Spółka operatorska zademonstrowała, że to ona jest instytucją najlepiej predysponowaną do roli strategicznego mózgu przemian w energetyce. Do autorytetu instytucji dochodzi fakt, że na jej czele stoi osoba o mocnej pozycji w politycznej układance. PSE zdaje się dążyć do umacniania swej specyficznej roli swoistego nadministerstwa. Świadczą o tym m.in. otwarcie formułowane postulaty zwiększenia kompetencji: wyposażenia PSE w możliwości bieżącego obserwowania i kontroli pracy instalacji OZE, w tym energetyki prosumenckiej, a także propozycja odwrócenia procesu przyłączeniowego w taki sposób, by to operator wskazywał potencjalne miejsca ulokowania nowych źródeł wytwórczych.
Mimo że prezes Grzegorz Onichimowski w rozmowie z DGP odżegnuje się od wykraczania poza kompetencje operatora, np. poprzez wkraczanie w domenę polityki społecznej państwa, spółka kieruje też konkretne sugestie wobec rządu w zakresie funkcjonowania rynku energii i roli cen prądu.
Nie chcąc negować podstawowego kierunku realizowanej w naszym kraju transformacji energetycznej, PSE proponują ucieczkę do przodu. Siłą, która ma pomóc przezwyciężyć powstające w jej toku sprzeczności, staje się rynek. To on ma wyeliminować ryzyko niezbilansowania, jakie wiąże się z fluktuacjami dostępności energii ze źródeł odnawialnych. Presja, jaka dziś ciąży na operatorze, za pośrednictwem cen przeniesiona ma zostać na odbiorców. Ci zaś – zakłada się – tymi czy innymi narzędziami będą w stanie zaadaptować się do nowej rzeczywistości. To podstawa, która umożliwia PSE przejście z naturalnych w jej roli pozycji konserwatywnych – na progresywne i uznać pochód ku dominacji OZE za obiektywny i nieunikniony.
Efekt jest jednak paradoksalny: spółka, która w praktyce swoje działania opiera na centralnym planowaniu, staje się jednocześnie czołowym orędownikiem wolnego rynku i rozproszonej energetyki. Ten ostatni wymiar generuje zresztą jeszcze jedną sprzeczność: ambicje w zakresie kreowania polityki energetycznej państwa przejawia spółka, której materialne znaczenie w postulowanej przez siebie ścieżce rozwoju będzie spadać, ba – już spada. Jak zauważa bowiem Grzegorz Onichimowski, do stanowiących podstawowe aktywo PSE sieci najwyższych napięć trafia coraz mniej energii, a gros nowych źródeł wytwórczych przyłączane jest do sieci zarządzanych przez spółki dystrybucyjne.
Strategia energetyczna proponowana przez PSE jest spójna. Ale czy na pewno jest, w pełnym sensie tego słowa, przejawem myślenia systemowego? Tu można mieć wątpliwości. Wyznaczając sobie szeroki zakres zainteresowania, ale zatrzymując się, kiedy w grę wchodzić zaczyna polityka społeczna państwa i przyjmując za dogmat bezalternatywny charakter transformacji silnie zdominowanej przez OZE, pomija najbardziej problematyczny obszar, czyli koszty adaptacji generowane po stronie odbiorców. Nie mówiąc już o detalach, takich jak znaczące przyspieszenie uzgodnionego w umowie społecznej harmonogramu pożegnania z węglem. Jeśli dodamy do tego niechęć Onichimowskiego do obciążania kosztami transformacji budżetu państwa, można obawiać się, czy tak sformatowany proces przemian będzie w stanie uzyskać społeczną akceptację.
Wyzwania, przed którymi stoją dziś energetyka, polityka społeczna i przemysłowa, nie mają łatwych rozwiązań. Wymagają godzenia ze sobą często sprzecznych celów i wartości: bezpieczeństwa energetycznego i konkurencyjności, reindustrializacji i dekarbonizacji, optymalizacji kosztowej i sprawiedliwości społecznej. Przy wszystkich słabościach niedofinansowanej administracji nawet najlepsza spółka jej w roli strażnika równowagi między nimi nie zastąpi. ©℗