Strefa wolnego handlu obejmująca całą wschodnią Afrykę może znacząco napędzić tamtejsze gospodarki. Pod warunkiem, że faktycznie powstanie.
Umowę o powołaniu Trójstronnej Strefy Wolnego Handlu (TFTA) podpisali w minionym tygodniu w Szarm-el-Szejk w Egipcie przywódcy 26 państw ze wschodniej części kontynentu. Zgodnie z planami trzy istniejące bloki handlowe – Wspólny Rynek Wschodniej i Południowej Afryki (CODESA), Południowoafrykańska Wspólnota Rozwoju (SADC) i Wspólnota Wschodniej Afryki (EAC) – w ciągu dwóch lat zostaną scalone w jedną strefę wolnego handlu. Obejmować ona będzie prawie połowę państw afrykańskich (wszystkich jest 54), które zamieszkuje 625 milionów ludzi, czyli ponad połowa mieszkańców kontynentu i których łączne PKB wynosi 1,2 bln dol., co stanowi ok. 60-proc. udział w gospodarce Afryki. Pod względem ludnościowym byłaby to jedna z największych stref wolnego handlu na świecie. Ale – jedynie strefa wolnego handlu. Nie ma planów, by TFTA była jednolitym rynkiem w typie Unii Europejskiej.
– Powiedzieliśmy dziś światu, że mamy zamiar podjąć wszelkie kroki, które są konieczne, aby zwiększyć handel pomiędzy nami. Zrobimy wszystko, co możliwe, by wcielić w życie to porozumienie – oświadczył na zakończenie szczytu prezydent Egiptu, gen. Abdel Fattah al-Sisi.
Niska wymiana handlowa rzeczywiście jest problemem Afryki. Cały kontynent odpowiada zaledwie za 2 proc. światowego handlu. Co więcej, eksperci zwracają uwagę, że tylko 10–12 proc. handlu zagranicznego Afryki to transakcje w pomiędzy krajami tego kontynentu, a w ciągu ostatniej dekady ten udział spadał. Dla porównania, w Azji Południowo-Wschodniej ten odsetek stanowi 25 proc. – Samo tylko zniesienie barier handlowych powinno go zwiększyć do 22 proc. – tłumaczyła Reutersowi Fatima Haram Acyl, komisarz Unii Afrykańskiej ds. handlu. Jej zdaniem, w krajach Wspólnoty Wschodniej Afryki (Kenia, Tanzania, Uganda, Rwanda i Burundi), których integracja jest najbardziej zaawansowana, udział handlu wewnątrzkontynentalnego może się nawet podwoić w ciągu dekady.
Wszystko to jednak przy założeniu, że TFTA rzeczywiście zacznie funkcjonować, a to wcale nie jest takie pewne. Dokument, który podpisali w Szarm-el-Szejk przywódcy, jest na razie dość ogólną deklaracją intencji. Szczegóły trzeba będzie dopiero wynegocjować, a następnie ratyfikować w parlamentach wszystkich krajów, co biorąc pod uwagę polityczną niestabilność w wielu z nich i nie najlepsze stosunki między niektórymi, nie będzie łatwe i może potrwać dłużej, niż zakładają plany. Dość powiedzieć, że idea utworzenia strefy wolnego handlu obejmującej całą Afrykę pojawiła się po raz pierwszy w 1980 r. i miała być zrealizowana w ciągu 20 lat. Nie istnieje do dziś. Problemem podczas negocjacji może być np. znoszenie barier pozataryfowych, za pomocą których słabsze gospodarki chronią swoje rynki wewnętrzne. Zliberalizowanie handlu oznacza, że wiele tamtejszych przedsiębiorstw może nie przetrwać wejścia w życie TFTA. Na dodatek współpraca wewnątrz istniejących obecnie regionalnych stref wolnego handlu nie zawsze układa się idealnie, czego przykładem są spory między Tanzanią a Kenią.
Mimo tych wątpliwości sprawa warta jest zachodu. Afryka rozwija się w tempie 5 proc. rocznie, a w ciągu ostatnich 15 lat jej wzrost PKB był o 3 pkt proc. wyższy od średniej światowej. Ale z powodu spadku cen surowców naturalnych oraz żywności, a także przez niestabilność polityczną i korupcję tempo rozwoju jest mniejsze, niż mogłoby być. TFTA może się stać dla afrykańskich gospodarek mocnym impulsem. Mając to na względzie przywódcy afrykańscy w poniedziałek rozpoczęli wstępne rozmowy na temat rozszerzenia TFTA o pozostałe państwa Afryki, w tym największą tamtejszą gospodarkę – Nigerię.

Afryka rozwija się w tempie 3 proc. rocznie, mogłaby jeszcze prędzej