Opóźnienia w płatnościach branży wydobywczej grożą falą upadłości dostawców. Zagrożone są tysiące miejsc pracy. Sektor okołogórniczy zatrudnia ok. 400 tys. osób. Te dane Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej świadczą o skali problemu. Spadek inwestycji w kopalniach o prawie połowę w ubiegłym roku oznaczał dramatyczne skurczenie się rynku.
Wydatki spadają wraz z wynikami / Dziennik Gazeta Prawna
Kłopoty nie ominęły nawet takich gigantów jak Kopex, który po zanotowaniu w ubiegłym roku ponadpółmiliardowej starty obecnie przeprowadza zwolnienia grupowe w spółkach zależnych (m.in. 340 osób w Kopex Machinery i 120 w spółce Tagor). Jest w trakcie łączenia się ze swoim rynkowym rywalem – Famurem (który wprawdzie wyszedł na plus, ale zanotował spadek zysku o połowę).
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w mniejszych firmach, które świadczą usługi dla górnictwa. Według Adama Wieczorka, prezesa Stowarzyszenia Budownictwa Górniczego, skupiającego ok. 30 firm (przede wszystkim świadczących usługi dla górnictwa, ale także dostawców materiałów), w tym roku zatrudnienie w tym sektorze zmalało o blisko 50 proc. A proces ten nabiera tempa na skutek dodatkowych problemów z płatnościami, które tym razem pojawiły się ze strony JSW. – Firmy okołogórnicze są rozsiane po wielu miastach, dlatego nie widać skokowego wzrostu bezrobocia, ale jeśli sytuacja się nie zmieni, zbankrutować może znacznie więcej przedsiębiorstw z branży – twierdzi prezes SBG.
Jastrzębska spółka realizująca proces restrukturyzacji od maja zaczęła zwlekać z zapłatą dla kontrahentów, w tym miesiącu na konta firm wpłynęła jedynie jedna trzecia wartości należnych faktur. Opóźnienia ponad umowny 120-dniowy termin często przekraczają już 30 dni. – W efekcie wiele firm okołogórniczych 10 maja i 10 czerwca nie wypłaciło swoim pracownikom pensji w całości. Z tych firm odpływ personelu już się zaczął – twierdzi Adam Wieczorek, dodając, że w przypadku Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego sytuacja jest znacznie stabilniejsza – opóźnienia wprawdzie się zdarzają, ale są znacznie mniejsze i wynoszą najwyżej kilkanaście dni.
Wstrzymanie przez JSW zapłaty kontrahentom zbiegło się w czasie z wypłatą czternastki dla górników – z reguły następowało to w lutym, ale w myśl porozumienia ze związkami zawodowymi przesunięto ten ok. 120-milionowy wydatek na maj. Ponieważ firma, która w ubiegłym roku zanotowała 3 mld zł strat, nie ma żadnych rezerw finansowych, nie starczyło już pieniędzy na wypłaty dla biznesowych partnerów. Spółka tłumaczy, że wypłaty są uzależnione od możliwości finansowych. Tymczasem wciąż spadające ceny węgla zmusiły JSW do radykalnego cięcia kosztów. W pierwszym kwartale przychody grupy spadły o prawie 20 proc. w porównaniu z ostatnim kwartałem 2015 r. Stąd radykalne cięcie kosztów. – Nie mamy wpływu na globalne ceny surowców, a więc stronę przychodową, w związku z czym koncentrujemy się na ograniczaniu wydatków i tu rzeczywiście udało nam się sporo zrobić. Koszty spadły łącznie o 18 proc. i to niemal we wszystkich kategoriach – tłumaczył na ostatniej konferencji prasowej Tomasz Gawlik, prezes JSW.
Dla dostawców to żadna pociecha. Jeżeli ten stan rzeczy się utrzyma, wypadną z rynku bez większych szans na powrót. – Niedotrzymanie terminów płatności sprawia, że firmy zalegają nie tylko wobec pracowników, ale również z płatnościami podatków i ZUS, a zaległości wobec Skarbu Państwa eliminują je z przetargów. Koło się zamyka – twierdzi prezes SBG. – Tylko w ostatnich dwóch tygodniach trzy firmy okołogórnicze zatrudniające 1–1,2 tys. pracowników złożyły w sądzie wniosek o upadłość. Wprawdzie na razie funkcjonują, ale procedura została uruchomiona – dodaje Adam Wieczorek. Jego zdaniem w sumie w wyniku kłopotów JSW może być zagrożonych blisko 5 tys. miejsc pracy.
– Zdajemy sobie sprawę z niezwykle trudnego położenia, w którym znalazły się firmy okołogórnicze, ale ze względu na bieżącą sytuację na światowych rynkach węgla i koksu nie jesteśmy w stanie regulować wszystkich wymagalnych zobowiązań w terminie. Sytuacja taka może powodować, że dochodzi do powstawania zatorów płatniczych – tłumaczy Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzecznik prasowy JSW. – Zobowiązania regulujemy w miarę naszych możliwości finansowych. To nie zależy od naszej dobrej woli, tylko od sytuacji firmy i całego sektora wydobywczego – dodaje. Według prezesa SBG dotychczasowy postęp płatności ze strony jastrzębskiej spółki jest jednak niewielki.
Nawet jednak jeśli uda się unormować sytuację na linii JSW – kontrahenci, nie będzie to oznaczało spokoju w branży żyjącej z zamówień górnictwa. Spółki węglowe na razie nie mają pieniędzy na większe inwestycje, a z przeprowadzanych na zlecenie Ministerstwa Energii audytów wynika, że raczej będą rezygnować z usług zewnętrznych firm. – Pozbywanie się przez spółki górnicze podwykonawców byłoby błędem. Z naszych doświadczeń wynika, że tę samą pracę możemy wykonać taniej – uważa Adam Wieczorek. – Wszystko zależy od cen węgla. Od tego będzie zależała kondycja spółek węglowych i ich zdolność do inwestycji – dodaje.