Sprzedawcy sprzętu elektrycznego i elektronicznego zmiany odczują już w najbliższym roku. Przede wszystkim w postaci uderzenia po kieszeni, gdyż przyjęte w projekcie rozporządzenia ministra środowiska progi wydają się wysokie. Z drugiej jednak strony podyktowane są one naszymi zobowiązaniami unijnymi.
Ponadto – na co wskazuje resort środowiska w uzasadnieniu projektu – rozwinąć powinien się sektor małych i średnich przedsiębiorstw specjalizujących się w zbieraniu odpadów.
Artykuł 20 ust. 1 obowiązującej od początku roku ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym (Dz.U. z 2015 r. poz. 1688) określa, że podmiot wprowadzający urządzenia do obrotu obowiązany jest do osiągnięcia minimalnych poziomów zbierania tych zużytych. Wynoszą one zgodnie z ustawą do końca 2020 r. nie mniej niż 40 proc. średniorocznej masy sprzętu wprowadzonego do obrotu. Od początku 2021 r. próg ten będzie wynosił nie mniej niż 65 proc. średniorocznej masy sprzętu wprowadzonego do obrotu albo 85 proc. masy zużytego sprzętu wytworzonego na terytorium kraju. To wierna transpozycja art. 7 ust. 3 dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2012/19/UE.
Resort środowiska uznał jednak, że przeskok o kilkadziesiąt punktów procentowych z dnia na dzień może być dla przedsiębiorców wprowadzających elektrosprzęt do obrotu trudny do osiągnięcia. Już teraz są bowiem kłopoty ze spełnianiem niewyśrubowanych norm. Dowód? Z danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że zbieramy obecnie niecałe 40 proc. tego, co jest wprowadzane na rynek. Niespełniona jest więc nawet norma minimalna.
Ministerstwo Środowiska obawia się, że gdyby pozostawić ją do końca 2020 r., okazałoby się, że z początkiem 2021 r. bylibyśmy największymi śmieciarzami w Europie. Stąd pomysł, by wymagany próg został osiągnięty stopniowo. I tak projektowana regulacja zakłada, że w 2018 r. minimalny poziom zbierania zużytego sprzętu wyniesie 50 proc. średniorocznej masy sprzętu wprowadzonego do obrotu w ciągu trzech ostatnich lat, w 2019 r. – 55 proc., a w 2020 r. – 60 proc. Tym sposobem przeskok będzie mniejszy, a przez to cel w postaci 65 proc. prostszy do osiągnięcia dla biznesu.
Co to oznacza w praktyce? Bez wątpienia większe koszty dla sprzedawców AGD i RTV. Wielu z nich liczyło na to, że jeszcze przez trzy lata będą mogli do zbierania odpadów przykładać niewielką wagę. W skali trzech lat realny koszt wejścia w życie projektowanego rozporządzenia wyniesie w ocenie MŚ 129 mln zł. Te pieniądze zostałyby w kieszeni przedsiębiorców, gdyby do 2020 r. obowiązywał 40-proc. próg.
Tyle że resort środowiska nie uważa, by projektowany przez nich dokument uderzał w wolność gospodarczą. A to dlatego, że środki te nie trafią wcale do Skarbu Państwa, lecz po prostu do innych przedsiębiorców. Minister Szyszko wierzy, że dzięki temu powstanie sprawnie funkcjonująca sieć zbierania zużytego sprzętu. Skoro bowiem dodatkowe ponad 100 mln zł trafi do podziału pomiędzy firmy zajmujące się gospodarką odpadami, należy mieć nadzieję, że powstaną nowe podmioty świadczące usługi na wysokim poziomie.
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach