Zaskórniak gromadzony przez resort finansów przez kilkanaście miesięcy w 2016 i 2017 r. przydał się w ostatnich miesiącach ubiegłego roku.
Na rachunkach budżetowych resort finansów miał pieniądze m.in. z wcześniej przeprowadzonych emisji obligacji. Zaskórniaki trzymane są na wypadek nieprzewidzianych problemów z płynnością budżetu. Zawsze rząd ma w odwodzie kilka miliardów złotych, ale w 2017 r., w związku z kilkumiesięcznym okresem nadwyżki budżetowej, padł rekord.
Na koniec czerwca na rządowych kontach było 85,1 mld zł. To, jak bardzo te pieniądze przydały się w drugiej części roku, widać już w oficjalnych rządowych statystykach. Ministerstwo Finansów sięgało po nie chętnie, bo od końca czerwca do końca listopada wartość tych środków zmalała o prawie 28 mld zł (rok wcześniej w tym samym okresie zaskórniak się powiększył o 3,1 mld zł). Tylko w listopadzie wykorzystało z tej puli niemal 7 mld zł.
Wykorzystanie pieniędzy z lokat pozwoliło ograniczyć emisje obligacji skarbowych, czyli powstawanie nowego długu. Ministerstwo wyraźnie ograniczyło swoją aktywność emisyjną w drugiej połowie roku. Efekty są widoczne w zestawieniu za 11 miesięcy 2017 r. (to ostatnie dostępne dane). Na przykład zadłużenie w obligacjach między styczniem a listopadem ubiegłego roku wzrosło o 29,7 mld zł. W tym samym okresie 2016 r. wzrost ten wynosił 61,6 mld zł. To oznacza, że MF jest na dobrej drodze, by wypełnić deklarację premiera Mateusza Morawieckiego z jego grudniowego exposé. Szef rządu powiedział, że dług publiczny w 2017 r. wzrośnie najmniej od 25 lat, „nie więcej niż o 5 mld zł”.
Resort finansów miał przy tym trochę szczęścia, a trochę też temu szczęściu pomógł. Okazało się chociażby, że fundusze celowe i inne jednostki sektora finansów publicznych miały do dyspozycji więcej gotówki, niż zakładano, tworząc ustawę budżetową na 2017 r. Ma to istotne znaczenie dla finansowania potrzeb pożyczkowych budżetu: zgodnie z prawem Ministerstwo Finansów może zarządzać wolnymi środkami funduszy celowych, agencji. Mają one obowiązek lokować je na rachunkach, których dysponentem jest MF. A ono może finansować nimi swoje bieżące potrzeby. Gdy wprowadzano ten sposób zarządzania płynnością, pierwsze efekty były piorunujące – w 2011 r. dzięki temu udało się zmniejszyć potrzeby pożyczkowe o ponad 24 mld zł.
W tym roku aż tak dobrze nie będzie, ale znacznie lepiej, niż planowano. Do końca listopada dzięki zarządzaniu płynnością udało się pozyskać ponad 4,2 mld zł – co, upraszczając, oznacza, że MF nie musiało tych pieniędzy pożyczać na rynku.
Ministerstwu pomogło też umocnienie złotego, bo zmniejszyło zagraniczną część zadłużenia. O ile w listopadzie 2016 r. jego wartość w złotych wyniosła 317,2 mld zł, o tyle w listopadzie tego roku było to już 289 mld zł. Prawdopodobnie do końca roku spadek mógł się pogłębić, bo w ostatnich tygodniach złoty się wyraźnie umacniał. Ale nie tylko kurs walutowy miał tu znaczenie, MF w 2017 r. oddłużyło się też w zagranicznych obligacjach i w kredytach. Do listopada sprzedało bowiem o 1,1 mld euro mniej obligacji, niż spłaciło, w przypadku kredytów saldo wynosiło ok. 600 mln euro.
57,4 mld zł MF miało na rachunkach budżetowych na koniec listopada
4,26 mld zł to efekt zarządzania płynnością sektora publicznego (na koniec listopada)
1,49 mld zł MF chce uzyskać z zarządzania płynnością sektora publicznego w 2018 r.