Karuzela stanowisk w Totalizatorze Sportowym kręci się niczym bęben losujący. I jak kulka z cyferkami wyskakuje niejasna umowa na wprowadzenie na rynek tysięcy automatów do gier o niskich wygranych.
Karuzela stanowisk w Totalizatorze Sportowym kręci się niczym bęben losujący. I jak kulka z cyferkami wyskakuje niejasna umowa na wprowadzenie na rynek tysięcy automatów do gier o niskich wygranych.
/>
Totalizator Sportowy znowu szuka nowego prezesa. Obecny, Olgierd Cieślik, objął stanowisko ledwie w połowie marca. Poprzedni zajmował fotel 10 miesięcy. Ta karuzela ma miejsce tuż po wejściu w życie nowej ustawy hazardowej. I według wielu obserwatorów branży jest związana właśnie ze zmianami w prawie, a konkretnie z wprowadzeniem monopolu państwowego na automaty do gier o niskich wygranych, zwane popularnie jednorękimi bandytami. Za wykonanie tego monopolu ma odpowiadać jednoosobowa spółka Skarbu Państwa, która podlega Totalizatorowi.
Rząd zajmie się sam
Choć prawo weszło w życie 1 kwietnia, a Krajowa Administracja Skarbowa, jak opisywaliśmy, ostro wzięła się do tępienia nielegalnych automatów, to wciąż nie jest jasne, czy i kiedy państwo wprowadzi na rynek państwowych „bandytów”. Szczególnie w obliczu zmian w zarządzie Totalizatora Sportowego.
Nowego prezesa zarządu – a także członków zarządu: jednego odpowiedzialnego za sprzedaż, produkty i marketing oraz drugiego odpowiedzialnego za finanse i inwestycje – Totalizator poszukuje w trybie pilnym. Czas na składanie ofert mija tuż po długim weekendzie, 8 maja. – To o tyle zaskakujące, że ledwie w połowie marca rada nadzorcza po ponad miesiącu poszukiwań na stanowisko prezesa powołała Olgierda Cieślika i, co więcej, zbiegło się to z ogłoszeniem, kto Totalizatorowi dostarczy automaty – zauważa Tomasz Rzymowski, poseł Kukiz’15, który przed kilkoma dniami razem z drugim posłem z tego samego klubu, Bartoszem Jóźwiakiem, wysłał w tej sprawie interpelację do Ministerstwa Finansów.
Pytają w niej także o zasady dostarczenia Totalizatorowi Sportowemu automatów. Początkowo mówiło się o tym, że będzie za to odpowiadał koncern IGT. Ostatecznie jednak rząd postanowił produkcją i dostarczaniem automatów do gier zająć się w pewnym sensie sam. Konkretnie przekazano to Exatelowi, Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych i Polskiej Grupie Zbrojeniowej (ściśle Wojskowym Zakładom Łączności nr 1 w Zegrzu). To konsorcjum ma zaprojektować, zbudować i dostarczyć do kontrolowanych przez państwo punktów automaty. Pierwsze kilkaset maszyn ma się pojawić pod koniec 2017 r., łącznie ma być ich 35 tys.
Kompleksowe rozeznanie
Jednak choć od ogłoszenia tej umowy mijają dwa miesiące, wciąż nie są znane jej szczegóły. Co więcej, Totalizator Sportowy odmawia podania ich, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa. – To, w jakiej formie ujęto decyzję o współpracy, jest sprawą wtórną. Ważne, że mamy porozumienie i decyzje zapadły – tak na nasze pytania o to, czy umowa jest zawarta, odpowiedziała Aida Bella z biura prasowego Totalizatora. Dodała też: – Jeżeli chodzi o kwestie związane z samą produkcją maszyn przez PWPW, WZŁ-1 oraz Exatel, przeprowadziliśmy analizy wewnątrz spółki i dokonaliśmy kompleksowego rozeznania rynku. Wybraliśmy pewien model, który chcemy realizować. Uważamy, że w Polsce można wyprodukować automaty. Chcemy, by przeznaczone na ten cel pieniądze wzmocniły potencjał krajowego przemysłu, a nie zostały wytransferowane za granicę.
Bella przekonuje też, że PWPW ma doświadczenie w zakresie operowania bazami danych, a jeśli chodzi o spółki z grupy PGZ, to na pewno wywiążą się doskonale z roli partnera technologicznego.
Jeden z ekspertów związanych z tym rynkiem ocenia jednak sytuację dosyć jednoznacznie. – Intencją rządu jest wyrzucić IGT z polskiego rynku automatów. To jednak trudne, bo można je w zasadzie zastąpić tylko innymi amerykańskimi korporacjami. Założenie jest takie, że ma być narodowo, tyle że jeśli nie uda się szybko zainstalować ponad 30 tys. akceptowalnych przez graczy automatów, to Skarb Państwa będzie miał znaczące ubytki – wyjaśnia.
Miliard do wydania
Rzeczywiście nowelizacja ustawy była uzasadniana także tym, że dzięki niej uda się co roku do budżetu odprowadzić 1,5 mld zł. Bez wpływów z opodatkowania automatów nie ma na to szans. Co więcej, Totalizator Sportowy musi zainwestować wcześniej w sprzęt. Ile? Tego spółka też nie chce podać. – Mogę zapewnić, że na pewno nie dostaniemy żadnych funduszy z budżetu państwa, nie zaciągniemy kredytów ani nie dostaniemy żadnej dotacji na wdrożenie nowych obszarów biznesowych. Zakup automatów będzie finansowany ze środków wypracowanych przez spółkę – mówi Aida Bella.
Według ludzi powiązanych z branżą koszt jednego automatu to 20–30 tys. zł. Czyli na 35 tys., o których mowa w ustawie Totalizator potrzebowałby wydać od 700 mln zł do ponad 1,1 mld zł.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama