Kradną dorośli w wieku 20–40 lat, robią to impulsywnie, często bez wcześniejszego planu. A konsekwencje ich decyzji — choć pozornie niewielkie - odbijają się na cenach produktów kupowanych codziennie przez miliony Polaków. Badanie SGH zmienia sposób, w jaki patrzymy na kradzieże w sklepach. I pokazuje tabu, o którym branża woli milczeć.

Dorośli kradną najczęściej – badanie SGH wywraca stereotypy do góry nogami

Wyobrażenie o złodzieju sklepowym jest w Polsce dość schematyczne: młody chłopak w kapturze, ktoś wyjątkowo nerwowy albo osoba w oczywisty sposób zmagająca się z trudną sytuacją życiową. Tymczasem analiza przeprowadzona przez SGH i Checkpoint Systems pokazuje obraz skrajnie inny. Najczęściej kradną osoby między 20. a 40. rokiem życia, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak przeciętny klient - czasem wracają z pracy, czasem robią szybkie zakupy po drodze do domu, czasem przeglądają półki w przerwie między zajęciami.

Wynik 53 procent w tej grupie wiekowej robi wrażenie, bo zmusza do szerszej refleksji: kradzież w sklepach nie jest domeną młodych ani osób pozbawionych środków. Jest efektem impulsu, okazji oraz łatwości wykonania całego „manewru", który często trwa mniej niż 10 sekund. SGH podkreśla, że to właśnie ta codzienność, zwyczajność i „normalność” sprawców jest najbardziej zaskakującym elementem całego raportu.

Co tak naprawdę znika z polskich sklepów? Dane zaskakują bardziej niż profile sprawców

Złodziej nie wybiera drogich perfum, zegarków czy elektroniki. Najczęściej sięga po rzeczy banalne, codzienne, takie, które wielu uznałoby za „mało znaczące”. Co znika ze sklepowych półek?

  • słodycze
  • alkohol
  • odzież
  • podstawowe produkty spożywcze.

Szczególną kategorią są słodycze. Baton, czekolada czy paczka cukierków znika w sekundę, bo łatwo je schować i równie łatwo wytłumaczyć sobie tę drobną „przysługę losu”. Alkohol to z kolei produkt, który łączy wysoką wartość z niskim ryzykiem - da się go wziąć z półki, zasłonić kurtką i wynieść, zanim bramka zareaguje. Odzież to już zupełnie inna historia, zwłaszcza w małych sklepach, gdzie brakuje bramek i systemów RFID. W takich miejscach znikają T-shirty, bluzy, legginsy: w zajmującym ledwie chwilę akcie „to wezmę, przymierzę i zobaczę, czy się uda”.

Ważne

Najmocniejszy efekt całego zjawiska widać jednak dopiero w liczbach: aż 69 procent wszystkich strat w polskim handlu to skutek kradzieży. To wynik, który trudno zignorować.

Dlaczego Polacy kradną? SGH: 83 procent przypadków to zwykły impuls, sekundowa decyzja

To, co najbardziej poruszyło badaczy, to fakt, że kradzież rzadko jest aktem planowanym. W zdecydowanej większości przypadków chodzi o impuls - ułamek sekundy, w którym klient decyduje, że „spróbuje”, „przetestuje system”, „skorzysta z okazji”. Doświadczeni menedżerowie sklepów zauważają, że część sprawców ma wrażenie, że sklep „i tak sobie poradzi”, a jednorazowe działanie nie wpłynie realnie na sytuację firmy.

To złudzenie, i to niebezpieczne. W skali kraju każdy taki impuls multiplikuje się przez miliony klientów i dziesiątki milionów wizyt w sklepach rocznie. Właśnie dlatego SGH używa określenia „kradzież z impulsu” i apeluje, by branża zmieniła podejście do zabezpieczeń, skupiając się bardziej na zapobieganiu temu jednemu kluczowemu momentowi. Nie chodzi o karanie - chodzi o przerwanie impulsu, zanim stanie się szkodą.

Kradzieże to tabu polskiego handlu – branża nie mówi o problemie głośno

Jedną z najbardziej interesujących części badania była analiza podejścia menedżerów sklepów. Wielu z nich przyznało, że kradzieże są w firmach tematem wrażliwym, często zamiatanym pod dywan. Nikt nie chce przyznać, że sklep traci. Nikt nie chce pokazać zarządowi, że liczby rosną. Nikt nie chce też dokumentować przypadków, które mogłyby trafić na biurka właścicieli sieci.

Badanie SGH mówi o tym wprost: handel nie lubi przyznawać się do strat, a brak transparentności utrudnia walkę z problemem. Co czwarta firma deklaruje wzrost kradzieży w ostatnich latach, ale tylko duże sieci próbują diagnozować straty systemowo, badając nie tylko kradzieże zewnętrzne, ale też błędy logistyczne czy oszustwa dostawców. W małych sklepach skala problemu jest często nieznana, bo nikt jej nawet nie mierzy.

Dwa modele kradzieży: inne w dużych sklepach, inne w małych. SGH rysuje mapę ryzyka

Badanie pozwoliło też zobaczyć, jak bardzo różnią się miejsca, w których giną produkty.

  • W dużych sieciach, gdzie liczy się wolumen i rotacyjny towar, najwięcej ginie produktów FMCG: żywność, napoje, kosmetyki. Tu działa zasada: im częściej klient sięga po produkt, tym większa szansa, że ktoś go wyniesie.
  • W małych sklepach sytuacja wygląda inaczej. Tam najbardziej narażone bywają towary o wyższej wartości jednostkowej — ubrania, obuwie, akcesoria. Często brakuje bramek, kamer, etykiet. Często pracuje tylko jedna osoba, która nie jest w stanie jednocześnie obsługiwać kasy, rozkładać towaru i śledzić wszystkich klientów.

SGH podkreśla, że nie ma jednego sposobu radzenia sobie z kradzieżami. Każdy format sklepu potrzebuje własnych rozwiązań, a uniwersalne metody - choć wyglądają profesjonalnie - bywają po prostu nieefektywne.

Kto za to wszystko płaci? SGH: „Na końcu zawsze płaci klient”

Choć brzmi to brutalnie, handel działa jak każdy inny biznes. Jeśli rosną straty, rosną ceny. Nie chodzi o teorię, chodzi o praktykę. Uczciwi klienci płacą więcej, bo sklepy muszą pokryć straty, a marże na wielu produktach są już minimalne.

SGH zwraca uwagę, że kradzieże wpływają nie tylko na ceny, ale też na decyzje kadrowe. Mniej pracowników, mniej promocji, mniej jakościowych produktów - to domino, którego źródłem może być jedna, pozornie nieistotna decyzja złodzieja.

Czy sklepy bronią się skutecznie? SGH ujawnia paradoks technologii

Największym zaskoczeniem w raporcie jest ocena skuteczności zabezpieczeń. Sklepy inwestują w systemy CCTV, bo „tak trzeba”, bo dobrze wyglądają, bo dają poczucie kontroli. Problem w tym, że kamery rzadko zapobiegają kradzieżom - mogą jedynie pomóc zidentyfikować sprawcę po fakcie, jeśli ktoś w ogóle zdecyduje się zgłosić sprawę.

Tymczasem najbardziej skuteczne okazują się bramki antykradzieżowe i etykiety RFID. Widoczne, proste, działające jeszcze zanim impuls doprowadzi do kradzieży. SGH nazywa to paradoksem: inwestujemy w to, co wygląda nowocześnie, a marginalizujemy to, co rzeczywiście działa.

Złodziej wygląda jak zwykły klient – to najważniejszy wniosek SGH

Po lekturze raportu jeden obraz pozostaje szczególnie wyraźny: sprawca kradzieży to nie ktoś „z marginesu”. To osoba, która stoi obok nas w kolejce, przymierza koszulę w przymierzalni, pakuje zakupy do koszyka. Zwyczajność złodzieja jest jednocześnie najbardziej niepokojącym elementem całej układanki.

To ona sprawia, że kradzieże tak trudno ograniczyć. Bo nie da się „profilować” sprawców. Nie da się ich łatwo „wyłapać wzrokiem”. Całe zjawisko jest przez to bardziej złożone, a prewencja — trudniejsza niż, zdawałoby się, powinno.

Źródła

  1. Szkoła Główna Handlowa w Warszawie – komunikat i materiały dotyczące projektu badawczego „Przełamując tabu kradzieży w handlu detalicznym”.
  2. Checkpoint Systems Polska – oficjalne opracowanie wyników badania dotyczącego strat nieznanych i kradzieży w polskim handlu detalicznym.
  3. SW Research – informacje o badaniu ilościowym CATI „Straty w handlu detalicznym w Polsce”, zrealizowanym na zlecenie Checkpoint Systems.