- Aktywistów, którzy pomagają lokalnej ludności w krajach Ameryki Środkowej, oskarża się o terroryzm, zorganizowaną przestępczość, destabilizowanie pokoju, szpiegostwo. Organizacjom odbiera się środki, a działaczy obwinia się o ich defraudację. Dlaczego? Bo stają na drodze firmom wydobywczym, które za wszelką cenę chcą prowadzić działalność w kopalniach złota, niszcząc środowisko i kruchą demokrację tego regionu - mówią Pedro Cabezas z Salwadoru i Heizel Torrez-Velasquez z Nikaragui.
Salwador protesty górników / Associated Press / Luis Romero

Korporacje górnicze przez lata budowały swoje wpływy w Ameryce Łacińskiej. Ostatnie 25 lat to już prawdziwa ekspansja, bo zasoby się kurczą, a popyt na surowce wzrasta. Im biedniejszy kraj - tym dla firm ponadnarodowych lepiej, im mniejsze koszty wydobycia - tym bardziej opłacalna działalność. Tereny, które od niepamiętnych czasów służyły rolnikom, przeznaczane są więc pod kopalnie złota, które – wbrew oczekiwaniom – zamiast korzyści finansowych dla państwa, niosą szkodliwe konsekwencje dla ludzi, uniemożliwiają dostęp do czystej wody, dewastują nieodwracalnie przyrodę oraz kruche modele demokratyczne, budowane w krajach Ameryki Środkowej od lat 90. XX wieku.

90 tys. ton wody - zużywa w godzinę odkrywkowa kopalnia złota. To tyle, ile 4-osobowa rodzina w ciągu 20 lat
90 proc. wód – jest skażona w Salwadorze
12 tys. ton cyjanku – potrzeba do wydobycia 300 ton złota i 1600 ton srebra
30 proc. powierzchni - planuje się oddać w Ekwadorze pod koncesje górnicze
120 aktywistów - zginęło w Hondurasie od 2009 roku do dziś



Ameryka Łacińska, to jeden z tych obszarów, gdzie najłatwiej było wejść globalnym firmom, najczęściej z USA, Kanady, Australii, obiecując korzyści w postaci wzrostu PKB i miejsc pracy. Tych faktycznie potrzeba, bo bezrobocie jest duże, zadłużenie zagraniczne wysokie, miejsca pracy, poza rolnictwem, zabezpieczane głównie za sprawą tzw. maquila, czyli zakładów przetwórczo-montażowych, w których produkuje się tekstylia i elektryczne części do samochodów, głównie na eksport. Gospodarki tych krajów zależne są w 1/4 czy nawet w 1/3 od regularnego dopływu przekazów walutowych z zagranicy. O pewnym wzroście w regionie można było mówić w latach 90. XX wieku, za sprawą polityki neoliberalnej, ale gdy nie zostało już nic do sprywatyzowania, kraje Ameryki Łacińskiej zaczęły wpuszczać do siebie korporacje, żeby sprzedawać surowce. I czyniły to bardzo zdecydowanie, usuwając w razie potrzeby bariery prawne, obniżając podatki lub przymykając oko na ich niepłacenie.

Liczby nie kłamią : straty nieporównywalnie większe nić korzyści

172 koncesje górnicze wydano w Hondurasie. Kopalnie zajęły 6,5 proc powierzchni kraju.

166 koncesji wydano w Nikaragui. Kopalnie zajęły 8,5 proc. powierzchni kraju. Mniej niż 1,2 proc. wpływów do PKB pochodzi z kopalń, podczas gdy 15 proc. powstaje za sprawą rolnictwa. Nowe miejsca pracy pozyskane dzięki kopalniom - 0,64 proc. ogólnej liczby.

35 koncesji wydano w Salwadorze. Kopalnie zajęły ponad 5 proc. kraju. Mniej niż 2 proc. w PKB pochodzi z kopalń, podczas gdy z rolnictwa 12 proc. Miejsca pracy w kopalniach stanowią zaledwie 0,9 proc wszystkich.
Dlaczego więc?

Wszystko przez imperatyw ekstraktywizmu

Brzmi skomplikowanie, ale Pedro Cabezas chce właśnie tego pojęcia użyć, tłumacząc zjawisko znane w krajach Ameryki Środkowej. – To termin ukuty przez badaczy uniwersyteckich, a oznacza spadek po myśleniu kolonialnym, czyli niekontrolowanej, intensywnej eksploatacji dóbr naturalnych w ubogich krajach. Pedro Cabezas z Salwadoru jest dr. nauk politycznych na Uniwersytecie w Toronto, koordynatorem projektu Górnictwo i Prawa Człowieka w CRIDPES, Stowarzyszeniu na rzecz Rozwoju Salwadoru. Jednym z jego największych sukcesów jest doprowadzenie do odrzucenia pozwu australijskiej firmy wydobywczej OceanaGold przeciwko Salwadorowi i wprowadzenia zakazu wydobycia.

- Bogactwo świata musi być równo dystrybuowane. Niestety, działalność wydobywcza prowadzi do niesprawiedliwości społecznych – mówi Pedro. I opowiada jak to wygląda w Ameryce Środkowej. – Ten proces przebiega zawsze tak samo: firmy obiecują złote góry, rząd chętnie wierzy tym deklaracjom, bo niezależnie od tego czy jest lewicowy, czy prawicowy, sam na tym korzysta. Potem następują przesiedlenia ludzi, oczywiście ich kosztem, bo odrywa się ich od ziemi, pozbawia pracy, którą z pokolenia na pokolenie wykonywali, dostępu do wody. W zamian dostają nierzadko mieszkanie w slumsach i stają się tanią siłą roboczą.

kopalnia złota / ShutterStock

Im droższe jest złoto na świecie, tym częściej władze udzielają zgody na koncesje. Tak dzieje się np. w Nikaragui, gdzie już 166 firm posiada koncesje na przedsięwzięcia górnicze, zajmujące aż 8,5proc. powierzchni kraju. I to nie koniec, bo w planach są kolejne. Formalnie, by otrzymać koncesję, firma powinna zrobić wstępne studium wykonalności, musi złożyć wniosek do ministerstwa górnictwa, a także otrzymać akceptację władz lokalnych po konsultacjach społecznych. Musi…, powinna… Ale bardzo często firmy tego nie robią, a takie nazwy jak np. Be2gold, Condor Gold budzą w Nikaragui bardzo złe skojarzenia za sprawą rabunkowej gospodarki jaką prowadzą.

Z raportu Centrum Humboldta (organizacja pozarządowa zajmująca się problemami środowiska) o stanie sektora górniczego wynika, że np. w Nikaragui koncesje obejmują także strefy chronione, np. w Rezerwacie Biosfery Río San Juan, a przedsięwzięcia górnicze wycinają lasy oraz zanieczyszczają rzeki, łamiąc przepisy dotyczące środowiska. Centrum zaleciło, by nie stawiać na górnictwo jako główny filar gospodarki tego kraju, a szukać innych, np. rolnictwa, zwłaszcza, że oficjalne dane pokazują, że to ono wnosi aż 15 proc. w PKB, podczas gdy złoto jedynie 2,74 proc. PKB. Nowe miejsca pracy w kopalniach to też margines: zaledwie 0,67 proc!

- Kierownicy pracujący w kopalniach to kadra przywieziona z kraju, z którego pochodzi firma. W ciągu lat przemysł górniczy ewoluował i obecnie kopalnie nie potrzebują tylu ludzi do pracy. Wszystko jest zmechanizowane, a więc miejsc pracy jest mało. Jeśli firmy kogoś zatrudniają, to jedynie tanią i niewykwalifikowaną siłę roboczą - opowiada Heizel Torrez-Velasquez z Nikaragui, która jako pracowniczka Centrum Humboldta bada efekty oddziaływania na środowisko projektów kopalnianych. - Poza tym zatrudnianie odbywa się bez poszanowania prawa. W Nikaragui trzeba ubezpieczyć pracownika maksymalnie po upływie trzech miesięcy, więc korporacje szukają sposobów na obejście tego obowiązku i zatrudniają ludzi na te trzy miesiące bez ubezpieczenia, a następnie zwalniają – mówi Heizel. Wg niej, złoto stało się najważniejszym produktem eksportowym tego kraju, bo na tym bogacą się politycy pozostający u władzy. Nie jest bowiem rzadkością, opowiada Torrez-Velasquez, że dochód zamiast trafić do państwa jako takiego, trafia do krewnych i przyjaciół sprawujących władzę. - Jeśli przyjeżdża do nas korporacja i rząd ułatwia jej utworzenie kopalni, to polecona firma sprzedaje jej materiały, ktoś inny, kto jest np. zięciem posła – paliwo; firma ubezpieczeniowa załatwi formalności, bo pracuje w niej kuzyn szefa policji. I tak ten dochód nie zostaje w kraju, lecz trafia do nielicznych kręgów związanych z władzą.

Kopalnie niszczą

Już proces badania złóż jest inwazyjny. Robi się to metodami chemicznymi, więc na terenie, gdzie zdjęto wierzchnią warstwę ziemi nic nie wyrośnie, ziemia pozostanie jałowa. To negatywnie wpływa też na zasoby wodne. Toksyczne substancje, które wykorzystywane są przy badaniu złóż, przedostają się do wody, zanieczyszczając ją. W konsekwencji ludzie muszą kupować wodę, a jak opowiada Heizel Torrez-Velasquez, galon wody (nieco powyżej 3,5 litra) kosztuje 3 dolary. Nie każdego na to stać.

Potem jest gorzej. Jeśli kopalnia podejmuje wydobycie, wysiedla ludzi i rozpoczyna prace. Jak mówi Pedro Cabezas, by pozyskać od 2 do 7 g złota, trzeba przerobić tonę skały. Do pozyskania złota stosuje się metodę odkrywkową z wykorzystaniem roztworów cyjanku (tzw. cyjanowanie), śmiertelnego dla organizmów żywych nawet w niewielkich ilościach. W efekcie otrzymujemy więc 7 g złota (to bardzo dużo dla przemysłu) i miliony ton odpadów skażonych toksycznymi substancjami. – Składuje się je w sztucznych zbiornikach, z których nierzadko przenikają do wód gruntowych. Zdarza się też, że tamy zabezpieczające po prostu pękają – mówi Pedro.

Że tak się faktycznie zdarza, przekonaliśmy się też w Europie, gdy w 2000 roku pękły tamy w kopalni niedaleko Baia Mare w Rumunii, utrzymujące w zbiorniku wodę skażoną cyjankiem, doprowadzając do katastrofy ekologicznej.

B2Gold protest Nikaragua / Associated Press / Esteban Felix

- Nawet jeśli korporacja obiecuje, że idealnie zabezpieczy tereny pokopalniane, to niestety nie wiemy, w jakim stopniu będzie to bezpieczne dla środowiska – przestrzega aktywista z Salwadoru. - Ministerstwo środowiska Kanady zrobiło studium, badając kopalnie zamykane w latach 50., 60 . XX wieku. Podobno były zamykane zgodnie z najwyższą starannością i niezbędnymi procedurami i miały być bezpieczne. Pięćdziesiąt lat później doszło w nich do wycieku kwasów, bo mury oporowe, które miały zabezpieczać teren, pękły. Około trzy tysiące kopalń trzeba poddać ponownej procedurze zamknięcia – opowiada Pedro. Wtóruje mu Haizel, wyjaśniając, że nie ma żadnej strategii przy zamykaniu kopalń. - Mamy w Gwatemali nieczynną od 5 lat Sierra Madre. Funkcjonowała do niedawna jako przykład takiego idealnego zamknięcia kopalni; gdy się ją zobaczy z bliska, kończą się złudzenia.

Represja spadają na ekologów

Właśnie takie obrazy zdewastowanego środowiska i osobiste doświadczenia spowodowały, że lokalna ludność zaczęła wątpić w obietnice kolejnych inwestorów. - Ważne jest, że lokalne społeczności nie dały się zwieść i zgłaszały się do nas-aktywistów, by pomóc im powstrzymać ekspansję kopalni - opowiada Pedro. A sprawa nie jest łatwa, bo ludność lokalną, która sprzeciwiła się wydobyciu, zaczęto nękać, szantażować na różne sposoby. Aktywistów, którzy jej pomagali, zaczęto kryminalizować. - Polega to na dezinformowaniu opinii publicznej co do ich działalności. Oskarża się ich więc o terroryzm, zorganizowaną przestępczość, destabilizowanie pokoju , o szpiegostwo i inne niestworzone czyny – opowiada Heizel Torrez-Velasquez. - Organizacjom odbiera się środki, aktywistów oskarża się, że je defraudują. Wielu liderów do teraz przebywa w więzieniu.

Jak opowiada Pedro, w Salwadorze znane są przypadki zastraszania i morderstw dokonanych przez gangi. Niektórych członków zatrzymano i skazano, ale wiadomo, że nie ma wśród nich zleceniodawców. W Gwatemali i Hondurasie zatrzymani zostali np. ochroniarze zatrudnieni przez korporację, którzy szantażowali i gwałcili kobiety, a nawet dopuścili się morderstwa. - Obserwatorium Konfliktów Górniczych ma udokumentowane 292 przypadki łamania praw człowieka w związku z przedsięwzięciami górniczymi w regionie Ameryki Łacińskiej – mówi Pedro. Także na liście krajów, w których najbardziej prześladuje się aktywistów w pierwszej 10. znalazło się aż 7 krajów latynoamerykańskich. Ameryka Środkowa to obszar gdzie najbardziej prześladuje się ekologów.

Global Witness, brytyjska organizacja, która monitoruje związki korporacji z naruszaniem praw człowieka, stworzyła raport, który pokazał, że tylko w 2015 roku na świecie zamordowano 185 osób – aktywistów. W Hindurasie od 2009 roku zamordowano do dziś 120 aktywistów.

Salwador jak wyspa

W 2017 roku Kongres Salwadoru zatwierdził całkowity zakaz górnictwa metali w kraju. To prawdziwy fenomen jedyny taki przypadek na świecie. Ale nic nie przyszło łatwo i szybko. Walka trwała 12 lat.

- Salwador zawsze był nieco wyjątkowy – opowiada Pedro. - W naszym kraju ekstraktywizm nie był aż tak zakorzeniony, więc kiedy na początku XXI wieku, we współpracy z MFW i Bankiem Światowym, powstał rządowy program, który podobno miał spowodować rozwój gospodarczy północy kraju, byliśmy przerażeni. W ramach projektu miały powstać 33 kopalnie, 6 ośrodków przetwarzania materiału górniczego oraz 12 tam! To wtedy społeczności zaczęły się przeciwstawiać, obawiając się zniszczenia środowiska. Niebezpodstawnie, bo projekt miał powstać na obszarze, gdzie znajdują się jedyne lasy Salwadoru i zlewnie wodne kraju. - 90 proc. kraju nie ma lasów, woda ze zlewni na północy kraju trafia do 60 proc. mieszkańców – wylicza Pedro. - W Salwadorze ponad 90 proc. wód powierzchniowych jest zanieczyszczona. Tylko 40 proc. z nich można uzdatnić jako wodę pitną; 40 proc. może się nadawać do celów gospodarczych, a 10 proc. jest skażona trwale. I do tego miał dojść program, który objąłby 5-8 proc. powierzchni kraju.

Historia konfliktu z obszaru wydobywczego El Dorado, w departamencie Cabañas, 65 km na wschód od Salwadoru sięga lat 90. XX wieku. To wtedy firma Mirage Resource Corp. rozpoczęła prace wiertnicze w poszukiwaniu srebra i złota. Od 2002 r. odpowiedzialna za projekt stała się firma Pacific Rim ((później zmieniła nazwę na OceanaGold), która uzyskała koncesję na poszukiwanie złota, a po dwóch latach wystąpiła o zgodę na wydobycie. Nie otrzymała jej jednak, ponieważ nie spełniła wymogów formalnych, np. związanych z ochroną środowiska, a rolnicy odmówili sprzedaży ziemi pod przedsięwzięcia górnicze. Oceana Gold próbowała wywrzeć nacisk na rząd, a gdy to się nie udało pozwała Salwador do trybunału arbitrażowego, gdzie rozstrzygane są spory inwestor - państwo na mocy dwustronnych umów handlowych. Co szczególnie wzburzyło aktywistów? Firma zainwestowała w Salwadorze kilka milionów dolarów, jednak domagała się blisko 300 milionów z tytułu utraty przyszłych zysków!

- Sprawa trafiła przed arbitraż, czyli sąd, którego skład powołują same korporacje - wyjaśnia Cabezas. - W Ameryce Środkowej mamy 35 umów, np. z UE, które mają zapisany ten system rozstrzygania sporów inwestycyjnych. Co istotne, korporacja może pozwać rząd, ale rząd nie może pozwać korporacji! (Mechanizm ISDS, który umożliwił złożenie takiego pozwu, stał się punktem zapalnym w niedokończonej dotąd umowie TTIP, między USA a Europą; inna jego forma ma pojawić się w umowie CETA pomiędzy UE a Kanadą, jeśli parlamenty krajów ją zatwierdzą - red.)

- Przez 12 lat walczyliśmy o zakaz działalności wydobywczej. Staraliśmy się włączać do tego różne organizacje, które dzieliły pogląd, że górnictwo prowadzi do śmierci kraju i nie jest czymś opłacalnym dla kraju. Aktywiści i ludność lokalna zaczęli badać, jaka będzie szkodliwość tego projektu dla środowiska – mówi Pedro. - Oglądaliśmy kopalnie w Gwatemali i Hondurasie i wiedzieliśmy, że firmy nie robiły nic, by rekultywować środowisko. Nie chcieliśmy, by u nas było podobnie. Ludzie zaczęli się organizować. Stworzyli porozumienie organizacji, do którego wszedł m. in. CRIDPES, z którym jestem związany, Kościół katolicki, i inne stowarzyszenia. Ta koalicja rosła, aż w końcu w kraju wszyscy byli zgodni , że chcą zakazu wydobycia metali. Firmy wydobywcze starały się zdobyć sprzymierzeńców, zgłosiły się np. do abp. Salwadoru, nie wiedząc, że jest on doktorem chemii, który nie dał się zwieść opowieściom o nieszkodliwości metod wydobywczych i ogłosił, że Kościół jest przeciwny kopalniom. Po jakimś czasie udało się wprowadzić zakaz na poziomie lokalnym, potem walki trwały na poziomie krajowym, aż wreszcie międzynarodowym. To zajęło wiele czasu i kosztowało wiele ofiar, ale w końcu się udało.

Salwador w październiku 2016 roku wygrał w trybunale arbitrażowym proces wytoczony przez kanadyjsko-australijski koncern wydobywczy OceanaGold. Brakowało tylko consensusu w salwadorskim parlamencie, by całkiem zakazać wydobycia. Sprzeciw dwóch głównych partii konserwatywnych przełamała po raz kolejny interwencja abp. Salwadoru, który nie tylko osobiście pojawił się na początku 2017 roku w parlamencie z liderami aktywistów, by przedstawić projekt ustawy zakazującej wydobycia, ale też brał udział w 20-tysięcznej demonstracji. W ciągu kilku miesięcy zakaz wydobycia wprowadzono.

Salwador jest jedynym krajem, który sprzeciwił się schematowi Ameryki Środkowej. Obecnie zakaz dotyczy wszelkiego rodzaju działalności górniczej, zarówno głębinowej, jak odkrywkowej. Dozwolone będzie górnictwo niemetali, np. pozyskiwanie soli, kamienia czy piasku.

- Lokalne społeczności wraz z aktywistami są coraz silniejsze. Udało się zatrzymać np. tamę na Rio Blanco w Hondurasie. W Gwatemali SN wydał wyrok, który daje prawo rdzennej ludności do wnoszenia zapytań; duało się zatrzymać prywatyzację dostępu do wody - wylicza Cabezas. I dodaje, że to oczywiście mało, ale te pojedyncze bitwy już udaje się wygrywać.

Korporacje nie przestają jednak działać. Warto pamiętać, że funkcjonują nie tylko na innych kontynentach, z dala od Europy. Od prawie 20 lat Rumuni walczą, by nie doszło do wydobycia złota w Rosa Montana (Rumunia też została pozwana do trybunału arbitrażowego, tyle że sprawa jeszcze się toczy), a w Grecji spór dotyczy wydobycia złota na półwyspie Chalkidiki. Kopalnia ma zacząć działać w 2019 roku, a rządząca Syriza na razie bezskutecznie stara się torpedować szkodliwe dla środowiska plany koncernu Eldorado Gold.

Pedro Cabezas, Heizel Torrez-Velasquez gościli w Warszawie w październiku br. na zaproszenie Instytutu Globalnej Odpowiedzialności