Według zeszłorocznego badania Deutsche Bank, za bogatego, uznajemy Polaka, która zarabia ponad 10 tysięcy złotych netto. Czterech na dziesięciu ankietowanych wskazało, że jest to dolna granica zamożności. Taka ocena nie powinna dziwić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej w 2017, wyniosło 4 271 złotych brutto, czyli około 3 000 złotych netto. Średnie zarobki są więc ponad trzykrotnie niższe niż pensja „bogacza”. Poza tym, innym problemem jest sama średnia, która nie oddaje rzeczywistych zarobków Polaków. Lepszym odzwierciedleniem może być dominanta czy mediana. Ostatnie dane z GUSU dotyczące obu tych wskaźników są z października 2016, sięgała ona wtedy 2074 złotych brutto, czyli około 1 511 złotych netto (mniej niż obecna minimalna krajowa).
Osoby, które otrzymują pensję w wysokości minimalnej krajowej (około 1 530 netto), w większości uważają, że progiem zamożności jest zarobek w przedziale 5 – 10 tysięcy netto. Zazwyczaj są to też młodzi (18-29 lat), którzy stawiają pierwsze kroki na rynku pracy. Podczas gdy co dziesiąty Polak wskazuje, że progiem zamożności jest zarobek 50 tysięcy złotych netto. Takiej odpowiedzi udzielały głównie osoby po 50. roku życia, z wyższym wykształceniem, mieszkające w dużych miastach.
Polacy podzieleni, także w ocenie bogactwa
Skąd tak znaczne różnice w postrzeganiu bogactwa? Według statystyk, Polska jest krajem o niewielkim rozwarstwieniu społecznym. Współczynnik Giniego mierzący nierówności dochodowe sięga nad Wisłą 30 procent. Dla porównania w państwach uznawanych za egalitarne, takich jak Szwecja, Finlandia i Dania, wskaźnik nie przekracza 26 procent (w ostatnich latach zaczął rosnąć). Niski wskaźnik (20-30 procent) oznacza niewielkie różnice społeczne, za kraje zaś o dużym rozwarstwieniu uznaje się takie, których wskaźnik przekracza 40 procent. Zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w Rosji zbliża się do tej granicy, w dawnym Związku Sowieckim wynosi 37 procent, a w USA 39 procent. W socjalistycznych Chinach sięga 42 procent, a jednym z krajów o największych nierównościach jest Haiti (ponad 60 procent).
Jeśli weźmiemy pod uwagę dochodowy wskaźnik Giniego, Polacy w teorii powinni podobnie postrzegać zamożność. Tak się jednak nie dzieje. Dlaczego? Mimo, że nad Wisłą zmniejszają się różnice w dochodach, to stale rosną u nas nierówności majątkowe. Według raportu NBP, w 2016 roku, 10 procent najbogatszych gospodarstw domowych posiadało prawie połowę polskiego majątku netto. Dla porównania, aktywa 20 procent najbiedniejszych nie przekraczały 1 procenta całego majątku. Znajduje to także odzwierciedlenie we współczynniku Giniego mierzącym nierówności majątkowe: wskaźnik sięga 57 procent. Innymi słowy, nieliczni Polacy koncentrują w swoich rękach większość aktywów, takich jak nieruchomości czy akcje.
Z drugiej strony, według Eurostatu, Polacy wypadają nie najgorzej w kontekście zgromadzonego majątku. Teoretycznie posiadamy średnio 60 tysięcy euro, w co wliczają się głównie mieszkania (często odziedziczone). W świetle statystyk, prawie 84 procent Polaków posiada nieruchomość na własność . Dla porównania, tylko co drugi Niemiec czy Austriak może pochwalić się swoim mieszkaniem. Ponadto, Polacy mają zgromadzony większy majątek (w wartościach absolutnych) niż Luksemburczycy czy Irlandczycy. W wartościach relatywnych, jesteśmy jednak praktycznie na szarym końcu, za innymi państwami nowej Unii, takimi jak Czechy czy Łotwa.
Statystyczny Polak może pochwalić się swoim mieszkaniem, ale posiada dużo mniejsze oszczędności, które mógłby poprzez inwestycje pomnożyć. Jak wynika ze statystyk Eurostatu, aktywa finansowe polskich gospodarstw domowych stanowią jedynie 8 procent łącznej wartości aktywów, w strefie euro odsetek ten jest ponad dwukrotnie wyższy.
Najszybciej na świecie wzbogacili się Polacy?
Według Global Wealth Report 2017, który realizowany jest przez Credit Suisse, w ciągu dziesięciu lat na świecie przybyło około 9 tysięcy dolarowych milionerów, czyli tyle ile jest mieszkańców w Środzie Śląskiej, Baranowie Sandomierskim czy Grójcu. Dla porównania, w tym czasie populacja światowa przekroczyła 7,2 miliarda. Tym lepiej obrazuje to rosnące dysproporcje społeczne, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że raptem osiem osób najbogatszych na świecie posiada dokładnie tyle ile połowa ludzkości, jak wynika z danych Banku Światowego. Ponadto, jeden procent może pochwalić się takim majątkiem jak pozostałe 99 procent. Eksperci alarmują, że te nierówności będą się pogłębiać.
Najbogatsi na świecie pozostają Szwajcarzy, przeciętny obywatel tego kraju może pochwalić się zgromadzonym majątkiem szacowanym na ponad 530 tysięcy dolarów. Na drugim miejscu plasują się Australijczycy, którzy posiadają 402 tysiące dolarów per capita, wyprzedzając Amerykanów (388 tysięcy dolarów). Polska mieści się w gronie krajów o tak zwanej średniej zamożności (25 tysięcy-100 tysięcy dolarów). Czesi wraz z Portugalczykami otwierają listę, podczas gdy Polska wraz z Litwą, Węgrami i Słowacją zamyka grupę średnio-zamożnych państw. Do tego grona dołączyliśmy niedawno wraz z Łotwą i Litwą.
Co ciekawe, polskie gospodarstwa domowe odnotowały najszybszy w wartościach relatywnych wzrost majątku na świecie. W ciągu roku, ludność w większości krajów wzbogaciła się o 5-10 procent, podczas gdy Polacy o 18 procent. Czy jest to efekt 500+? Credit Suisse przyczynę tego gwałtownego wzrostu upatruje gdzie indziej: w dynamicznym wzroście cen akcji. Jest to o tyle zastanawiające, że zamożni Polacy, czyli w ocenie banków tacy, którzy zarabiają powyżej 7 tysięcy miesięcznie, w większości przypadków trzymają swoje pieniądze na lokatach. Tylko 2 procent chce, aby ktoś zarządzał ich finansami w celach inwestycyjnych, jak wynika z raportu Deutsche Bank.