Na kluczowych stanowiskach europejskich instytucji, ale także piętro niżej – wśród dyrektorów, wiceszefów jest niewielu naszych rodaków. To między innymi dlatego, że nie umiemy ich promować
Na świecie niestety niespecjalnie się tym przejęli. Szukam i szukam w gazetach, portalach internetowych, kanałach telewizyjnych – bez konkretnego efektu. W dodatku nie jest tak, że nie ma tam nic o Polsce. Owszem, na przykład spotkanie ministrów spraw zagranicznych Trójkąta Weimarskiego zostało dostrzeżone. Co więcej, na zagranicznych dziennikarzach obsługujących to wydarzenie bardzo korzystne wrażenie wywarło miasto, do którego zjechali oficjele, czyli Bydgoszcz. Gratulacje.
Ale o tym, że w Polsce mówi się o kandydaturze rodaka na fotel szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, nie sposób się dowiedzieć. Nie działa to także w drugą stronę – media w żaden sposób nie dają do zrozumienia, że być może to Polska dysponuje odpowiednimi kandydatami. Owszem, toczy się duży spór, czy na czele MFW ma stać Europejczyk, czy przedstawiciel innego kontynentu. Pojawiają się również próby jakiegoś kompromisu w postaci kandydatury tureckiej.
Ale nas nie ma w tej grze i najprawdopodobniej nie będzie. Oczywiście można powiedzieć, że znów są winne polskie media, które z wypowiedzi naszych oficjeli na wyrost zrobiły historię pod hasłem „Bierzemy MFW”. Spójrzmy jednak na drugą stronę medalu – Polaków na wysokich szczeblach wielkich instytucji jest po prostu mało, poza Jerzym Buzkiem, czy Januszem Lewandowskim. A przecież jeszcze niedawno mocna obecność Marka Belki w MFW na pewno Polsce nie szkodziła. Tak, jeżeli już obwiniamy media, to ich zachowanie świadczy raczej o głodzie stanowisk dla przedstawicieli naszego kraju.
Nie miejmy złudzeń, że ktoś Polaków będzie masowo desygnował na same szczyty międzynarodowych instytucji. Jednak gdyby zejść krok niżej i tam się rozejrzeć – raczej pusto. Nie ma nas na stanowiskach wiceszefów czy czołowych dyrektorów. Mowa, rzecz jasna, o instytucjach, których najwyżsi menedżerowie nie są obowiązkowo dobierani według krajowego klucza.
Co z tym zrobić? Po prostu to, co robi świat cały, a Polsce nie za bardzo wychodzi. Sprawnie popierać swoich na wszystkie możliwe sposoby. Zachwalając walory merytoryczne, popierać to PR, marketingiem i lobbingiem. Zręcznie budować koalicje wśród frakcji w gremiach decydujących o najwyższych stanowiskach. W dodatku, co u nas szczególnie trudne, w kluczowych momentach nie zwracać uwagi na barwy polityczne. Wówczas mielibyśmy znacznie większe szanse, żeby Jerzy Buzek nie był osamotniony na międzynarodowych salonach.