Tak dobrej oceny polskim obligacjom inwestorzy nie wystawili od początku kryzysu. Chodzi o stawki CDS-ów – kontraktów, dzięki którym jedna ze stron w zamian za określoną stawkę przejmuje na siebie ryzyko niewypłacalności dłużnika drugiej strony. Dlatego stawka określona w CDS to miara oceny ryzyka takiego długu: im jest większa, tym wyższe ryzyko niewypłacalności dłużnika.

Pod koniec ubiegłego tygodnia stawki CDS-ów zabezpieczenia pięcioletniego długu w dolarach kosztowało 70 pkt bazowych (0,7 proc.) wartości ubezpieczanych obligacji. Taki poziom notowany był we wrześniu 2008 r. W 2009 r. stawka sięgała już 370 pkt.
– CDS to najbardziej uniwersalna miara ryzyka kredytowego. Mimo wad tego rynku to chyba nadal najlepszy wskaźnik – mówi Marek Kaczor, diler obligacji w PKO BP.
I dodaje, że jeśli trend się utrzyma i stawki CDS-ów nadal będą spadać, może to mieć pozytywny wpływ na wycenę samych obligacji.
Notowanie kontraktów dowodzi, że zagraniczni inwestorzy nie przejęli się ani kryzysem na Ukrainie i jego wpływem na polską gospodarkę, ani wyjściem z rynku długu otwartych funduszy emerytalnych.
Według notowań CDS polski dług jest jednak oceniany gorzej niż czeski – kontrakty na pięcioletnie obligacje Czech były w piątek wyceniane na poziomie 51 pkt bazowych. Ale za to w porównaniu do węgierskich ocen Polska wypada lepiej, bo CDS na obligacje Węgier miał stawkę na poziomie 234 pkt.
Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego, też pozytywnie ocenia spadek stawek CDS-ów. Jednak zwraca uwagę, że odkąd przed kilku laty wprowadzono zakaz kupowania CDS-ów bez posiadania obligacji, na które wystawiono kontrakt, rynek tych instrumentów stał się mało płynny, co zaburza kwotowania.
– Teraz to raczej wskazówka, do końca nie wiadomo, na ile można jej ufać. Trudno powiedzieć, ile w wycenie CDS-u jest faktycznego postrzegania Polski jako emitenta długu, a w jakiej części to efekt małej płynności notowań – mówi.
Zwraca też uwagę, że przed kryzysem notowania polskich CDS-ów mieściły się w przedziale 30–40 pkt.