Mija siódmy rok od umownej daty wybuchu współczesnego kryzysu finansowego i wciąż nie ma odważnych, żeby obwieścić definitywny koniec turbulencji. W tym czasie kryzys przybierał różne oblicza, od upadku Lehman Brothers i załamania zaufania oraz płynności na rynkach finansowych do obecnej walki o wzrost gospodarczy i wyższą stopę inflacji. Praktycznym przykładem ostatnich działań jest właśnie rozpoczęte przez Europejski Bank Centralny luzowanie ilościowe polityki pieniężnej (QE).

Warto nadmienić, że banki centralne stają się tym samym coraz częściej pożyczkodawcą ostatniej instancji nie tylko dla banków, ale także całych gospodarek i postrzegane są jako antidotum na wszystkie problemy. A zatem być może kolejna teoria ekonomiczna legła w gruzach w odpowiedzi na współczesny kryzys.
Warto chyba jednak zacząć od przypomnienia sobie przyczyn problemów i wskazać niektóre działania, jakie zostały podjęte, aby je rozwiązać.
Wśród podstawowych przyczyn, które legły u podstaw współczesnego kryzysu finansowego, wymienić należy: życie ponad stan dużej części społeczeństwa i decyzje polityków, mające na celu ciągłe pozyskiwanie społecznego poparcia, co m.in. wynika z krótkich cykli wyborczych. Kolejną przesłanką kryzysu była chciwość większości banków i ich właścicieli, czemu towarzyszyły fundamentalne błędy w zarządzaniu ryzykiem, w tym kredytowym (w USA udzielano kredytów obywatelom, którzy nie mieli pracy, dochodów ani zabezpieczenia). Nie bez winy są też nadzorcy, którzy patrzyli przede wszystkim na poszczególne banki i nie doceniali powstawania nierównowag makroekonomicznych, tzn. nie patrzyli na gospodarkę i banki z lotu ptaka, kompleksowo.
Na tle powyższego należy postawić pytanie: co zmieniono w ciągu ostatnich lat w odpowiedzi na kryzys? Wydaje się, że najwięcej zrobiono w obszarze nadzorczym, gdzie m.in. powołano organy nadzoru makroostrożnościowego (niestety w Polsce wciąż jeszcze nie) i nastąpił wysyp regulacji, określany mianem tsunami regulacyjnego. Charakter działań był przy tym inny na początku kryzysu, kiedy gaszono pożary, i później, kiedy starano się wprowadzać bardziej systemowe rozwiązania. Jednym z nich jest docelowa unia gospodarczo-walutowa, której ideą jest jeszcze większa integracja krajów strefy euro. Projekt ten, na obecnym etapie wdrożenia, nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów strefy euro, która wciąż postrzegana jest głównie przez pryzmat wspólnej waluty i działań EBC. A sytuacja poszczególnych gospodarek Eurolandu jest bardzo zróżnicowana, co istotnie utrudnia prowadzenie jednej polityki pieniężnej dobrej dla wszystkich krajów strefy euro. Zatem strefa jest wciąż w większym stopniu projektem politycznym niż ekonomicznym.
Innym projektem mającym na celu pobudzenie gospodarek unijnych jest – obecnie konsultowana – unia rynków kapitałowych, której celem jest m.in. poprawa dostępu do finansowania dla przedsiębiorstw, w tym małych i średnich firm. W projekcie tym proponuje się m.in. powrót do większej roli sekurytyzacji w finansowaniu gospodarki. Tymczasem sekurytyzacja nie jest chyba instrumentem szytym na miarę małych przedsiębiorstw, a ponadto to ona stała się jedną z przyczyn współczesnego kryzysu. Niestety od lat wiadomo, że społeczeństwa niewiele się uczą i szybko zapominają lekcje z wcześniejszych kryzysów.
Nie został też rozwiązany problem instytucji zbyt dużych, żeby upaść, i wciąż istnieją banki, których aktywa przewyższają PKB kraju, w którym funkcjonują. Duży bank może z pewnością więcej, ale współczesny kryzys pokazał też dobitnie, że duży podmiot wcale nie musi być lepszy, bezpieczniejszy niż mały bank.
Powyższe wyzwania są tylko wybranymi przykładami kwestii do rozwiązania, a wraz z upływem czasu skłonność do reformowania będzie z pewnością malała.
Czy zatem grozi nam następny kryzys? Odpowiedź brzmi: tak, przy czym tak naprawdę nie wiemy, kiedy on wybuchnie i gdzie. Mądrzejsi jesteśmy oczywiście zawsze po szkodzie. Tymczasem być może przyjdzie nam żyć w czasach permanentnego kryzysu, który będzie przyjmował różne oblicza, niekoniecznie drastycznie wpływające na życie wszystkich obywateli świata.
Mało pocieszające jest przy tym to, że do końca nie jesteśmy w stanie przygotować się na kryzys. Z reguły największymi zagrożeniami są problemy, których nie widzimy lub – co gorsza – nie chcemy dostrzec. Wspomnieć trzeba tu chociażby starzenie się społeczeństw, napływ imigrantów spoza Europy o odmiennym systemie wartości, niepokoje na tle religijnym, radykalizację niektórych społeczeństw i niestabilność geopolityczną. Pamiętać należy także, że światy polityki i gospodarki, w tym rynków finansowych, tworzą system naczyń połączonych. I właśnie na tej płaszczyźnie powinna zostać wypracowana strategiczna wizja. Niestety, partykularne interesy nie będą temu sprzyjały.

Małgorzata Zaleska, członek zarządu NBP