To nie nazwa kontraktu decyduje o tym, jaką zawarto umowę – stwierdził Sąd Najwyższy.



Znana firma zabawkarska T. zleciła przedsiębiorstwu transportowemu V. przewiezienie towarów na Słowację. Oba podmioty podpisały stosowną umowę, określoną jako „zlecenie usług spedycyjnych”. Okazało się jednak, że V. zleciła zadanie jednemu ze swoich podwykonawców (kierowcy prowadzącemu prywatną działalność gospodarczą), a ten – swojemu współpracownikowi. Drugi podwykonawca okazał się nieuczciwy i cały transport zwyczajnie ukradł. W efekcie producent zabawek skierował przeciwko V. pozew o odszkodowanie z tytułu utraconego towaru.
Tu jednak zaczęły się problemy prawne. O ile sąd I instancji przyznał firmie T. żądane odszkodowanie, uznając, że strony łączyła umowa przewozu, to już sąd II instancji zmienił ten wyrok i oddalił powództwo, stwierdzając, że była to jednak umowa spedycji (zgodnie z art. 429 k.c. nie ponosi odpowiedzialności ten, kto zlecił wykonanie czynności innej osobie lub firmie, zawodowo zajmującej się wykonywaniem takich czynności).
Ten wyrok jednak uchylił Sąd Najwyższy i ostatecznie oddalił apelację pozwanego przedsiębiorstwa V., przywracając tym samym moc prawną wyrokowi sądu I instancji. W uzasadnieniu SN podkreślił, że obie firmy w rzeczywistości zawarły umowę przewozu.
– Istotą umowy spedycji nie może być sam przewóz. Tu zaś nie było mowy o przesyłce i usługach związanych z jej wysłaniem. Chodziło o przewiezienie towarów z jednego miejsca na drugie. To nie nazwa formularza umowy decyduje o jej rodzaju, ale sama treść zawartego kontraktu – powiedział sędzia Wojciech Katner.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 23 maja 2018 r., sygn. akt IV CSK 425/17. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia