Rozmowa z Piotrem Kamińskim, wiceprezydentem Pracodawców RP
Nie tylko rosyjskie embargo na żywność uderzyło w polskich eksporterów, lecz także załamanie kursu rubla w ostatnich tygodniach. Jak bardzo dotkliwe okazały się skutki deprecjacji rubla dla naszych firm?
Z całą pewnością problemy z rublem dotyczą znacznie szerszego kręgu firm niż embargo, bo praktycznie wszystkich eksporterów. Trzeba bowiem pamiętać, że żywność to tylko część, zaledwie kilkanaście procent, naszego eksportu do Rosji. Większość produktów, które Polska kieruje do Rosji, nie jest objęta embargiem – od kosmetyków, poprzez maszyny i urządzenia, aż po części i komponenty. Z naszego rozeznania wynika, że niemal wszystkich eksporterów zaskoczyła gwałtowność i skala załamania kursu rosyjskiej waluty. Zresztą nie tylko ich.
Kto najbardziej i w jaki sposób odczuł skutki tej deprecjacji?
Oczywiście najbardziej te firmy, które eksportują swoje wyroby do Rosji. Produkty z Polski stają się zbyt drogie dla tamtejszych nabywców, mniej konsumentów może sobie na nie pozwolić. Mimo że firmy są zmuszone sprzedawać po mniej atrakcyjnych cenach, to i tak zaczynają tracić rynek i borykają się z problemem spadku popytu. Ale nie tylko eksporterzy odczuwają skutki spadku wartości rosyjskiej waluty. Firmy transportowe na skutek spadku wolumenu eksportu mają mniej zleceń, a zwiększona konkurencja między nimi spowodowała spadek cen usług. Sytuacja związana z kursem rubla wpływa ponadto na sytuację wielu firm, które są poddostawcami dla eksporterów, np. producentów części i komponentów. Deprecjację rubla dotkliwie odczuwają wreszcie również dostawcy usług, np. turystycznych. Hotele w Zakopanem i w Gdańsku liczą straty wynikające ze spadku liczby turystów z Federacji Rosyjskiej. Najnowsze dane potwierdzają, że ruch turystyczny bardzo zmalał.
Dodatkowo sytuację naszych firm pogarsza nie najlepszy klimat biznesowy: polityczne złe relacje, utrzymujące się już od kilku lat, przekładają się na codzienną działalność polskich przedsiębiorców. Chodzi tutaj o codzienne sytuacje: niezapraszanie kogoś do udziału w ważnych przetargach z powodu złych stosunków między naszymi krajami, na spotkania i targi – to wszystko powoduje, że prowadzenie działalności przez polskie firmy na tamtejszym rynku staje się coraz trudniejsze.
Wspomniał pan, że gwałtowny spadek rubla zaskoczył firmy. Czy oznacza to zatem, że nie zabezpieczyły się na taką ewentualność?
Są tacy przedsiębiorcy, którzy się zabezpieczyli, np. poprzez wykup forwardów, zabezpieczenia konkretnych pozycji walutowych, itp. instrumenty. Ale nie ukrywajmy: stabilność rubla sprawiła, że wielu przedsiębiorców uśpiło swoją czujność. Nie byli zabezpieczeni, bo wydawało się, że skoro sytuacja rosyjskiej waluty jest stabilna, to taka pozostanie. Z naszego rozeznania wynika, że niektórzy producenci dali się złapać w pułapkę rozliczeń w rublu, uznając tę formę za bardziej wygodną niż rozliczenia w mocniejszych walutach. Najwięcej straciły te firmy, które sprzedały towary w dużych kontraktach, z płatnościami w rublach. Także te, które posiadały na kontach znaczne zasoby tej waluty i nie zdążyły przed chwilą gwałtownego załamania jej wymienić. Jeszcze niedawno stosunek euro do rubla był jak 1:40, dziś – już 1:75.
Utrzymujące się niskie ceny cen ropy naftowej szkodzą rosyjskiej gospodarce i sprzyjają dalszej przecenie rubla, w konsekwencji mogą doprowadzić do trudnej sytuacji finansowej wielu kontrahentów, a nawet upadku niektórych z nich. Czy zatem obecne kłopoty rubla to dopiero początek poważniejszych kłopotów gospodarczych w Rosji?
Nie ma co się łudzić – obecna sytuacja dla naszych firm oznacza dopiero początek kłopotów. Trudna sytuacja gospodarcza w Rosji, wynikająca ze spadku wartości ropy niewątpliwie pociągnie za sobą dalsze niekorzystne konsekwencje w gospodarce. Nieuchronny jest dalszy spadek popytu: spadnie siła nabywcza i konsumentów (dużo większa część społeczeństwa będzie żyła na krawędzi ubóstwa) i inwestycje firm. Firmy, podejmując kontakty handlowe, powinny poważnie brać pod uwagę ewentualność upadku potencjalnych partnerów handlowych.
Co w takim razie można radzić polskim firmom?
Bardziej ostrożnie powinny podchodzić do kwestii doboru kontrahentów, ich weryfikacji, zwracać baczniejszą uwagę na ich sytuację finansową, a nie tylko wysyłać towar i czekać na zapłatę. Trzeba też reagować znacznie szybciej na wydarzenia. Zapasy magazynowe – utrzymywać na rozsądnych poziomach.
Jeśli ktoś do tej pory sprzedawał towary, które są produkowane w całości w Polsce – powinien rozważyć zwiększenie udziału produkcji w Rosji. Nadanie znaku wyprodukowane w Rosji pozwala uniknąć ceł, mimo że nadal większość półproduktów jest faktycznie produkowana w Polsce.
Jeśli zaś chodzi o zabezpieczenie ryzyka walutowego – przy tak niestabilnym rublu jak obecnie – trudno się zabezpieczyć skutecznie. Ważne jest też szybkie reagowanie na dalsze ewentualne wahania. Oczywiście – podstawą w obecnej sytuacji jest przestawienie się na rozliczenia w walutach stabilnych.
Istotna jest też dywersyfikacja rynków zbytu.
Ostatnie dane o eksporcie wskazują, że polskie firmy już to robią: pomimo że do Rosji spadł o kilkanaście procent, to rośnie szybko na inne rynki. Można wręcz odnieść wrażenie, że wiele firm po tych kosztownych lekcjach na rynku rosyjskim może wyjść z opresji nawet wzmocniona. Na jakie rynki rozszerzają swoją działalność firmy?
Polskie firmy wyciągnęły słuszne wnioski i zrozumiały, że dywersyfikacja minimalizuje ryzyko biznesowe. Aktywnie szukają nowych rynków zbytu. Nie tylko w Azji i na Bliskim Wschodzie, ale coraz częściej w Azji czy Afryce, a także w krajach Europy spoza strefy euro. Oczywiście wysyłanie towarów na bardziej odległe rynki z reguły wiąże się z wyższymi kosztami i zwiększoną konkurencją. Najnowsze dane potwierdzają jednak, że dywersyfikacja polskiego eksportu postępuje i przynosi efekty.
Polskie firmy nie mogą sobie pozwolić na to, by całkowicie wycofywać się z rynku rosyjskiego. Mamy tak blisko siebie jeden z najbardziej chłonnych rynków świata, który jest w stanie wchłonąć mnóstwo naszej produkcji i usług. Na pozycjach, które w tej chwili opuściłyby polskie firmy, z pewnością chętnie zadomowiłaby się konkurencja z innych krajów. I trudno byłoby je odzyskać. Można ograniczyć działalność, sprowadzić ją do mniejszego wymiaru niż do tej pory. Okopać się na przyczółkach i czekać.