Aprecjacja jest na tyle duża, że można się spodziewać, iż w 2017 r. Narodowy Bank Polski nie zarobi.
Złoty należy w 2017 r. do najmocniejszych walut na świecie. Spośród pieniędzy w ważniejszych gospodarkach szybciej szły w górę tylko notowania korony czeskiej (biorąc pod uwagę stopy procentowe u nas i w Czechach, stopa zwrotu w aktywa złotowe była wyższa). Wzrost kursu to zasługa dobrej kondycji gospodarki, która rozwijała się najszybciej od 2011 r. Umocnienie waluty jest korzystne np. z perspektywy osób spłacających kredyty walutowe, którym zmniejsza comiesięczne obciążenie. Beneficjentem jest także budżet, który znaczącą część zadłużenia ma denominowaną w walutach obcych. Ale w jednym elemencie wzrost kursu jest dla finansów publicznych niekorzystny. Zmniejsza szanse na zysk Narodowego Banku Polskiego (95 proc. zysku jest przekazywane do budżetu).
Dlaczego tak się dzieje? Główna rubryka w bilansie banku centralnego to rezerwy walutowe. W końcu października (nowsze dane nie są dostępne) aktywa zagraniczne miały wartość 424 mld zł. Wszystkie inne pozycje po stronie „ma” nie przekraczały 6,7 mld zł. Jeśli złoty traci na wartości, to w przeliczeniu na naszą walutę aktywa takie jak obligacje innych rządów czy depozyty walutowe w zagranicznych bankach rosną. Ale wtedy, gdy nasz pieniądz zyskuje – złotowa wartość aktywów walutowych zmniejsza się.
I tak właśnie działo się w 2017 r. W odniesieniu do dolara, który w końcu 2016 r. stanowił największą część naszych rezerw walutowych, złoty zyskał ponad 18 proc. – najwięcej od 2007 r. W stosunku do euro umocnienie wyniosło niemal 5 proc. Było największe od 2012 r. Aprecjacja złotego z 2007 r. przyniosła NBP ponad 12 mld zł straty. Z kolei w 2012 r. udało się wypracować zysk.
/>
Bank centralny co miesiąc upublicznia swój bilans, z którego można się dowiedzieć, jaka jest bieżąca wartość pozycji „kapitały i rezerwy”. W poprzednich trzech latach notowała ona wzrost. W tym roku jest rekordowy spadek. Po części jest on związany z przekazaniem kilka miesięcy temu obowiązkowej wpłaty z zysku do budżetu. Największą część można jednak przypisać umocnieniu złotego.
Wahania pozycji „kapitały i rezerwy” mogą być jednak tylko przybliżeniem tego, co faktycznie działo się z wynikiem banku centralnego.
„NBP nie podaje informacji o wyniku finansowym do czasu zbadania sprawozdania finansowego przez biegłego rewidenta, co ma miejsce w pierwszym kwartale kolejnego roku” – tak biuro prasowe odpowiedziało nam na pytanie, czy w 2017 r. możliwe jest wykazanie dodatniego wyniku finansowego.
Prócz kursów walutowych na wynik banku centralnego wpływa też bieżąca wycena aktywów. Również z tego względu nie będzie łatwo o dobry wynik z uwagi na spadki cen (wzrost rentowności) obligacji na światowych rynkach.
Brak zysku NBP w 2017 r. będzie miał wpływ na dochody budżetu w 2018 r. W projekcie ustawy budżetowej, nad którym pracuje Sejm, założono, że bank centralny tym razem nie zasili kasy państwa. „Dochody niepodatkowe w 2018 r. będą niższe niż w 2017 r. z uwagi na prognozowany brak wpłaty z zysku Narodowego Banku Polskiego” – pisało MF w uzasadnieniu do projektu. Zasadą jest jednak, że wpłata z zysku to dla rządu „niespodzianka” (w rzeczywistości urzędnicy z resortu finansów są w stałym kontakcie z bankiem centralnym, mogą znać jego wynik na bieżąco; zachowawcza polityka bierze się stąd, że zmiany kursów mogą w krótkim czasie doprowadzić do metamorfozy wyniku NBP). W kończącym się roku plan mówił o wpłacie ponad 600 mln zł. Faktycznie kwota była 14 razy wyższa. Po 11 miesiącach tego roku większy przelew z NBP odpowiada za niemal jedną trzecią wzrostu dochodów państwa w porównaniu z harmonogramem wykonania ustawy budżetowej. W 2018 r. planowana zwyżka kwoty wpływów budżetowych będzie musiała w całości oprzeć się na podatkach.
Na wynik banku centralnego w mniejszym stopniu niż dochody z zarządzania rezerwami walutowymi wpływają inne czynniki, np. koszty związane z prowadzeniem polityki pieniężnej. W 2017 r. były one prawdopodobnie na podobnym poziomie jak rok wcześniej. Nieco spaść mogą w kolejnym roku. Wprawdzie w jego końcówce możliwe są podwyżki stóp procentowych, które podniosą koszty „wysysania” z sektora bankowego nadpłynności, czyli nadwyżek wolnej gotówki, ale od początku roku będzie obowiązywać zmniejszone oprocentowanie rezerwy obowiązkowej, na czym w skali roku NBP może zaoszczędzić ponad 300 mln zł. Dla budżetu to będzie miało jednak znaczenie dopiero w 2019 r.