Przed nami świński dołek, czyli zmniejszenie podaży mięsa od krajowych producentów. Pierwsze sygnały już widać. Z opublikowanych przed kilkoma dniami danych GUS o pogłowiu trzody chlewnej wynika, że wyraźnie spadła liczba hodowanych prosiąt – o około 8,5 proc. w porównaniu do stanu sprzed roku. Profesor Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej twierdzi, że rolnicy świadomie ograniczają produkcję, bo przestaje się im ona opłacać. A to oznacza większy import i wraz z nim wyższe ceny mięsa.
– Na decyzje hodowców duży wpływ mają trudności z eksportem, które wynikają z wprowadzonego w tym roku embarga na wieprzowinę przez Rosję i Unię Celną. W I kw. tego roku eksport surowej wieprzowiny spadł o 7 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Nie pomogło nawet rosnące zapotrzebowanie na polskie prosiaki i mięso z UE, popyt na rynku unijnym wzrósł ilościowo o 18 proc. Ale z drugiej strony eksport poza Unię Europejską spadł aż o 37 proc. – wyjaśnia prof. Świetlik.
Spadek produkcji krajowej nie oznacza oczywiście, że w sklepach zabraknie mięsa. Monika Drążek, analityczka rynku mięsa w Banku BGŻ, zwraca uwagę, że Polska od 5–6 lat jest tzw. importerem netto wieprzowiny – to znaczy, że sprowadzamy więcej żywych świń i mięsa, niż sami sprzedajemy za granicę. Główni dostawcy to firmy z Danii, Niemiec i Holandii. Ubytek w krajowej produkcji zostanie więc powetowany przez import. Ale będzie miało to swoje konsekwencje. Najważniejsza: ściśle powiąże ceny w kraju z ogólnoeuropejskimi trendami. Co się zresztą już dzieje: po spadku cen wywołanym rosyjskim embargiem właściwie nie ma już śladu.
– Bo importując mięso, importujemy też jego ceny. Po ogłoszeniu embarga przez kilka tygodni mieliśmy spadek cen żywca, ale teraz wróciły one już do wyższego poziomu zbliżonego do unijnego – ocenia prof. Krystyna Świetlik. Zwraca uwagę, że zaczyna się sezon większego popytu na mięso. Polacy chętnie grillują, co napędza sprzedaż. I ceny.
– Dlatego ceny będą rosnąć, co będzie najbardziej zauważalne w najbliższych miesiącach. Na razie nie mamy dokładnych prognoz, ale można zakładać, że wieprzowina zdrożeje w drugim półroczu średnio o 5–6 proc. – dodaje Monika Drążek.
Podobną prognozę ma Kamil Cisowski, ekonomista PKO BP. Ekspert mówi, że przed wprowadzeniem rosyjskiego embarga w niektórych szacunkach zakładano nawet kilkunastoprocentowy skok cen.
– Skutkiem zamknięcia niektórych rynków na Wschodzie będzie jednak osłabienie tego wzrostu. Dziś można go szacować na minimum 5 proc. – zaznacza.
Eksperci jednak podkreślają: to, że drożeje żywiec czy też surowe mięso, nie oznacza, że w takiej samej skali skoczą ceny produktów przetworzonych, np. wędlin. – To nigdy nie jest proporcja jeden do jednego. Dziś można powiedzieć, że wyższe ceny mięsa spowodują na pewno wzrost kosztów produkcji w zakładach przetwórczych. Ale nie wiadomo, jaki to będzie miało efekt na sklepowej półce – mówi Monika Drążek.
Kamil Cisowski zwraca zaś uwagę, że producenci przetworzonych towarów bardzo niechętnie podnoszą ceny. I mogą zastosować kilka trików, by tego uniknąć. Na przykład pogorszyć jakość sprzedawanego towaru.
– To dla wielu konsumentów jest niezauważalne. Dla producenta lepiej jest ograniczyć podwyżkę cen, pogarszając jakość, niż podnosić ceny, ryzykując spadek popytu – wyjaśnia Cisowski. Ostrożnie wylicza, że jakieś 40 proc. z pięcioprocentowej podwyżki cen surowego mięsa można będzie zobaczyć w nowych cenach wędlin. I nastąpi to z pewnym opóźnieniem. Bo zwykle zmiany szybko zachodzące na rynku żywych zwierząt i mięsa przekładają się na to, co dzieje się w sklepach z cenami wędlin, dopiero po 3–4 tygodniach.
– To będzie dość trudne do udowodnienia, bo koszt surowca to jeden z kilku składników ceny gotowego wyrobu. Inne to np. koszty energii. Bywało już tak, że mięso surowe taniało, a wędliny drożały – opowiada Cisowski.
Ale wydarzenia na rynku wieprzowiny mają także swoje skutki uboczne. Bo zwykle jest tak, że kiedy konsumenci zaczynają szukać alternatywy dla drożejących wędlin z mięsa wieprzowego, ich wybór najczęściej pada na wędliny z drobiu.
– To się nazywa efekt substytucji. A skutek będzie taki, że wzmoże się presja na wzrost cen innych rodzajów mięs – ocenia analityk.
Profesor Świetlik zwraca uwagę, że drób już drożeje. To efekt rosnącego zainteresowania ze strony zagranicy. – Eksport drobiu wzrósł w I kw. o 15 proc. W tej chwili to on jest najszybciej drożejącą żywnością – kwituje.