Wiele uwag do projektu rozporządzenia przygotowanego w Ministerstwie Zdrowia mają przedstawiciele samorządów, resort rolnictwa oraz zrzeszająca blisko 500 przedsiębiorstw rynku wody i ścieków Izba Gospodarcza „Wodociągi Polskie”. Wynika z nich, że urzędnicy wyspecjalizowani w tworzeniu przepisów z myślą o zdrowiu obywateli poszli za daleko. Przy czym nie przełoży się to wcale na poprawę sytuacji użytkowników, bo już teraz obowiązują tak restrykcyjne normy, że picie wody z kranu jest w pełni bezpieczne.
Bezpieczny wodopój / Dziennik Gazeta Prawna



Ministerialne rozporządzenie ma na celu pełną implementację unijnej dyrektywy nr 2015/1787 z 6 października 2015 r. Idzie jednak dalej, niż wymaga tego od nas UE. „Celem projektowanych regulacji jest wprowadzenie elastycznego systemu monitorowania jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi opartego na ocenie ryzyka oraz zwiększenie bezpieczeństwa zdrowotnego konsumentów” – przekonuje resort w uzasadnieniu. Ma nastąpić zmiana podejścia: zamiast rutynowego kontrolowania jakości wody trzeba będzie prewencyjnie zarządzać ryzykiem.
Izba Gospodarcza wodociągi polskie w stanowisku do projektu wskazuje jednak, że nowe obowiązki pociągną skutki finansowe dla przedsiębiorców. A co za tym idzie – dla konsumentów. I jest ryzyko, że Polacy zapłacą więcej za wodę.
Przykładowo: projekt rozporządzenia przewiduje wiele regulacji dotyczących ciepłej wody. A ta nie jest przeznaczona do spożycia. „Dodatkowo wymagania jej dotyczące miesza się z wymaganiami dotyczącymi wody, która, zgodnie z zawartą (...) definicją, oznacza wodę przeznaczoną do spożycia przez ludzi” – wskazują „Wodociągi Polskie”.
Zastrzeżenia budzą też przepisy dotyczące badań w kierunku legionelli. Obowiązujące przepisy nie nakładają na właścicieli i administratorów budynków obowiązku badania wody pod jej kątem. Jest mowa tylko o dbaniu, by jej jakość nie uległa pogorszeniu. Przedsiębiorcy uważają więc, że jeżeli resort chce nałożyć nowe obowiązki na biznes, powinno to zostać zrobione w akcie rangi ustawowej, nie w rozporządzeniu.
Przeciwko niemu protestuje wiele samorządów, w tym Unia Miasteczek Polskich. Jej zdaniem „projekt powinien zostać w całości odrzucony”. „Polski system prawny w zakresie bezpieczeństwa wody powinien być zgodny z zaleceniami WHO (Światowa Organizacja Zdrowia – red.), w sposób jasny i przejrzysty implementować wymagania dyrektyw, nie wykraczając poza obowiązki w nich wskazane. (...) Projekt nie powinien wykraczać poza delegację ustawową i nie może nakładać obowiązków nieokreślonych ustawowo, zwłaszcza że wiąże się to z nieuzasadnionymi wydatkami ze strony gmin, dostawców wody, a co za tym idzie samych konsumentów” – czytamy w piśmie Waldemara Szymańskiego, przewodniczącego zgromadzenia Związku Gmin Warmińsko-Mazurskich.
Nowe przepisy odczują także rolnicy. Dlatego nie chce się na nie zgodzić ministerstwo rolnictwa. Wiceminister Ewa Lech twierdzi, że „obciążenia i obowiązki powinny być konstruowane w taki sposób, aby mieć na względzie małą skalę prowadzonej przez niektórych rolników produkcji”. Absurdem jest, by osoby zajmujące się handlem detalicznym, np. sprzedające mięso na bazarach, musiały wypełniać te same wymogi co wielkie zakłady produkcyjne. Resort rolnictwa nie popiera pomysłu, by rolnik pobierający wodę z ujęcia indywidualnego informował prezesa Państwowej Agencji Atomistyki o przekroczeniu wartości parametrycznej radonu i trytu. Dodatkowo ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę dotyczy przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. Rozporządzenie więc nie powinno nakładać obowiązków np. na rolników.
– Te przepisy to chyba zgłoszenie któregoś z urzędników w konkursie na najgłupszy pomysł legislacyjny roku – komentuje prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak. – Jestem przekonany, że nikt nie umrze od tego, że rolnik nie powiadomi wszystkich urzędników w Polsce o przekroczonej wartości trytu. Za to jest ryzyko, że ci, którzy czytają te pozbawione sensu projekty, poumierają ze śmiechu. A rolnicy z głodu, gdy Ministerstwo Zdrowia zabroni im produkcji czegokolwiek – dodaje Kaźmierczak.
Dorota Jakuta, prezes Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie”, tonuje nastroje. Przypomina, że projekt jest w trakcie procedowania, więc może się zmienić.
– Jako izba przedłożyliśmy wiele merytorycznych uwag. Ufamy, że głos branży zostanie uwzględniony – mówi Jakuta.
Cezary Kaźmierczak nie jest optymistą. Przepisy opracowane w resorcie zdrowia rzadko kiedy wytrzymują zderzenie z realiami biznesowymi. Ale urzędnicy Konstantego Radziwiłła przekonują, iż nie można na szali potrzeb przedsiębiorców kłaść ludzkiego zdrowia.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia po konsultacjach