Co osiem sekund granice Wielkiej Brytanii przejeżdża ciężarówka. Aż 80 proc. przewozów jest realizowanych przez firmy inne niż brytyjskie. Największą grupę wśród nich (23 proc.) stanowią pojazdy na polskich rejestracjach. Nic więc dziwnego, że brexit i toczące się negocjacje na temat warunków opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię już dziś spędzają sen z powiek przewoźnikom kontynentalnym.
Zwłaszcza że wraz z rozwodem z UE mogą powrócić cła, kontrole graniczne czy kolejki. Tego dotyczyła piątkowa konferencja „Brexit. Konsekwencje dla transportu drogowego” zorganizowana przez Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Uczestniczyli w niej przewoźnicy z Polski, Francji czy Holandii, a także przedstawiciele administracji rządowej znad Wisły i Tamizy, europarlamentarzyści i eksperci.
– Dla naszej branży brexit, obok pakietu mobilności, jest zasadniczą sprawą. Niewiedza to największy problem dla biznesu, a dla nas perspektywa kilku lat jest dosłownie chwilą, dlatego ważne jest, by przygotować firmy transportowe na nadchodzące problemy – wyjaśnia Jan Buczek, prezes ZMPD.
Zasadnicze wątpliwości dotyczą tego, czy Wielka Brytania pozostanie w Europejskim Obszarze Gospodarczym, czy będzie w Unii Celnej oraz na ile będzie stosować prawodawstwo unijne, a na ile własne regulacje. Co istotne, na dalszym honorowaniu uprawnień przewoźników zależy w równym stopniu transportowcom z kontynentu i z Wysp.
– Jedną z kluczowych kwestii jest wzajemne uznawanie licencji dla przewoźników – podkreślała Isabelle Maitre z Krajowej Federacji Przewoźników we Francji (FNTR). W podobnym tonie wypowiadał się Duncan Buchanan ze Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych w Wielkiej Brytanii, który dodawał, że równie ważne, z punktu widzenia także brytyjskich firm, będzie uznawanie kwalifikacji kierowców. Bo brytyjskie firmy zatrudniają tysiące polskich kierowców, tak jak polskie – ukraińskich. – Nie chcemy odrębnego systemu zezwoleń, bo to by oznaczało powrót do rozwiązań z XIX w. To nie służyłoby nikomu – tłumaczył Buchanan.
Z kolei Joanna Popiołek z ZMPD przyznaje, że z punktu widzenia polskich firm najlepszym rozwiązaniem byłoby, aby po brexicie obowiązywały analogiczne zasady jak w modelu szwajcarskim (gdzie nie ma obowiązku uzyskiwania zezwoleń). Jednak w Szwajcarii zabroniony jest kabotaż. A na możliwości wykonywania takich przewozów na Wyspach także po brexicie zależy zarówno firmom polskim (dziś wykonującym takich zleceń najwięcej), jak i francuskim.
Przewoźnicy obawiają się też wzrostu kosztów związanych z powrotem do kontroli celnych, weterynaryjnych czy fitosanitarnych na granicach, na wypadek opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Celnej. Jak stwierdziła europosłanka Elżbieta Łukacijewska, dwie minuty czekania na granicy wydłużają kolejkę o 27 km.