Sprzedaż naszych towarów do największych krajów z rejonu Bliskiego Wschodu zmniejszyła się od początku roku o ponad 400 mln zł.
Turcja miała być jednym z tych krajów, do których eksport z Polski w nadchodzących latach miał rosnąć najszybciej. Analitycy prognozowali nawet dwucyfrową dynamikę, w czym utwierdzały dobre wyniki z ostatnich lat. Tegoroczne dane wskazują jednak na odwrócenie się trendu. Od stycznia do maja, według danych GUS, wartość naszego eksportu do Turcji wyniosła 5 mld zł, czyli była o 7,5 proc. mniejsza niż w tym samym czasie roku ubiegłego. Ten rok może być pierwszym od kilku lat, w którym sprzedaż do tego kraju się skurczy.
Z Polski do Turcji trafiały głównie wyroby przemysłu elektromaszynowego, takie jak silniki, maszyny żniwne i koszące, pralki, turbiny, sprzęt RTV, sektora motoryzacyjnego i przemysłu chemicznego. Według naszych rozmówców konsekwencje napiętej sytuacji w tym regionie w największym stopniu ponoszą średni i mali przedsiębiorcy, bo to oni w pierwszej kolejności zainteresowali się tym krajem. Szukali dostępu do lokalnych odbiorców na własną rękę, nie czekając na wsparcie, jakie w kontaktach zaoferuje im polski rząd. Jeśli chodzi o dużych graczy na tureckim rynku, to jak zauważają eksperci, można ich jak na razie policzyć na palcach najwyżej dwóch rąk. Oni dopiero mieli zamiar rozkręcić współpracę z lokalnymi odbiorcami. Wiele po tym kierunku obiecywała sobie na przykład branża zbrojeniowa.
Firmy nie ukrywają, że czekały na inwestycje, które miały ruszyć w tamtym regionie. – Mowa przede wszystkim o projektach, które miały być realizowane na terenie państw turkijskich (Turkmenistan, Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan, Azerbejdżan). Ich wykonawcą mieli być tureccy przedsiębiorcy. Zgłaszali oni jednak zapotrzebowanie na kooperację z firmami, również z naszego kraju, doświadczonymi, dysponującymi dobrymi referencjami i ciekawym towarem – mówi Wiesław Olszewski, sekretarz zarządu Polsko-Tureckiej Izby Gospodarczej.
Konsekwencją wydarzeń w Turcji jest jednak spadek siły nabywczej tamtejszych gospodarstw domowych oraz przedsiębiorstw związany z osłabieniem lokalnej waluty, ale i słabszą koniunkturą wewnętrzną. – W okresie niepewności ograniczane są zakupy towarów o bardziej trwałym charakterze – komentuje Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE.
Utrudnione są kontakty z tureckimi odbiorcami, którzy nie odpowiadają na maile, nie potrafią zadeklarować, kiedy złożą kolejne zamówienia, nie mówiąc już o wielkości kolejnych dostaw. Firmy spodziewają się dalszego ograniczenia zleceń do Turcji. – Zadebiutowaliśmy nad Bosforem w ubiegłym roku. Udało nam się wówczas zrealizować trzy dostawy. Na początku tego roku jeszcze jedną. Od pewnego czasu nie możemy skontaktować się z tamtejszym partnerem handlowym – mówi Ewa Kozarna, menedżer eksportu w spółce Bell, specjalizującej się w kolorowych kosmetykach.
Nasi przedsiębiorcy zwracają uwagę, że lokalni dystrybutorzy obawiają się inwestować we wprowadzanie na tamtejszy rynek nowych produktów, co wiązałoby się z koniecznością aktywnej promocji. Skupiają się na sprawdzonych towarach, ale i z nimi bywają problemy natury logistyczno-administracyjnej. – Na początku czerwca wysłaliśmy pierwsze cztery palety. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy nasz turecki odbiorca poinformował nas, iż towar z izby celnej odebrał dopiero przed kilkoma dniami. Dla nas nie rodzi to żadnych kłopotów. Dla niego natomiast wiąże się z zamrożeniem na dłuższy czas gotówki, co może zniechęcać do importu – opowiada Mikołaj Rubeńczyk, wiceprezes zarządu spółki Pylon, specjalizującej się w produkcji kolumn głośnikowych.
Eksperci uważają jednak, że nie należy rezygnować ze współpracy z tureckimi przedsiębiorcami. – To niezwykle chłonny i perspektywiczny rynek, na który drzwi mimo wszystko otwierają się coraz szerzej. Przykładowo w lipcu nowe pozwolenia na eksport do tego kraju uzyskały polskie zakłady produkujące wołowinę – zauważa Radosław Jarema.
Przedsiębiorcy przyznają, że na razie przyjmą pozycję wyczekującą. – Liczymy, że przez trzy kwartały uda nam się utrzymać zamówienia na niezmienionym poziomie. Potem liczymy na większy odzew. Szczególnie że mamy sygnały, że nasz towar dobrze się przyjął – mówi Mikołaj Rubeńczyk.
Mniej eksportujemy do większości krajów w tym regionie. Według danych GUS do ogarniętej wojną Syrii sprzedaliśmy w 2015 r. prawie pięciokrotnie mniej niż w 2010 r. Ten rok przynosi dalsze spadki. Wartość eksportu od stycznia do maja tego roku zmalała bowiem o ponad 26 proc. w porównaniu z 2015 r. – Tym samym ma już wręcz śladowy charakter. W naszym eksporcie do Syrii dominowała w ostatnim czasie żywność – wyjaśnia Piotr Soroczyński.
Syria nie jest wyjątkiem. Gorzej zaczyna się dziać także na tych rynkach, na których polski eksport nieźle dawał sobie radę. – Do niedawna jeszcze w pobliskich państwach, jak Liban i Irak, naszym przedsiębiorcom udawało się, mimo zagrożeń, rozwinąć działalność eksportową. Niestety, po pięciu miesiącach tego roku widać spore osłabienie na kierunku irackim o 56,9 proc. i zwolnienie dynamiki wzrostu wywozu do Libanu, który zwiększył się zaledwie o 3,7 proc. Może to zwiastować wyhamowanie polskiego wywozu również na te rynki – komentuje Radosław Jarema, szef Akcenty w Polsce, firmy specjalizującej się w obsłudze transakcji walutowych.