Główne punkty sporne to poziom nadwyżki budżetowej, który Ateny mają osiągnąć, oraz dalszy udział MFW w programie.
Jeżeli do końca tygodnia Grecja, inne kraje strefy euro i MFW nie uzgodnią, czy rząd w Atenach realizuje ustalenia oraz czy potrzebne jest złagodzenie warunków pomocy, ryzyko grexitu znów wzrośnie.
Trzeci już kredyt pomocowy, tym razem wart 86 mld euro, który w połowie 2015 r. udzieliły pozostałe państwa strefy euro, pozwolił Atenom uniknąć bankructwa. Następną dużą ratę pożyczki Grecja powinna spłacić w lipcu, ale aby mogła to zrobić, musi najpierw otrzymać kolejną transzę z trzeciego programu pomocowego, a tego warunkiem jest pozytywna ocena dokonywanych przez nią postępów.
Ta powinna zostać dokonana w połowie zeszłego roku, jednak ani wówczas, ani potem wierzycielom nie udało się osiągnąć wspólnego stanowiska. Formalnie 20 lutego nie jest terminem ostatecznym, ale ze względów politycznych, jeśli teraz nie uda się osiągnąć porozumienia, później będzie tylko trudniej. Najbliższe posiedzenie ministrów finansów eurogrupy będzie bowiem ostatnim przed serią wyborów w Europie, w których temat dalszej pomocy dla Grecji będzie istotny. 15 marca odbędą się wybory w Holandii, zajmującej obok Niemiec najbardziej pryncypialne stanowisko, a następnie we Francji i w RFN.
Spór koncentruje się wokół dwóch głównych kwestii: nadwyżki budżetowej, którą Grecja powinna osiągnąć, oraz dalszego udziału MFW w programie pomocowym. Zgodnie z warunkami bailoutu Grecja powinna do 2018 r. uzyskać pierwotną nadwyżkę budżetową (czyli nieuwzględniającą rat zadłużenia i odsetek) w wysokości 3,5 proc. PKB i utrzymałać ją w średnim terminie. MFW uważa, że to nierealne. Według Funduszu w zeszłym roku Grecja osiągnęła nadwyżkę pierwotną w wysokości 2 proc., znacznie powyżej pierwotnych założeń, ale był to w dużej mierze efekt jednorazowych czynników i w 2018 r. będzie to 0,9 proc. PKB.
Aby dojść do założonych 3,5 proc., rząd grecki musiałby przeprowadzić kolejną serię cięć budżetowych – o wartości ok. 2 proc. PKB – co po pierwsze będzie trudne do przeprowadzenia bez strajków, a po drugie zdusi wzrost gospodarczy. Kontrowersja dotyczy też tego, co oznacza zwrot „w średnim terminie”. Niemcy chciałyby, aby taka nadwyżka była utrzymywana przez 10 lat, z czym każdy kraj na świecie miałby problem. Dlatego MFW postuluje złagodzenie warunków. „Szanse powodzenia programu byłyby znacznie większe, gdyby stopień ambicji jego celów i optymizm co do sytuacji makroekonomicznej zostały przyhamowane” – napisał MFW w raporcie. Jeroen Dijsselbloem, holenderski minister finansów i przewodniczący eurogrupy, uważa jednak, że MFW prezentuje nadmierny pesymizm, a doniesienia o kryzysie są przesadzone.
MFW nie uczestniczy finansowo w obecnym programie pomocowym i od dwóch i pół roku nie pożyczył Grecji żadnych pieniędzy (na pierwszy i drugi bailout Fundusz i kraje strefy euro składały się razem, ale technicznie były to oddzielne pożyczki). Państwa strefy euro chciałyby, aby MFW w dalszym ciągu partycypował w pomocy dla Grecji, a Niemcy, które jako największa gospodarka unii walutowej mają największy udział w całym pakiecie, grożą, że jeśli Funduszu nie będzie, to one też się wycofają. Ale MFW nie chce uczestniczyć w programie, jeśli nie zostaną złagodzone warunki dla Grecji. Państwa strefy euro – zwłaszcza Niemcy i Holandia – mówią zaś, że nie ma mowy o ich poluzowywaniu, bo twarda polityka wobec Aten to jedyne, co przynosi skutek.
Przy czym łagodzenie nie oznacza w tym wypadku nominalnej redukcji wartości zadłużenia, a jedynie obniżenia docelowej pierwotnej nadwyżki budżetowej do 1,5 proc. PKB, ewentualnie dalszego obniżenia oprocentowania pożyczek i wydłużenia terminu ich spłaty (bo ratowanie Grecji nie polegało na dawaniu jej pieniędzy, lecz na pożyczaniu, i to na procent). MFW od pewnego czasu sugeruje, że zadłużenie Grecji jest niespłacalne – według prognozy osiągnie w 2060 r. astronomiczny poziom 275 proc. PKB – i bez jego nominalnej redukcji się nie obędzie. Ale na razie wydaje się to mało prawdopodobne – dla niemieckich polityków, zwłaszcza na kilka miesięcy przed wyborami, byłoby to utratą twarzy w oczach elektoratu.
Wolfgang Schäuble, niemiecki minister finansów, w zeszłym tygodniu w rozmowie z telewizją ARD przypomniał, że traktat lizboński wyklucza redukcję długów i jeśli Grecja chciałaby to uzyskać, musiałaby opuścić strefę euro. – Schäuble jest dziś odosobnionym głosem w Europie, jednym z ostatnich obrońców polityki oszczędności – skomentował Jorgos Katrugalos, grecki minister ds. europejskich, wyrażając przy tym opinię, że porozumienie w sprawie przyznania kolejnej transzy uda się osiągnąć przed 20 lutego. W opinii, że Schäuble jest coraz bardziej odosobniony, jest sporo racji, bo nie tylko część krajów kwestionuje politykę oszczędności, ale wątpliwości pojawiają się w samych Niemczech. Sigmar Gabriel, wicekanclerz wywodzący się z zyskującej w sondażach socjaldemokracji, wezwał rząd do umiarkowania w stawianiu Atenom celów budżetowych.
Pewną przesłanką do optymizmu, że jednak uda się znaleźć kompromisowe rozwiązanie, jest to, że nowy grecki kryzys absolutnie nikomu nie jest teraz na rękę. Od czasu, gdy w połowie 2015 r. udało się zażegnać poprzedni (a raczej odsunąć w czasie), pojawiły się nowe problemy, z którymi UE musi się mierzyć – kryzys migracyjny czy wyjście Wielkiej Brytanii – i dodawanie jeszcze jednego w postaci grexitu mogłoby mieć fatalne konsekwencje. W ramach uspokajania sytuacji rzecznik rządu RFN zapewnił w poniedziałek, że Berlin nie zamierza się wycofywać z pomocy dla Grecji.