Za amerykańską walutę płacimy niemal 3,9 zł, najwięcej od 11 lat. To wpływa głównie na ceny surowców
Dolar nie przestaje się umacniać. Wczoraj amerykańska waluta osiągnęła najwyższy kurs w stosunku do euro od 12 lat i perspektywa ich zrównania się jest coraz bardziej realna. Wczoraj jedno euro było warte już tylko 1,0735 dol. – podczas gdy rok temu kurs oscylował wokół 1,4 dol. Zdaniem analityków niedaleki jest moment osiągnięcia parytetu przez obie waluty (na razie dolar zrównał się z frankiem, co oznacza, że odrobił spadek, jaki nastąpił po uwolnieniu kursu szwajcarskiej waluty w połowie stycznia).
Dolar umacnia się z dwóch zasadniczych powodów – dobrych danych z amerykańskiej gospodarki, czego najnowszym dowodem była piątkowa informacja o tym, że bezrobocie spadło do 5,5 proc., oraz powszechnych oczekiwań rynku, że w połowie roku Rezerwa Federalna zacznie podnosić stopy procentowe, co spowoduje dalszy wzrost atrakcyjności amerykańskiej waluty. „Zielony” jest też silny słabością euro, którą powoduje rozpoczęcie przez Europejski Bank Centralny skupu obligacji w ramach programu ilościowego luzowania polityki pieniężnej, niewyjaśniona wciąż sytuacja z Grecją oraz słabe prognozy gospodarcze dla strefy euro.
Umacniający się dolar powoduje, że inwestorom przestaje się opłacać trzymanie innych walut, zwłaszcza tych z rynków wschodzących. Dotyczy to również Polski. W stosunku do złotego wczoraj kurs dolara wzrósł o ponad 2 proc. i zbliżył się do 3,9 zł. Po raz ostatni na takich poziomach był wiosną 2004 r. Ponad 1 proc. złoty stracił wczoraj też wobec euro, ale nie zmienia to faktu, że od początku roku w tej parze to polska waluta zyskuje na wartości wobec europejskiej. Obecnie za euro trzeba zapłacić 4,15 zł, o ok. 20 gr mniej niż pod koniec ubiegłego roku.
Jak globalne wahania walut przełożą się na polską gospodarkę? Zdaniem ekonomistów najważniejszym efektem umocnienia dolara będzie wyhamowanie spadku cen. – W dolarach rozliczane są głównie zakupy nośników energii, a wzrost wartości dolara połączony ze wzrostem ich cen będzie przyspieszał proces likwidacji presji deflacyjnej – zauważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Analitycy są bardzo ostrożni z zapowiadaniem powrotu inflacji, bo najnowsze prognozy Narodowego Banku Polskiego mówią, że spadek cen utrzyma się do końca tego roku. W styczniu, według wstępnych danych, ceny towarów i usług konsumpcyjnych były o 1,3 proc. niższe niż rok wcześniej.
Na stacjach benzynowych widać już, że paliwa drożeją. Wprawdzie ceny ropy po lekkim odbiciu ostatnio są stabilne, ale wzrost kursu dolara przekłada się na ceny, jakie płacą kierowcy. I analitycy rynku paliw wróżą dalsze podwyżki. Dolar może też podbijać ceny gazu, bo w tej walucie PGNiG rozlicza się z rosyjskim Gazpromem. Na odbiorców indywidualnych nie powinno to jednak mieć wpływu. W dodatku trwają właśnie rozmowy między obiema firmami o obniżce cen błękitnego paliwa.
Dla eksporterów ważniejsze od notowań dolara jest to, co dzieje się z kursem złotego wobec euro. Nieco ponad połowa zagranicznej sprzedaży polskich firm trafia bezpośrednio do unii walutowej, a na Unię Europejską przypada ponad trzy czwarte polskiego eksportu. Umocnienie naszej waluty wobec euro, gdyby potrwało dłużej, miałoby niekorzystny wpływ na konkurencyjność naszych towarów na zachodnioeuropejskim rynku. Do utraty opłacalności naszego eksportu jest jednak daleko – jak wynika z badań Narodowego Banku Polskiego, próg bólu dla polskich firm jest obecnie w okolicach 3,8 zł za euro.
Zyski polskich eksporterów może natomiast ograniczać drożejący dolar, bo część importu, który jest podstawą do produkcji bardziej przetworzonych dóbr, jest opłacana w walucie amerykańskiej, podczas gdy zapłatę za towar przedsiębiorcy dostają w euro. – Gdyby taki stan rzeczy utrzymał się długo, byłoby to dla nich niekorzystne – podkreśla Janusz Jankowiak.
Z tym, że problem dotyczy nie tylko polskich firm. – Ich główni konkurenci są blisko – w Niemczech czy Czechach – a ich dotyka podobne zjawisko – zauważa Roland Paszkiewicz z Centralnego Domu Maklerskiego Pekao. Dlatego choć drożejące przez dolara ceny surowców mogą zjadać nieco zyski, to polska gospodarka powinna zyskać razem z całą Europą, której gospodarka dzięki tańszemu euro robi się konkurencyjna wobec USA i Chin.

Terms of trade pomagają naszej gospodarce

Choć rosnący dolar i słabe euro niekorzystnie wpływają na saldo polskich obrotów handlowych, to w dłuższej perspektywie prognozy dla naszej gospodarki są dobre. Według opublikowanego w poniedziałek przez NBP „Raportu o inflacji” od II kwartału 2012 r. poprawia się relacja cen eksportu i importu (terms of trade) w handlu zagranicznym Polski. To efekt tego, że szybciej rosną ceny towarów eksportowanych niż importowanych. W drugiej połowie 2014 roku wpłynął na to silny spadek cen ropy. Korzystne terms of trade ograniczyły negatywny wpływ, jaki na saldo obrotów handlowych miał fakt, że polski import rósł szybciej niż eksport, co jest z kolei skutkiem szybszego wzrostu gospodarczego naszego kraju w porównaniu z otoczeniem. Według NBP obecnie trwa najdłuższy okres korzystnego kształtowania się relacji cenowych w handlu zagranicznym Polski od 2000 r. Terms of trade powinny się nadal poprawiać, m.in. dzięki niskim cenom surowców energetycznych, co przełoży się na poprawę wzrostu gospodarczego. W latach 2015–2017 wzrost PKB ma wynieść średnio 3,4 proc.