Zakład lotniczy z Podkarpacia zyska nowego właściciela. Po uszczupleniu załogi o pół tysiąca pracowników przed firmą otworzą się nowe perspektywy. Niewykluczony jest transfer technologii, także tej z myśliwców F-16 i F-35
O tym, że Sikorsky Aircraft Corporation, producent m.in. śmigłowców Blackhawk i właściciel Polskich Zakładów Lotniczych Mielec, może zostać sprzedany, mówiło się od miesięcy. Dwa dni temu oficjalnie podano, że firma należąca obecnie do United Technologies Corporation ma być kupiona przez największy koncern zbrojeniowy świata Lockheed Martin. – Sikorsky to dla nas naturalne dopełnienie. Uzupełnia nasze szerokie portfolio światowej klasy produktów z branży technologicznej, lotniczej i zbrojeniowej – wyjaśniał w komunikacie skierowanym do inwestorów Marillyn Hewson, prezes Lockheed Martin. – Jestem pewien, że ten zakup pomoże nam rozszerzyć nasz główny biznes o produkcję helikopterów – dodawał.
Cały Sikorsky ma zostać sprzedany za ok. 9 mld dol. By transakcja doszła do skutku, zgodę musi wyrazić m.in. amerykański odpowiednik polskiego UOKiK. To zajmie co najmniej kilka miesięcy. Ostatecznie zakup ma być sfinalizowany najpóźniej do końca pierwszego kwartału przyszłego roku. Na poważnie w wyścigu o SAC startowali dwaj inni amerykańscy giganci: Boeing i Textron, ale to właśnie oferta LM została uznana za najbardziej korzystną.
Co z tego wszystkiego wynika dla PZL Mielec? Zakład jest po silnym wstrząsie, jakim był program restrukturyzacji. Z ponad 2,1 tys. pracowników zostało ok. 1,6 tys. (jak podawało RMF FM, ponad 400 odeszło dobrowolnie). – Jeszcze za wcześnie, by mówić o konkretach, na razie transakcja nie doszła do skutku. Pierwsze odczuwalne zmiany mogą mieć miejsce dopiero w przyszłym roku – tonuje nastroje Andrzej Talaga odpowiedzialny za komunikację w PZL Mielec.
Możliwe są trzy scenariusze. Pierwszy to taki, w którym zakład zostanie zamknięty. Wydaje się to jednak zupełnie nieprawdopodobne. Choć LM może kupić oddzielnie Sikorsky’ego i PZL Mielec (prawnie byłoby to na tym etapie stosunkowo łatwe), to zdecydował się na kupno całości. Wydaje się więc, że we władzach amerykańskiej spółki nie ma pomysłu, by polską filię zamykać. Paradoksalnie za tym, że spółka ma przed sobą przyszłość, przemawiają również ostatnie zwolnienia, które były częścią przygotowania do sprzedaży. Zwolnienia miały miejsce w kilku zakładach SAC, a jeden z nich został zamknięty zupełnie. To samo mogło się zdarzyć w Mielcu.
Drugą opcją jest to, że w Mielcu dalej będą produkowane komponenty do helikopterów i niewielkie samoloty (m.in. Bryza). To jest jak najbardziej możliwe, ale wydaje się, że byłoby marnowaniem potencjału tego miejsca. I nie chodzi tu tylko o wyedukowaną i kompetentną załogę, ale również o koszty pracy. Koszt roboczogodziny w zakładzie na Podkarpaciu jest o blisko 35 proc. mniejszy niż w najtańszej fabryce Sikorsky Aircraft Corporation w Stanach Zjednoczonych (za Atlantykiem koszty pracy są mocno zróżnicowane między stanami). To by miało rację bytu, gdyby Lockheed chciał pozostawić Sikorsky’ego jako oddzielny twór biznesowy. Ale już zapowiedział, że będzie go chciał włączyć do swojej części Mission Systems and Training (MST).
Wydaje się więc, że najbardziej prawdopodobne jest to, że na mającej nadejść zmianie właściciela PZL Mielec skorzystają. – Dla nas to nowa szansa na rozwój. Lockheed to producent m.in. samolotów F-16. Z naszego punktu widzenia to możliwość pozyskania nowych technologii i przede wszystkim nowych rynków zbytu – mówi w rozmowie z DGP Marian Kokoszka, przewodniczący zakładowej komisji NSZZ „Solidarność” w Mielcu. Biorąc pod uwagę, że Lockheed Martin nie miał dotychczas swoich zakładów w Polsce (jak i w całej Europie kontynentalnej), w dalekiej przyszłości może być tak, że część serwisowania 48 polskich F-16 zostanie przeniesiona właśnie na Podkarpacie. Poza tym wiadomo, że za kilka lat będą musiały ruszyć zakupy następców samolotów Su-22 i MiG-29. Już teraz przedstawiciele Lockheeda wydeptują ścieżki w Polsce, byśmy poważnie brali pod uwagę wciąż nie w pełni operacyjny, ale najbardziej nowoczesny (i bardzo drogi) samolot wojskowy F-35. – Ten koncern produkuje uzbrojenie z najróżniejszych dziedzin. Być może Mielec skorzysta na pewnym transferze technologii przy produkcji komponentów lotniczych i zostanie wpasowany w szerszy łańcuch dostawców – zastanawia się Mariusz Cielma, analityk z Dziennika Zbrojnego.
O przyszłość mieleckiej spółki spokojny jest także dr Dominik Kimla, analityk w Avascent, firmie konsultingowej specjalizującej się w rynku zbrojeniowym. – Polska jest postrzegana przez koncern Lockheed Martin jako rynek przyszłościowy. W jego interesie jest dbanie o Mielec. Zapewne zmieni się trochę profil produkcji podkarpackiego zakładu. Nie będzie to już tylko profil stricte lotniczy, ale mogą się pojawić nowe kompetencje i programy. To będzie w dużej mierze zależeć od tego, w jakie projekty będzie zaangażowany LM w Polsce. Świetnie, jeśli to byłoby nowe centrum technologiczne – stwierdza ekspert.
Największym polskim zakupem w Lockheed Martin było 48 samolotów F-16 za ok. 3,5 mld dol. (offset przy tym przetargu krytykowała m.in. NIK). W ubiegłym roku podpisaliśmy umowę na zakup 40 pocisków JASSM, które mają być podwieszone pod „efy”. Wartość tego kontraktu to ok. 250 mln dol. W polskiej armii służą produkowane przez LM samoloty transportowe C-130E Hercules. Wiadomo, że koncern oferuje nam także wyrzutnie rakietowe w ramach programu „Homar” (mają mieć zasięg do 300 km).