W grudniu ówczesny minister rozwoju i finansów zaprezentował projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo własności przemysłowej (PWP). Jedną z zaproponowanych istotnych zmian jest dopisanie ustępu 2 w art. 28. Brzmi on następująco: „Przepisy ust. 1 pkt 1–5 wykluczają możliwość udzielenia patentu na przedmiot lub działalność, o których mowa w przepisie, o ile zgłoszenie dotyczy takiego przedmiotu lub działalności jako takich”. Punkty 1–5 dotyczą różnych rozwiązań, w tym programów komputerowych. Zaproponowany zapis jest zgodny z brzmieniem art. 52 Konwencji o udzielaniu patentów europejskich (EPC). Warto przypomnieć, że ustawą z 12 września 2002 r. Sejm RP wyraził zgodę na ratyfikację konwencji przez prezydenta, co nastąpiło 29 grudnia 2003 r.
Różne środowiska, w tym przede wszystkim wynalazców i rzeczników patentowych, od lat nieskutecznie zabiegały o ujednolicenie zapisów w PWP i EPC. Propozycję należy więc ocenić jednoznacznie pozytywnie. Stanowi ona kolejny krok w kierunku umożliwienia twórcom patentowania wynalazków wspomaganych komputerowo w Polsce. Stosowana dotąd praktyka Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej powodowała brak możliwości uzyskania patentów na tego typu wynalazki, co trudno uzasadnić. Co więcej, praktyka urzędu ma także wpływ na katastrofalnie niską pozycję Polski wśród krajów Unii Europejskiej w najnowszym rankingu innowacyjności ogłoszonym przez Komisję Europejską w czerwcu 2017 r. (Polska zajęła w nim 25. pozycję na 28 sklasyfikowanych krajów). Wśród liderów tego rankingu znajdziemy Szwecję, Danię, Finlandię, Holandię, Wielką Brytanię i Niemcy, a więc kraje od lat stawiające w dużej mierze na rozwój sektora IT (w tym zabezpieczanie patentami wynalazków wspomaganych komputerowo). Rozwój branży IT jest niewątpliwie jednym z kluczowych zadań wszystkich najbardziej innowacyjnych krajów świata, z USA na czele.
W Polsce niestety jest inaczej. W naszym kraju ochrony patentowej nie mogą uzyskać wynalazki wspomagane komputerowo, które bez problemu są patentowalne w USA czy w Europejskim Urzędzie Patentowym (EPO). Wynika to z błędnego pojmowania przez ekspertów UP wynalazków wspomaganych komputerowo jako programów komputerowych. Owi eksperci za wynalazki uznają tylko te rozwiązania, które „oddziałują na materię”. Takie odziaływanie ma dowodzić technicznego charakteru wynalazku. Wspomniany wymóg materialności został już wykreślony ze stosownego rozporządzenia.
Tym dziwniejsze wydaje się orzeczenie NSA z 9 czerwca 2017 r. (sygn. akt II GSK 2672/15), w którym uzasadniono, że UP „mógł odmówić udzielenia patentu na zgłoszone rozwiązanie ze względu na to, że nie oddziałuje ono bezpośrednio na materię”. Pomijając sensowność uzasadnienia, na które nie wskazuje ani ustawa (umożliwia ona, ale nie nakazuje wykazania sposobu technicznego oddziaływania na materię – dla zgłoszeń dokonanych po 30 listopada 2015 r), ani rozporządzenie, warto zauważyć jeszcze inną kwestię – NSA w swoim orzeczeniu oparł się całkowicie na ocenie przedstawionej przez ekspertów UP. Trudno zrozumieć, dlaczego w tego typu sprawach, z pewnością niełatwych do rozstrzygnięcia, nie są powoływani biegli z zakresu teleinformatyki ani nie są zlecane ekspertyzy, np. renomowanym polskim uczelniom.
Nie jest tajemnicą, że często ekspertami UP wydającymi decyzje o odmowie udzielenia patentu są osoby bez kierunkowego wykształcenia w obszarze teleinformatyki. Dochodzi więc do absurdów, gdy elektronik (ekspert UP) zarzuca brak oddziaływania danego rozwiązania na materię, przeciwstawiając się tym samym największym autorytetom naukowym w dziedzinie telekomunikacji (w tym profesorom o autorytecie międzynarodowym) i w efekcie końcowym zdanie tego pierwszego jest ważniejsze i patent nie jest udzielany.
Absurdów dotyczących patentowania wynalazków wspomaganych komputerowo jest więcej. Przede wszystkim mylenie tego typu wynalazków z programami komputerowymi już samo w sobie nie najlepiej świadczy o różnego rodzaju ekspertach, w tym wypowiadających się w mediach. Jeszcze gorzej jest, gdy ludzie ci sami przyznają, że nie są w stanie zrozumieć opisywanych wynalazków. Zastanawiające jest, dlaczego na prawie znać musi się każdy (stara zasada: nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem), a prawnik (w dodatku naukowiec) może bez przeszkód wykazywać się publicznie niekompetencją w zakresie inżynierii oprogramowania i teleinformatyki, a błędny przekaz bez żadnej korekty trafia do ucha odbiorcy.
Osobliwa na tle Europy działalność UP RP ma daleko idące konsekwencje. Polskim przedsiębiorcom z obszaru IT nie jest łatwo wdrażać wynalazki wspomagane programowo. Trudno jest im uzyskać dofinansowanie w ramach obecnej perspektywy finansowej Komisji Europejskiej (w niektórych konkursach dodatkowe punkty uzyskuje się za rozwiązania chronione patentami).
Warto również zwrócić uwagę na możliwość walidowania (uznanie wartości – red.) patentów europejskich w Polsce. Problem w tym, że uzyskanie ochrony w EPO jest znacząco droższe niż w UP RP. W 2015 r. uznano w Polsce 7883 patenty europejskie, w tym 71 patentów na rzecz podmiotów polskich.
Wskazane dane potwierdzają wyraźnie, że restrykcyjne działanie UP RP w zakresie wynalazków wspomaganych komputerowo dotyka niemal wyłącznie polskich przedsiębiorców, w tym w szczególności tych niewielkich, których nie stać na sfinansowanie ochrony na obszarze szerszym niż Polska.
Minęły już cztery lata obecnej perspektywy finansowej Horyzont 2020. Według ostatnich danych w Polsce rozdzielono dotąd około połowy przeznaczonych do rozdysponowania środków. Coraz częściej okazuje się jednak, że przedsiębiorcy ubiegający się o dofinansowania nie są w stanie spełnić minimalnych wymagań umożliwiających uzyskanie wsparcia. Tym bardziej nie jest zrozumiałe dlaczego również instytucje finansujące prace B+R w Polsce dyskryminują rozwiązania z zakresu teleinformatyki.
Przykładowo w jednym z najbardziej popularnych konkursów organizowanych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, tzw. szybkiej ścieżce, ekspertom oceniającym wnioski zwraca się uwagę na to, że „zgodnie z zapisami Podręcznika (Frascati) czynności rutynowe związane z oprogramowaniem nie mogą być uznane za prace badawczo-rozwojowe” (podręcznik to instrukcja OECD z 2002 r. dla statystyków zalecająca jak kategoryzować i zbierać dane dotyczące B+R w gospodarce).
Takie stwierdzenie jest oczywiście prawdą, niemniej można się zastanowić dlaczego taki zapis nie pojawia się w stosunku do innych obszarów badawczych (w Podręczniku Frascati znajdujemy np. zapisy mówiące, kiedy spawanie można zaliczyć jako prace B+R, a kiedy nie). Wyszczególnienie tylko oprogramowania jest co najmniej zastanawiające. Niestety skutkuje ono bardziej rygorystycznym podejściem do oceny przez ekspertów i w efekcie zmniejszeniem szans na sukces wnioskodawców z branży IT.
Ministerstwo Rozwoju daje wyraz zaangażowaniu na rzecz poprawy innowacyjności naszego kraju. Bardziej istotne jest jednak to, jak długo trzeba będzie jeszcze poczekać, zanim Polska rzeczywiście zechce być prawdziwie innowacyjna.