Słuszna diagnoza i kłopoty z realizacją zaplanowanych działań – tak wygląda wsparcie zagranicznej ekspansji polskich firm ze strony rządu.
/>
Gabinet Beaty Szydło obiecał przedsiębiorcom pomoc ze strony zagranicznych placówek Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (instytucja powstała w wyniku przekształcenia Państwowej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych), ale na razie nikt się jej nie doczekał.
– Agencja będzie odpowiedzialna za rozwój usług doradczych dla polskich eksporterów i inwestorów, zwiększanie i umacnianie międzynarodowego wizerunku Polski oraz poprawę rozpoznawalności polskich produktów i usług za granicą – zapewnia Ministerstwo Rozwoju. Planuje utworzyć 69 placówek, które mają zastąpić działające w ramach ambasad i konsulatów wydziały promocji handlu i inwestycji.
– Trwają prace nad uruchomieniem nowych przedstawicielstw w San Francisco, Singapurze, Szanghaju, Nairobi, Teheranie oraz Ho Chi Minh (Wietnam) – informuje resort.
Starych już, a nowych jeszcze nie ma
Cały problem polega na tym, że wydziały promocji i handlu zakończyły działalność z początkiem stycznia, a nowe placówki nie zostały uruchomione. To utrudnia przedsiębiorcom uzyskanie informacji o warunkach panujących na rynkach zagranicznych.
– Na rynku funkcjonuje wiele prywatnych podmiotów, które oferują usługi wspierające eksport. Dlatego w ekspansji na rynki zagraniczne nie korzystamy z rządowej pomocy. Ale jesteśmy dużą firmą i dodatkowy koszt związany z pozyskaniem informacji nie jest dla nas problemem. Dla mniejszych przedsiębiorstw pomoc rządowa może mieć bardzo istotne znaczenie – uważa Konrad Sznajder, wiceprezes zarządu ZAP, czołowego krajowego producenta akumulatorów samochodowych. Jego firma 80 proc. przychodów realizuje na rynkach zagranicznych i sprzedaje produkty w 50 państwach.
W przyjętej przed tygodniem przez rząd Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR) zapisano siedem strategicznych projektów, których celem jest wspieranie sprzedaży polskich towarów i usług na świecie. Ich wprowadzenie w życie ma pozwolić utrzymać wysokie tempo wzrost eksportu w najbliższych kilkunastu latach (6,8–7,2 proc. rocznie). Jednocześnie mamy sprzedawać więcej produktów zaawansowanych technologicznie, a także zmniejszyć zależność w międzynarodowym handlu od Unii.
Jak zauważa Marek Kłoczko, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej, diagnoza zawarta w SOR, zgodnie z którą polski eksport wymaga wsparcia i dywersyfikacji geograficznej, jest słuszna. Bo mimo sukcesów (w ciągu dekady zwiększyliśmy udział eksportu w PKB do 50 proc., przekraczając pod tym względem unijną średnią) wartość towarów i usług sprzedawanych na rynkach zagranicznych przypadająca na głowę mieszkańca plasuje nas w unijnym ogonie.
– To pokazuje, jak duży mamy potencjał. Żeby go uruchomić, potrzebujemy nie tylko planów, ale także narzędzi do ich realizacji – mówi Kłoczko. I zwraca uwagę, że za promowanymi w przeszłości hasłami, jak Go China, Go Africa czy Go Iran, nie stało realne wsparcie dla przedsiębiorców. A cel był szczytny: zmniejszyć naszą handlową zależność od Unii, gdzie sprzedajemy 80 proc. wywożonych z kraju towarów.
Jedzenie do Hanoi, budowlanka do Baku
SOR idzie w tym samym kierunku – dokument wylicza 21 państw spoza Unii, w których w sposób szczególny będziemy promować nasze towary. Obok już teraz znaczących partnerów handlowych, jak Rosja, USA czy Ukraina, na liście znalazły się kraje, w których nasza obecność jest śladowa. Do Indonezji, Iranu czy Azerbejdżanu trafia mniej niż 0,1 proc. eksportu.
– Nie przywiązywałbym się do listy konkretnych rynków, bo sytuacja na nich zmienia się niezwykle płynnie. Jeszcze niedawno jako bardzo atrakcyjne postrzegane były Indie czy Turcja, ale pod wpływem bieżących wydarzeń ta ocena się zmieniła. Nie wiadomo też na przykład, czy Iran znów nie zostanie obłożony sankcjami, po tym jak prezydentem USA został Donald Trump – zwraca uwagę Kłoczko.
SOR nie tylko określiła najbardziej perspektywiczne zagraniczne rynki, ale także powiązała je z konkretnymi rodzajami towarów i usług, które mają największe szanse na nich zaistnieć. I tak na przykład Azerbejdżanowi przypisane zostały usługi budowlane, a Wietnamowi – żywność. Do Indonezji będziemy wywozić kosmetyki, a do Izraela eksportować usługi informatyczne. Łącznie status specjalnego uprzywilejowania zyskało 12 branż wybranych na podstawie doświadczeń związanych z promocją polskich produktów na rynkach zagranicznych, realizowanych także przez poprzednią koalicję rządową.
„Przy tworzeniu rankingu branż, poza wskaźnikami makroekonomicznymi, wzięto także pod uwagę (...) ich potencjał wizerunkowy. Analiza ta polegała na weryfikacji, czy wytworzony produkt jest produktem finalnym sprzedawanym pod marką polską, czy jedynie półproduktem, który jako element innego wyrobu będzie sprzedawany pod marką innego kraju” – czytamy w SOR. To zapewne dlatego na listę promowanych branż trafił przemysł jachtowy, który na rynkach zagranicznych doskonale radzi sobie bez pomocy rządu.
Dla każdego z wybranych sektorów ma zostać opracowany szczegółowy plan promocji. – Termin publikacji tych planów był już kilkukrotnie przesuwany. To jest niepokojące, bo nawet najlepsza strategia nie ma szans zadziałać, jeśli nie zostaną uruchomione odpowiednie narzędzia – podsumowuje Kłoczko.