Nadzór finansowy analizuje, czy skierować do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez jedną z giełd kryptowalut w Polsce – dowiedział się DGP.

Do tej pory instytucje publiczne koncentrowały się na ostrzeganiu przed zakupem kryptowalut, jak bitcoin, litecoin czy ether. Nie są one bowiem u nas przez nikogo nadzorowane i regulowane. Jak ustaliliśmy, teraz Komisja Nadzoru Finansowego przechodzi do ofensywy. Poprosiliśmy urzędników KNF o informację, czy funkcjonowanie giełd kryptowalut w Polsce nie narusza ustawy o usługach płatniczych. Po naszych pytaniach eksperci nadzoru rozpoczęli sprawdzanie pod tym kątem regulaminów giełd. Wnioskiem z tych analiz będzie zapewne to, że przepisy są łamane. KNF zastanawia się teraz, czy zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez jedną z giełd. Nadzorca nie ujawnia na razie, o który podmiot chodzi. Jeśli urząd zdecyduje się zawiadomić organy ścigania, będzie musiał umieścić nazwę giełdy na liście ostrzeżeń publicznych.

Prawnicy komisji podejrzewają, że podmiot może prowadzić działalność w zakresie świadczenia usług płatniczych bez zezwolenia KNF. Zgodnie z przepisami grozi za to grzywna do 5 mln zł lub nawet dwa lata pozbawienia wolności. Z naszych informacji wynika, że w urzędzie trwają również analizy pozostałych giełd wirtualnych walut. Nadzór ocenia, że w Polsce działa ich ponad 30. Na czym może polegać naruszenie?

Trwa ładowanie wpisu

– Jeśli ktoś prowadzi rachunki, na których są deponowane środki klientów, na zasadzie podobnej do tej, na jakiej działają rachunki bankowe, to jest to działalność, która wymaga zgody KNF – wyjaśnia Leszek Kieliszewski, prawnik z kancelarii Legality i niezależny ekspert przy Rzeczniku Finansowym. Zwraca uwagę, że ustawa o usługach płatniczych zawiera wyłączenia dla niektórych podmiotów z konieczności ubiegania się o licencję nadzoru. Jednak jego zdaniem nie dotyczy to giełd kryptowalut.

– Wyłączenie miałoby zastosowanie, gdybym chciał kupić bitcoina powiedzmy po 12 tys. dol. Wpłacam dokładnie taką kwotę i za nią dostaję kryptowalutę. Tutaj jednak najpierw wpłacam pieniądze, a dopiero później decyduję, za jaką kwotę kupię bitcoiny lub inną kryptowalutę. Reszta jest zdeponowana na rachunku giełdy i może ona nią dowolnie dysponować – tłumaczy nasz rozmówca.

Brak nadzoru nad parkietami elektronicznych pieniędzy powoduje, że mogą one naruszać przepisy naszego prawa. Instytucje publiczne nie zamierzają już tylko ostrzegać obywateli przed zagrożeniami.
– Kilka lat temu doświadczyliśmy wielkiego skandalu w postaci Amber Gold. Nie chcemy kolejnego – mówił podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos premier Mateusz Morawiecki, pytany przez telewizję Bloomberg, co sądzi o bitcoinie. Wskazywał, że Polska zakaże handlu kryptowalutami lub ureguluje ten rynek.
Zakazu nie będzie
Rynek zaś jest bardzo zmienny. Tak bardzo, że naraża to kupujących wirtualne waluty na potężne straty. Jego rozwój w ostatnich miesiącach przyspieszył na tyle, że instytucje państwowe nie zamierzają już siedzieć z założonymi rękami i jedynie ostrzegać. Tym bardziej, że kryptowalut na świecie przybywa, podobnie jak obracających nimi specjalnych giełd, które są dostępne dla kupujących cyberpieniądze niemal pod każdą szerokością geograficzną. – Nie nadawajmy sensu i znaczenia kryptowalutom, bo to się bardzo źle skończy. Warto ostrzegać ludzi przed ich zakupem. To wielka bańka spekulacyjna. Nie wierzę, że kryptowaluty bez stojących za nimi instytucji i regulacji będą w stanie przetrwać – mówi DGP Florent Brones, szef globalnych strategii inwestycyjnych w BNP Paribas.
Nasi rozmówcy z kręgów rządowych wskazują jednak, że o zakazie handlu bitcoinem w Polsce nie ma dzisiaj mowy. – Kto będzie chciał, kupi sobie kryptowalutę na giełdzie zarejestrowanej w Czechach, Rosji czy USA. Dlatego możemy myśleć o uregulowaniu tego rynku lub chociaż objęciu go jakąś formą nadzoru. Problem w tym, że odpowiedzialność za potencjalne nieprawidłowości też spadnie na państwo. Przepisy muszą mieć więc charakter przynajmniej ogólnounijny, a najlepiej, gdyby objęły jak największą część świata – mówi osoba z resortu finansów.
Dziennik Gazeta Prawna
Na razie Urząd Komisji Nadzoru Finansowego przygląda się, jak funkcjonują w Polsce giełdy kryptowalut i czy model biznesowy, który wybrały, nie wymaga zgody nadzoru. Jeśli zaś robią to bez licencji KNF związanej np. z ustawą o usługach płatniczych, wówczas grozi im grzywna do 5 mln zł lub kara pozbawienia wolności do dwóch lat.
Leszek Kieliszewski, prawnik z kancelarii Legality, wskazuje, że już po analizie regulaminów, na podstawie których giełdy kryptowalut świadczą usługi, widać, jak bardzo ryzykowny jest to biznes z prawnego punktu widzenia.
– Jeden z moich klientów był zainteresowany założeniem takiej giełdy. Poprosił o sporządzenie analizy, jakie są wymogi formalne i regulacyjne. Co należy zrobić, aby taki podmiot otworzyć. Zacząłem się przyglądać, jak ten rynek funkcjonuje. Pierwszą i najważniejszą rzeczą było pytanie, gdzie są przechowywane środki klientów. Zobaczyłem, że w tym modelu biznesowym klient powierza pieniądze operatorowi giełdy kryptowalut, a następnie z tych środków może kupić bitcoiny bądź inne kryptowaluty. W tym momencie powstaje pytanie, czy rachunki, na których deponowane są środki klientów, są wydzielone oraz kto jest dysponentem środków – mówi Kieliszewski.
Na własne ryzyko
Jego zdaniem w niektórych przypadkach nie ma o tym mowy, a to oznacza łamanie ustawy o usługach płatniczych. Model biznesowy giełd kryptowalut nie jest podobny do sklepu internetowego, gdzie następuje transakcja sprzedaży, w ramach której kupuje się konkretny towar w zamian za dostarczenie pieniędzy. – Jeśli – jak to ma miejsce w przypadku giełdy walut wirtualnych – najpierw dokonuję wpłaty pieniędzy na poczet przyszłych zakupów, to w tym momencie mamy działalność wymagającą zgody KNF. A tej nie ma żadna giełda działająca w Polsce – podkreśla Kieliszewski.
Na rachunek takiej giełdy możemy wpłacać środki w rosnącej palecie walut tradycyjnych. W Polsce wciąż najpopularniejsze są złoty, euro i dolar. Zakupu można dokonać przelewem, na poczcie, nawet w sklepie. Założenie konta to chwila. Są giełdy, które nie sprawdzają swoich klientów. Nawet jeśli przed pierwszymi zakupami wymagają weryfikacji za pomocą dokumentu tożsamości lub rachunku, na którym jest nasz adres, proces ten trwa zaledwie kilkanaście minut.
Już pobieżna lektura regulaminów giełd pokazuje, na jak wiele niebezpieczeństw jesteśmy narażeni. W przypadku cyberataku operatorzy giełd nie ponoszą odpowiedzialności za kradzież naszych pieniędzy czy bitcoinów. Przykładowy zapis jednego z regulaminów wprost wskazuje, że „usługodawca informuje również, że szczególne zagrożenia związane z korzystaniem z usługi świadczonej drogą elektroniczną, w tym i opisywanej w regulaminie, wiążą się z działalnością tzw. hakerów, zmierzających do włamania się zarówno do systemu usługodawcy (np. ataki na jego witryny), jak i usługobiorcy. Usługobiorca przyjmuje zatem do wiadomości, że mimo stosowania przez usługodawcę rozmaitych, nowoczesnych technologii obronnych, nie istnieje perfekcyjne zabezpieczenie chroniące przed opisanymi wyżej niepożądanymi działaniami”.
– Ryzyko ataku hakerskiego, kradzieży bitcoinów czy zamknięcia, bankructwa giełdy ponosi ostatecznie klient. Banki komercyjne mają całe instrumentarium, które pozwala im ograniczać ryzyka dla klienta czy to dzięki pożyczce z NBP, czy to Bankowemu Funduszowi Gwarancyjnemu. Giełdy bitcoinowe tego nie mają, a jeśli informują, że mają, to nie jesteśmy w stanie tego zweryfikować, bo nikt ich nie nadzoruje – podkreśla Kieliszewski.
Brudne pieniądze
Z drugiej strony w regulaminach można znaleźć zapisy świadczące o tym, że te giełdy stosują przepisy AML związane z przeciwdziałaniem praniu pieniędzy. Na to ryzyko zwraca uwagę wiele rządów, bo obrót kryptowalutami można wykorzystać np. do finansowania terroryzmu. Znacznie łatwiej niż przelewy w tradycyjnych bankach, które muszą stosować procedury AML. Giełdy walut wirtualnych zaś dopiero będą takim obowiązkiem objęte po implementacji przez Polskę odpowiednich dyrektyw. Dzisiaj ustawa ich nie wymienia, „co w istotnym stopniu ogranicza możliwość efektywnego przeciwdziałania tego typu praktykom” – podkreśla KNF.
Chociaż podmioty operujące na rynku kryptowalut stworzyły własny kanon dobrych praktyk, to w ich regulaminach wciąż jest wiele niejasnych zapisów. W dokumentach niektórych podmiotów są paragrafy, w których zapisano, że giełda może zablokować klientowi dostęp do rachunku, jeśli poweźmie z wiarygodnego źródła informacje, że prowadzi on działalność przestępczą. – Z regulaminu nie dowiadujemy się, ani czym jest owo „wiarygodne źródło”, ani tym bardziej, na jakiej podstawie prawnej giełda może dokonać blokady – podkreśla Kieliszewski. Giełdy kryptowalut przyznały więc sobie kompetencje niemal prokuratorskie.