawdza, czy trafiły do niego anonimy. GPW potwierdziła, że pisma faktycznie dotarły, ale nie zawierały nazw konkretnych emitentów. Z naszych informacji wynika jednak, że w pismach pojawiały się konkretne nazwy. GetBack został dwa miesiące później nagrodzony przez GPW za „optymalne wykorzystanie możliwości rynków prowadzonych przez GPW”. ABW nie odpowiedziała na nasze pytanie o anonimy.
Nadzór po donosie przyśpieszył prace dotyczące wyjaśnienia rzeczywistej kondycji GetBacku. W lutym rozpoczął kontrolę w firmie. Wówczas windykator postanowił… zatrudnić urzędnika UKNF, który zajmował się jego sprawą. Chodzi o Bartosza Klimczaka, wicedyrektora departamentu funduszy inwestycyjnych i funduszy emerytalnych w UKNF.
Było to drugie podejście GetBacku do Klimczaka. Na początku 2017 r. Klimczak sam chciał zmienić pracę. Otrzymał wówczas ofertę od headhuntera dotyczącą stanowiska dyrektora ds. compliance w instytucji finansowej (bez informacji, jakiej konkretnie). Urzędnik wziął udział w pierwszym spotkaniu dotyczącym pracy – z przedstawicielami firmy head hunterskiej. Informacja, że chodzi o pracę w GetBacku, miała się pojawić dopiero później. Wicedyrektor nie podjął pracy u windykatora. W lipcu 2017 r. złożył jednak wypowiedzenie w KNF. Wycofał je po zmianie warunków zatrudnienia i zmianach personalnych w jego departamencie. O wszystkim poinformowany został szef KNF.
Sytuacja ta nie rodzi konfliktu interesów – uważa nadzór. Jest przekonany, że ponowna próba zatrudnienia Klimczaka w lutym to były działania przedstawicieli GetBacku zmierzające do uwikłania pracowników KNF w sprawy spółki. Cel? Rozmycie własnej odpowiedzialności za ujawnione nieprawidłowości oraz zdyskredytowanie jednej z osób odpowiedzialnych za ich wykrycie.