CLEPA – Europejskie Stowarzyszenie Producentów Części Motoryzacyjnych alarmuje, że branża ma coraz większe kłopoty. Według najnowszego badania organizacji 70 proc. firm na terenie UE spodziewa się zysków poniżej poziomu umożliwiającego modernizację zakładów czy rozwój technologii. Połowa firm planuje ograniczyć produkcję w ciągu najbliższych pięciu lat. Powodem są rosnące koszty, niepewność regulacyjna i wolniejsze tempo transformacji technologicznej.

Europejscy producenci ponoszą dziś od 15 do 35 proc. wyższe koszty niż konkurenci z Chin czy z USA. Powody? Wysokie ceny energii i pracy, obciążenia regulacyjne oraz rozdrobnione przepisy. Według analiz bez aktywnych działań Brukseli do 2030 r. tylko w branży producentów części w UE może ubyć 350 tys. miejsc pracy. To jedna piąta obecnego stanu zatrudnienia.

Branża motoryzacyjna czeka na konkretne działania

Organizacja apeluje o szybkie działania: ograniczenie kosztów strukturalnych, uproszczenie procedur, rewizję norm emisji CO2 dla aut osobowych i ciężarówek oraz dialog na temat utrzymania lokalnej produkcji i inwestycji w badania.

– Europa stoi przed strategicznym wyborem. Albo obniży koszty energii, uprości regulacje i stworzy realne zachęty dla innowacji, albo musi pogodzić się z tym, że centra technologiczne i produkcyjne przesuną się gdzie indziej – mówi Tomasz Bęben, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, członek zarządu CLEPA.

Pakiet rozwiązań dla motoryzacji Bruksela miała przedstawić 10 grudnia, ale najpewniej przesunie ich prezentację o kilka tygodni. Coraz częściej mówi się, że poluzuje szykowane obostrzenia w sprawie sprzedaży nowych samochodów od 2035 r. Niewykluczone, że mieszkańcy UE nie będą zmuszeni do kupowania w salonach wyłącznie samochodów elektrycznych. Apostolos Dzidzikostas, unijny komisarz ds. transportu, w rozmowie z niemieckim dziennikiem „Handelsblatt' przyznał, że Komisja Europejska rozważa dopuszczenie do sprzedaży aut na paliwa niskoemisyjne czy na zaawansowane biopaliwa. O to apelował m.in. w liście do Ursuli von der Leyen niemiecki kanclerz Friedrich Merz. Jednocześnie jednak ze strony Brukseli pojawiła się propozycja, by już od 2030 r. firmy w UE musiały kupować wyłącznie samochody elektryczne. W branży uznaje się, że to nierealne.

Polska branża motoryzacyjna też coraz bardziej narzeka

Kłopoty w europejskim przemyśle rykoszetem odbijają się na Polsce. U nas ta gałąź gospodarki opiera się głównie na producentach części dla firm z Europy Zachodniej. Według niedawnego raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego w 2024 r. wartość eksportu rodzimej branży wynosiła 52,2 mld euro. Była o 8,7 proc. niższa niż w 2023 r. Spośród krajów naszego regionu większy spadek odnotowały jedynie Węgry. Choć na polską produkcję wpływa stagnacja w wytwarzaniu aut w Europie Zachodniej, to dodatkowo tracimy na konkurencyjności poprzez słaby poziom automatyzacji. Jest on sześciokrotnie niższy niż w Niemczech i trzykrotnie niższy niż w Czechach.

Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, przyznaje, że zarówno dla europejskiej, jak i polskiej branży czas jest trudny. – Ze strony Brukseli nie widać zdecydowanych działań, które miałyby wspierać tę gałąź przemysłu. Wciąż czekamy na konkretne rozwiązania, które zwiększyłyby konkurencyjność europejskiej motoryzacji. Zwłaszcza w sytuacji coraz większego napływu aut z Chin – zaznacza. ©℗