W marcu do kasy MF trafiło 5,8 mld zł z VAT – najmniej od 2010 r. Resort uspokaja: to jednostkowy przypadek
Początek roku zapowiadał się doskonale: w styczniu wpływy z VAT były o ponad 24 proc. większe niż rok wcześniej, a w lutym o niemal 37 proc. W marcu nastąpiło niespodziewane załamanie – wpływy z podatku spadły o 18 proc. r./r. Ale Ministerstwo Finansów ma na to wytłumaczenie – duże wypłaty zwrotów VAT nadpłaconego w grudniu i całym IV kw. ubiegłego roku. – Całoroczne dochody z VAT zapowiadają się bardzo dobrze – zapewnia Wiesława Dróżdż, rzeczniczka prasowa MF.
Także ekonomiści nie przywiązują do marcowych wyników większej wagi. Adam Antoniak z Pekao zwraca przy tym uwagę, że na wielkość tych dochodów wpływ mogło mieć przesunięcie wydatków związanych ze świętami wielkanocnymi. W ubiegłym roku wypadły one pod koniec marca, w tym roku pod koniec kwietnia. Co oznacza, że większe wpływy z VAT związane z wydatkami świątecznymi budżet dostanie w tym roku miesiąc później niż przed rokiem. – Dlatego nie rwałbym włosów z głowy z powodu niskich wpływów w marcu. Z pewnością nie są one żadnym sygnałem hamowania gospodarki – uważa ekonomista Pekao.
Dariusz Winek, główny ekonomista Banku BGŻ, zauważa, że dodatkowym powodem był wyraźny spadek niektórych cen, szczególnie żywności. – To nie miało nic wspólnego z popytem, wynikało z efektów podażowych – tłumaczy. Jakich? Na przykład prób zwiększenia sprzedaży mięsa na rynku krajowym ze względu na rosyjskie embargo – większa podaż sprawiła, że mięso potaniało.
Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium, dodaje, że dochody z podatków pośrednich, jakie budżet pozyskał przez pierwsze trzy miesiące tego roku, wskazują na mocne przyspieszenie popytu konsumpcyjnego. Z samego VAT do budżetu w sumie trafiło ok. 31 mld zł, o 16 proc. więcej niż rok temu. – Wpływy z tego podatku są ściśle powiązane z konsumpcją. A ta rosła. Większym wydatkom sprzyjały poprawa na rynku pracy i niska inflacja, która zwiększała siłę nabywczą zarobionych pieniędzy. Poza tym mamy niskie stopy procentowe, dzięki czemu spadł koszt obsługi zaciągniętych wcześniej kredytów, a i nowe kredyty konsumpcyjne stały się bardziej dostępne – wylicza Maliszewski.
Według niego konsumpcja w I kw. mogła wzrosnąć o 2,3 proc. r./r. Adam Antoniak szacuje ten wzrost na 2,5 proc. Eksperci nie wykluczają, że ostateczny wynik, jaki GUS poda pod koniec maja, będzie jeszcze lepszy, nawet w okolicach 3 proc. Jedną z przesłanek takiego optymizmu są właśnie bardzo dobre wyniki budżetu w pierwszych miesiącach.
Jest jeszcze jeden czynnik wskazujący na wzrost popytu – aż o 20 proc. zwiększyły się budżetowe wpływy z podatku dochodowego od firm. Przez I kw. wyniosły one 7,4 mld zł, rok wcześniej było to 6,2 mld zł. Świadczy to o wyższych dochodach przedsiębiorstw, co z kolei może sugerować, że będą miały czym sfinansować inwestycje. – Banki już w I kw. zwiększyły o 8 mld zł sprzedaż kredytów inwestycyjnych. W ubiegłym roku w tym samym okresie niemal nie mieliśmy wzrostu – przypomina Adam Antoniak.
Grzegorz Maliszewski uważa, że inwestycje mogły wzrosnąć nawet o 5,5 proc. W porównaniu z danymi z IV kw. to spore przyspieszenie: wtedy dynamika wynosiła 1,3 proc.
Eksperci dodają jednak do tej beczki miodu łyżkę dziegciu: wzrost popytu krajowego na początku roku mógł zostać wywołany czynnikami jednorazowymi. Pierwsza rzecz: wyjątkowo dobra pogoda sprzyjająca inwestycjom, zwłaszcza budowlanym. Druga: dobra sprzedaż samochodów. Przedsiębiorcy kupowali je, żeby skorzystać z pełnego odliczenia VAT. Od początku kwietnia nie jest to możliwe, więc wysokie, niemal 25-proc. tempo wzrostu sprzedaży aut będzie trudne do powtórzenia w II kw.
Adam Antoniak zakłada, że wynik w II kw. mogą poprawić kwietniowe świąteczne wydatki ekstra. Ale i on raczej ostrożnie szacuje dynamikę konsumpcji. Wielka niewiadoma, na którą wskazują wszyscy nasi rozmówcy: jak sytuacja na Wschodzie przełoży się na nastroje konsumentów i czy przypadkiem nie zaczną oni znów wstrzymywać wydatków ze strachu przed utratą pracy. Związane z Ukrainą pogorszenie nastrojów widać na razie w badaniach koniunktury firm. Na przykład w indeksie PMI, który w kwietniu spadł.
– Z drugiej strony będzie spora presja na zwiększanie wydatków. Głównie ze strony banków, które aktywnie sprzedają kredyty gotówkowe. Swoje zrobią też handlowcy, którzy będą wykorzystywać okazje do nakręcania sprzedaży – na przykład w związku z mistrzostwami świata w piłce nożnej można się spodziewać specjalnej oferty na sprzęt RTV – ocenia Dariusz Winek. Trudno jednak powiedzieć, czy to będzie się przekładało na wyższe wpływy z VAT. Możliwe, że takich niespodzianek jak w marcu będziemy mieli więcej.