Zwiększenie wydobycia gazu ziemnego to jeden z priorytetów w najbliższych latach. Dzięki temu spółka będzie w stanie zarabiać jeszcze więcej. Za to odbiorcy zapłacą za paliwo nieco mniej.
/>
PGNiG to kolejna po Lotosie i PKN Orlen kontrolowana przez państwo spółka z branży paliwowej, która w zeszłym roku zanotowała historycznie rekordowy zysk. Dominujący gracz na rynku gazu zarobił 2,9 mld zł, o 24 proc. więcej niż rok wcześniej. To przede wszystkim efekt wysokich cen surowców: ropy i gazu. Dzięki temu na ich wydobyciu spółka zarobiła 2,8 mld zł na poziomie operacyjnym, o niemal 150 proc. więcej niż rok wcześniej, co stanowiło ponad dwie trzecie całego zysku firmy. Wynik mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie awaria na jednym ze złóż, która obniżyła wydobycie w Norwegii o 15 proc.
Zwiększenie wydobycia w tamtym regionie to jeden z priorytetów spółki na najbliższe lata – już w 2022 r. gaz ma popłynąć gazociągiem Baltic Pipe. PGNiG będzie głównym użytkownikiem magistrali łączącej nas ze złożami surowca zlokalizowanymi na Morzu Północnym i zobowiązał się, że z tytułu opłat za przesył gazu wyda w ciągu 15 lat 8,1 mld zł.
– Nie jest nam łatwo zdobyć dostęp do kolejnych złóż, bo nie jesteśmy globalnym graczem. Obecnie bardzo rzadko dochodzi do prostych operacji kupna-sprzedaży koncesji w tamtym regionie. Najczęściej są to transakcje wiązane, w wyniku których duże globalne koncerny wymieniają się koncesjami w różnych regionach globu – wyjaśniał Piotr Woźniak, prezes PGNiG.
Baltic Pipe jest jednym z kluczowych elementów uniezależnienia się PGNiG od dostaw gazu z Rosji. Spółka konsekwentnie realizuje strategię dywersyfikacji dostaw dzięki kontraktom z Katarem i Stanami Zjednoczonymi oraz jednorazowym zakupom. W efekcie w IV kwartale zeszłego roku z kierunku wschodniego pochodziło tylko 69 proc. importowanego do Polski gazu, wobec 84 proc. rok wcześniej. Prezes Woźniak potwierdził wcześniejsze deklaracje, że intencją firmy jest rezygnacja ze sprowadzania surowca z Rosji w 2022 r., kiedy równolegle z planowanym uruchomieniem Baltic Pipe wygaśnie kontrakt jamalski. Na jego mocy spółka zobowiązana jest kupować ok. 8 mld m sześc. gazu rocznie od Gazpromu. To zobowiązanie po raz kolejny negatywnie odbiło się na wynikach PGNiG. Ze względu na uzależnienie cen w dostawach od notowań ropy firma płaciła w zeszłym roku za gaz drożej. W efekcie koszty PGNiG wzrosły w porównaniu z 2016 r. o 7 proc., a sprzedaż paliwa do końcowych odbiorców przyniosła spółce 640 mln zł straty na poziomie operacyjnym.
Wczoraj prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził ceny, po jakich PGNiG sprzedawać będzie gaz odbiorcom detalicznym. Od początku kwietnia wzrosną one o 1 proc. Taryfa będzie obowiązywać do końca 2018 r. Nie znaczy to, że nasze rachunki za gaz wzrosną, bo wcześniej prezes URE zatwierdził obniżenie taryf za dystrybucję o 7,3 proc. W efekcie gospodarstwa domowe zapłacą za gaz średnio na miesiąc o 2–2,5 proc. mniej niż przed zmianą taryf.