Polski rząd popiera unijną odpowiedź na cła amerykańskie, ale chce szybkiego powrotu do stołu rozmów. Ceną jest jedność Zachodu
– Unia Europejska musi bronić swoich interesów handlowych i one zostały naruszone przez amerykańską decyzję – mówi DGP wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański.
– Cokolwiek byśmy nie sądzili o tej decyzji, to mamy tutaj do czynienia z konfrontacją interesów handlowych – dodaje. Ale jednocześnie zaznacza, że impas w relacjach UE z USA trzeba jak najszybciej przełamać. – Obawy o więzi transatlantyckie są dzisiaj uzasadnione i Polska jest jednym z krajów, które ten stan rzeczy przyjmują z zaniepokojeniem i bez satysfakcji, ponieważ skutki polityczne będą, a może już są bardzo negatywne dla jedności Zachodu – powiedział.
W odpowiedzi na objęcie unijnej stali i aluminium cłami Bruksela planuje wprowadzić obostrzenia w sprzedaży w UE ponad 100 produktów amerykańskich. Wspólnota skierowała też sprawę do Światowej Organizacji Handlu. Komisja Europejska ma mandat państw członkowskich, które niedawno podczas szczytu w Sofii jednomyślnie opowiedziały się za odpowiedzią na amerykańskie cła. 18 maja – dzień po spotkaniu w bułgarskiej stolicy – Bruksela zgłosiła listę produktów amerykańskich do WTO. Szymański przypomina, że w Sofii zgodzono się także zachować gotowość do rozmów z Waszyngtonem, na czym Polsce zależało. Chodzi o negocjacje dotyczące potencjalnego złagodzenia niektórych ograniczeń w handlu z USA oraz reformy WTO. – Chcielibyśmy, aby nie prowadziło to do wojny handlowej i eskalacji napięć pomiędzy Unią a Stanami. Uznajemy konieczność podejmowania działań symetrycznych wobec działań amerykańskich, ale jednocześnie chcemy, by Unia zachowała gotowość powrotu do stołu negocjacyjnego – podkreślił Szymański.
Cła na europejską stal i aluminium nie będą miały dużych skutków gospodarczych, zwłaszcza dla Polski, która nie eksportuje do USA dużych ilości tych surowców. O wiele bardziej dotkliwe skutki dla naszej gospodarki spowodowałoby wprowadzenie przez Stany Zjednoczone obostrzeń w handlu samochodami.
– To byłby bardzo bolesny cios dla naszych rodzimych firm, ponieważ jesteśmy dużym dostawcą podzespołów dla przemysłu motoryzacyjnego w Niemczech oraz w innych krajach europejskich – przypomina wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej Marek Kłoczko.
Według niego nałożenie ceł na unijną stal i aluminium należy rozpatrywać w kategoriach politycznych – jako możliwy początek niebezpiecznego procesu. Natomiast cła na samochody miałyby groźne skutki gospodarcze już tu i teraz.
Właśnie z tego powodu Niemcy są bardziej ugodowe wobec Waszyngtonu niż inne kraje członkowskie. Największy w Unii Europejskiej producent motoryzacyjny i eksporter towarów do USA już dzisiaj wyraża gotowość do prowadzenia negocjacji. Niemiecki minister gospodarki Peter Altmaier chce, by Unia rozmawiała ze Stanami Zjednoczonymi o współpracy w handlu skroplonym gazem i dostępie do rynku produktów przemysłowych, w tym samochodów. Bardziej stanowcza jest Francja, która nie chce prowadzić rozmów handlowych – jak to ostatnio powiedział francuski minister finansów Bruno Le Maire – „pod presją”.
Obawy o przemysł motoryzacyjny są uzasadnione, biorąc pod uwagę, że wielokrotnie sam Donald Trump obwiniał niemieckie samochody za duży deficyt Stanów Zjednoczonych w handlu ze Wspólnotą – sięga on 150 mld dol. Samochody eksportowane do USA z terenu Unii są obłożone 2,5-proc. cłami, a amerykańscy producenci sprzedający swoje samochody na rynku unijnym płacą 10 proc.
Trudne dla UE decyzje zza oceanu powodują, że niektórzy w Unii rozglądają się za nowymi partnerami. – Czasami w Brukseli wybrzmiewa polityczny ton, że Rosja i Chiny są alternatywą dla partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi. To jest nieodpowiedzialne – podkreśla Szymański. – Nie można budować tego, na czym Unii zależy, czyli specjalnej roli protagonisty wartości na świecie, będąc strategicznym partnerem Rosji czy Chin. W interesie zarówno Unii Europejskiej, jak i Stanów Zjednoczonych jest wyczyszczenie relacji wzajemnych i być może nowe otwarcie w relacjach transatlantyckich, a nie szukanie alternatywy w Rosji i Chinach – zaznaczył.