Większość funduszy akcyjnych skończyło 2016 r. na plusie. Po dekadzie dużych zysków posiadacze obligacji przekonali się, że na niby-bezpiecznej inwestycji można stracić.
Po ostatnich spadkach cen obligacji zyski oszczędzających w funduszach obligacji w 2016 r. spadły do zera / Dziennik Gazeta Prawna
Po dwóch latach liczenia strat minione 12 miesięcy przyniosło zyski posiadaczom jednostek uczestnictwa funduszy akcji. W najpopularniejszej grupie, funduszy inwestujących w akcje notowane na GPW, średni wynik wyniósł 8,7 proc. Z 56 działających funduszy niemal połowa zarobiła dla inwestorów przynajmniej 10 proc. Najlepszy, PZU Akcji Spółek Dywidendowych, zyskał 35 proc. Ponad 5 proc. straciły dwa fundusze zarządzane przez Superfund TFI i tylko te dwa podmioty zakończyły rok pod kreską. Jednak grono inwestorów, których straty te dotknęły, jest niewielkie – łączne aktywa obydwu funduszy nie przekraczają 15 mln zł.
Jeszcze lepiej poradziły sobie fundusze specjalizujące się w inwestowaniu w akcje małych i średnich spółek. Wszystkie 23 podmioty zaliczane do tej grupy zakończyły zeszły rok na plusie, zarabiając średnio 13 proc. Rozpiętość wyników między najlepszymi i najsłabszymi funduszami jest znaczna – zysk posiadaczy jednostek uczestnictwa MetLife Akcji Średnich Spółek sięgnął 24 proc., podczas gdy Ipopema Małych i Średnich Spółek zarobił niecałe 6 proc. Powodów do zadowolenia nie mają jedynie inwestorzy, którzy w zeszłym roku powierzyli swoje oszczędności funduszom rynku tureckiego. Wprawdzie giełda w Stambule zakończyła rok niemal 10-proc. wzrostem notowań, ale opłaty za zarządzanie, a także spadek wartości tureckiej litry w stosunku do złotego sprawiły, że wartość jednostki uczestnictwa pięciu zaliczanych do tej grupy funduszy spadła średnio 2,2 proc.
Minionego roku do udanych nie zaliczą także inwestorzy funduszy obligacji. Trwający od początku października spadek cen papierów dłużnych spowodował, że wypracowane w poprzednich miesiącach zyski funduszy specjalizujących się w inwestycjach w tę klasę aktywów wyparowały. Ucierpiały przede wszystkim najpopularniejsze wśród oszczędzających fundusze obligacji Skarbu Państwa i uniwersalne (kupują przede wszystkim papiery rządowe, ale część ich portfeli to długi przedsiębiorstw). Średni wynik dla funduszy obligacji skarbowych wyniósł -0,2 proc., w przypadku podmiotów uniwersalnych sięgnął 0,7 proc. W grupie 22 funduszy papierów skarbowych dostępnych dla szerokiego grona inwestorów tylko siedem zakończyło rok na plusie (najlepszy wynik osiągnął NN Obligacje, który zarobił 1,6 proc.), w przypadku trzech podmiotów – Optimum Obligacji, Novo Papierów Dłużnych, PZU Polonez – straty przekroczyły 2 proc.
– W przypadku tego rodzaju funduszy ryzyko jest ograniczone i jeśli pojawiają się straty, to są one relatywnie niewielkie. Jednak trudno nie zauważyć, że najlepszy czas dla funduszy obligacji już minął – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
Nawet jeśli straty są nieznaczne, to mogą być dla oszczędzających zaskoczeniem, bo w ostatniej dekadzie na inwestycji w obligacje trudno było nie zarobić. Od początku 2004 r. w ciągu 12 miesięcy fundusze inwestujące w obligacje dawały inwestorom przeciętny zysk na poziomie 5,4 proc., w najlepszych okresach zarobek przekraczał 10 proc. To wyniki przeciętne dla całej branży, zyski liderów sięgały kilkunastu procent w ciągu roku, co jest osiągnięciem typowym raczej dla bardziej ryzykownych funduszy. Połączenie bezpieczeństwa, jakie dają obligacje, z ponadprzeciętnymi zyskami sprawiło, że w ostatnich latach podmioty inwestujące w obligacje stały się najpopularniejszą grupą funduszy dla inwestorów detalicznych. Pod koniec 2009 r. 30 proc. pieniędzy powierzonych branży zarządzania aktywami ulokowane było w funduszach akcji, a tylko 12 proc. w podmiotach dedykowanych rynkowi długu. Po ośmiu latach, w których giełda najczęściej zawodziła, a kursy obligacji szły w górę, te proporcje niemal dokładnie się odwróciły.
– Od wybuchu kryzysu mieliśmy na świecie niski wzrost gospodarczy i brak inflacji, a największe banki centralne obniżyły stopy procentowe, w niektórych przypadkach nawet poniżej zera. To warunki sprzyjające wzrostowi cen obligacji – zwraca uwagę Sadowski.
Te czynniki sprawiały, że w połowie roku ceny obligacji na kluczowych globalnych rynkach były najwyższe w historii. Tak było w Japonii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy Szwajcarii. Regularnie spadające zyski związane z kupnem coraz droższych papierów – pożyczając pieniądze najbardziej wiarygodnym emitentom, inwestorzy musieli liczyć się z utratą części kapitału – spowodowały, że w poszukiwaniu wyższego zarobku inwestorzy chętnie kupowali także papiery dłużne notowane na rynkach rozwijających się, jak Polska. Jeśli zdarzał się odwrót od krajowego rynku i spadek cen, tak jak na przykład w 2013 r., kiedy amerykański Fed wycofywał się z programu skupu aktywów, czy na początku 2015 r., gdy z kolei Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, miał wątpliwości, czy śladem Fed rozpoczynać program tzw. luzowania ilościowego, to kupujący szybko wracali na rynek. Oszczędzający w funduszach tych wahań cen mogli nawet nie zauważyć – wprawdzie w perspektywie 2–3 miesięcy jednostki funduszy traciły na wartości, ale długoterminowe stopy zwrotu zawsze były dodatnie. Teraz jest inaczej.
Katalizatorem przeceny na rynku obligacji był wybór na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, po którym inwestorzy uwierzyli, że dzięki zwiększonym wydatkom infrastrukturalnym i cięciom w podatkach amerykańska gospodarka będzie rozwijać się szybciej niż dotychczas. Tym samym wyższa będzie także inflacja, co skłoni Fed do szybszych, niż się dotychczas, podwyżek stóp procentowych.
– Banki centralne zastanawiają się coraz częściej nad podnoszeniem stóp procentowych. To ten okres w całym cyklu koniunkturalnym, który dla obligacji jest najmniej korzystny – zwraca uwagę Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny ds. papierów dłużnych w Union Investment TFI.
W grudniu Fed podniósł główną stopę procentową o 0,25 pkt proc., do 0,5–0,75 proc., i zasygnalizował, że w tym roku mogą być jeszcze trzy podwyżki.
– Zmiany cen obligacji oddają oczekiwania inwestorów odnośnie do przyszłego poziomu stóp procentowych. Ostatni spadek cen prawdopodobnie z pewną nawiązką uwzględnił przyszłe wyższe koszty pieniądza, dlatego przynajmniej w krótkim terminie dość prawdopodobny jest wzrost cen papierów dłużnych – mówi Lasek.
To, co dzieje się na globalnym rynku, ma bezpośrednie przełożenie przede wszystkim na kursy długoterminowych krajowych obligacji. Dla papierów krótkoterminowych główne znaczenie mają czynniki lokalne – przede wszystkim inflacja i związany z nią poziom stóp procentowych NBP. Wprawdzie po ponad dwóch latach deflacji ceny znów rosną, jednak na razie nic nie wskazuje na to, żeby Rada Polityki Pieniężnej szybko podnosiła stopy procentowe. To dlatego ceny obligacji krótkoterminowych na razie nie spadły. To ograniczyło straty poniesione w ostatnich tygodniach przez posiadaczy funduszy dłużnych. Ale miniony rok był też wyjątkowy ze względu na obłożenie instytucji finansowych podatkiem od aktywów. Podatek nie obejmuje obligacji, więc banki wyjątkowo chętnie inwestowały w tego rodzaju papiery.
– W 2016 r. Ministerstwo Finansów zasypało rynek obligacjami. Kto będzie je kupował teraz, gdy potrzeby pożyczkowe budżetu będą znacznie większe? – zastanawia się Lasek.
– Nie sądzę, żeby inwestorzy, którzy szukają przede wszystkim bezpieczeństwa, zmienili swoje przyzwyczajenia i odwrócili się od obligacji. Lokaty nie są konkurencją, bo ich oprocentowanie jest niskie. Być może część inwestorów zamieni fundusze specjalizujące się w inwestycjach w obligacje skarbowe na takie, które kupują papiery dłużne korporacji – ocenia Sadowski.
Ta grupa funduszy w ostatnich trzech latach osiąga stabilne zyski, w granicach 2–3 proc. rocznie. W minionym roku żaden z 18 podmiotów nie poniósł straty – najlepszy, Aviva Investors Dłużnych Papierów Korporacyjnych, zarobił dla inwestorów 4,3 proc.
Zyskiem zakończyły rok także fundusze pieniężne i gotówkowe. To druga pod względem popularności wśród inwestorów grupa funduszy. Ich strategia zakłada lokowanie kapitału w krótkoterminowe papiery dłużne, lokaty i obligacje, bardzo często jednak skład ich portfeli jest bardzo podobny jak funduszy obligacji. Na przykład największy w tej grupie UniKorona Pieniężny ponad połowę aktywów ma ulokowane w korporacyjnych papierach dłużnych. Fundusz znalazł się w gronie pięciu tego rodzaju podmiotów dostępnych dla szerokiego grona inwestorów, które w zeszłym roku zarobiły przynajmniej 2 proc. Najlepszy – Investor Płynna Lokata – dał niemal 2,7 proc. zysku.
Po dwóch słabych latach OFE odrabiają straty
Przeciętnie 11 proc. zyskali w zeszłym roku oszczędzający w otwartych funduszach emerytalnych. Na plusie było wszystkie 12 działających na rynku funduszy.
Największy wpływ na politykę inwestycyjną OFE i tym samym ich wyniki mają zmiany wprowadzone w systemie emerytalnym na początku 2014 r. Wtedy połowa aktywów – obligacje Skarbu Państwa – została przesunięta z kont w OFE do ZUS, a fundusze dostały zakaz inwestowania w tego rodzaju instrumenty. W portfelach zaczęły dominować akcje. Na koniec listopada zeszłego roku ich udział sięgał 82 proc. Przed zmianami nie przekraczał 40 proc. Skutek: wyższa zmienność wyników i ich silne uzależnienie od koniunktury na GPW.
W latach 2014–2015 zależność ta wpłynęła niekorzystnie na wyniki inwestycyjne, ale ostatnie 12 miesięcy krajowy rynek akcji zakończył 11-proc. wzrostem, co pozwoliło funduszom odrobić straty z poprzednich lat. W zeszłym roku OFE zarobiły dla inwestorów przeciętnie 11 proc., przy czym różnice w wynikach pomiędzy najlepszymi i najgorszymi podmiotami były znacznie mniejsze niż w przypadku klasycznych funduszy akcyjnych, które prowadzą bardzo podobną politykę inwestycyjną. Najlepszy Nordea OFE zyskał 12,5 proc., najsłabszy Generali OFE zarobił 9,4 proc. Zbieżność rezultatów to pochodna dużych aktywów, których wartość waha się od 2 do 38 mld zł. To wymusza na funduszach inwestycje w spółki o najwyższej wartości rynkowej, co sprawia, że ich portfele są do siebie bardzo podobne.
Inaczej jest w przypadku dobrowolnych funduszy emerytalnych, do których oszczędzający mogą dokonywać dodatkowych wpłat. Tego rodzaju ofertę ma dla inwestorów osiem z 12 powszechnych towarzystw emerytalnych zarządzających OFE. Ich aktywa zamykają się w kilkudziesięciu milionach złotych, polityka inwestycyjna jest elastyczna, a wyniki znacznie się różnią. Najlepszy w zeszłym roku DFE PZU zyskał 17 proc., najsłabszy w stawce MetLife DFE zarobił dla inwestorów 4,3 proc.
Zgodnie z „Programem budowy kapitału” wicepremiera Mateusza Morawieckiego OFE mają być przekształcone w klasyczne fundusze akcji, a ZUS przestanie automatycznie przelewać na konta oszczędzających część ich składek emerytalnych. Obecnie do funduszy trafia 2,92 proc. wynagrodzenia 2,5 mln ubezpieczonych, którzy zdecydowali się pozostać w systemie OFE.