Europejczycy chętnie jedzą to, co zniosą nasze kury, ale apetyt może szybko minąć
Europejczycy chętnie jedzą to, co zniosą nasze kury, ale apetyt może szybko minąć
W Tesco, Lidlu czy Carrefourze na półkach z jajkami pustki. Mimo że sieci – jak deklarują – robią wszystko, by zapewnić klientom dostęp do towaru oraz aby jego cena nie rosła. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w połowie października zakłady pakujące sprzedawały jaja klasy M średnio za 41 groszy za sztukę, a klasy L za 49 groszy. Oznacza to wzrost odpowiednio o 25 proc. i 43 proc. w porównaniu do roku ubiegłego. W detalu, według danych GUS, średnia cena jaja wynosi ponad 50 groszy, o 6 proc. więcej niż przed rokiem.
Powodem jest wzrost zainteresowania innych państw jajami produkowanymi w Polsce. Na fermach m.in. w Holandii, Belgii i Niemczech wybito część stad kur niosek po wykryciu w ich organizmach fipronilu, substancji biobójczej, wykorzystywanej do zwalczania pasożytów. Pojawiły się też nowe ogniska ptasiej grypy we Włoszech, które są drugim po Francji największym producentem jaj w UE.
– W samym sierpniu nasz eksport wyniósł około 50 tys. ton, czyli ponad dwukrotnie więcej niż przed rokiem. Udało się zatrzymać spadkowy trend z pierwszych siedmiu miesięcy, kiedy to łącznie sprzedaż zagraniczna wyniosła 116 tys. ton, czyli o 21 proc. mniej w relacji rocznej – komentuje Magdalena Kowalewska, analityk rynków rolnych w BGŻ BNP Paribas.
Wzmożony eksport to niejedyny powód braku jaj na rynku krajowym. Kolejnym jest salmonella: walczący z nią w tym roku polscy hodowcy musieli wybijać kury i niszczyć jaja. O skali problemu świadczy wartość wypłacanych odszkodowań. Jak wylicza Główny Inspektorat Weterynarii, do końca lipca producentom wypłacono ponad 80 mln zł. Dla porównania w całym 2016 r. były to 33 mln zł.
– Tylko u jednego z hodowców zostało wybitych 8 mln kur – zauważa Aleksandra Porada, ekspert ds. bezpieczeństwa żywności i weterynarii w Krajowej Radzie Drobiarstwa – Izbie Gospodarczej, dodając, że na odbudowę stada potrzeba przynajmniej 20 tygodni. Tyle trwa odchowanie kury, by zaczęła znosić jaja.
Rosnąca liczba zachorowań na salmonellozę to dowód, że polscy hodowcy wciąż nie poradzili sobie z bakterią. Jak wynika z danych Państwowego Zakładu Higieny, do 15 października ujawniono w kraju ponad 8,1 tys. przypadków zachorowań – o 1160 więcej niż przed miesiącem. W 2016 r. było ich 7,9 tys. Zdaniem ekspertów w tym roku prawdopodobnie przekroczymy 10 tys. zakażeń bakteriami salmonelli, co będzie wynikiem najgorszym do dekady. W ciągu trzech kwartałów tego roku zmarło już 13 osób. Dla porównania w całym ubiegłym roku było 8 zgonów. To dane Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Eksperci zauważają, że w tej chwili salmonelloza jest bardziej groźna niż AIDS. Z powodu tej choroby w tym roku zmarły tylko trzy osoby.
Według producentów jaj źródłem problemu jest zakaz stosowania formaldehydu w walce z salmonellą. Stracił on status środka biobójczego i od połowy 2016 r. – jak tłumaczy dr Jacek Boruta z Głównego Instytutu Weterynarii – nie można go wykorzystywać do produkcji pasz. Decyzję o zezwoleniu na używanie formaldehydu Komisja Europejska pozostawiła w gestii państw członkowskich. Polska zwleka z decyzją. Na razie z zakazu wyłamała się Finlandia.
Rosnącą liczbę zachorowań na salmonellozę w Polsce dostrzegło Europejskie Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób. W opublikowanym przez tę instytucję raporcie jesteśmy wymieniani jako źródło tej choroby w UE. To może zagrozić drugiemu miejscu, po Holandii, w gronie największych eksporterów jaj w UE – pod względem produkcji jesteśmy siódmi. Tym bardziej że stale rośnie liczba reklamacji na polskie mięso drobiowe i jaja do RASFF, unijnego systemu wczesnego ostrzegania. W tym roku było ich już 49, co stanowi niemal połowę wszystkich alertów w tej kategorii.
Na związane z tym ryzyko załamania eksportu wskazują producenci, którzy walczą o przywrócenie formaldehydu.
– Apelujemy do resortu rolnictwa o szybkie przebudzenie w tej sprawie, zanim konsumenci polscy i europejscy stracą zaufanie do polskiego drobiu, jaj i ich przetworów. Według ekspertów, których pytaliśmy o przyczynę tak fatalnego stanu ochrony przed salomonellą, konieczna jest poważna rewizja podejścia służb weterynaryjnych do zagadnienia bioasekuracji – powiedziała Klaudia Anioł, prezes fundacji Instytut Ochrony Praw Konsumentów, dodając, że będzie zabiegała o jak najszybsze zwołanie w tej sprawie wspólnego posiedzenia sejmowej komisji zdrowia i rolnictwa.
Już 80 mln zł wypłacono w tym roku hodowcom za wybite kury
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama