Zapowiedzi niemieckiej kanclerz i francuskiego prezydenta, iż będą działać na rzecz pozostawienia Grecji w strefie euro, a także słowa szefa Europejskiego Banku Centralnego, który dał do zrozumienia, iż „Grexit” nie jest brany pod uwagę, to najczęstsze wytłumaczenia dzisiejszego odbicia na rynkach, które można znaleźć w rynkowych komentarzach.

Nikt na razie nie zastanawia się, iż są to tylko puste i raczej spóźnione słowa – bardziej powiedzielibyśmy „dyplomatyczne uspokajacze”, za którymi nie stoi żaden plan działań. W zasadzie warto powtórzyć to, na co zwracałem uwagę dzisiaj rano- europejscy decydenci mają kilka tygodni na przygotowanie kompleksowego planu działań, czyli przedstawienia wiarygodnych projektów dalszego zwiększenia tzw. firewalla (przy dużym wsparciu Europejskiego Banku Centralnego), a także przygotowania (w miarę możliwości prawnych) programu bezpośredniego wsparcia dla hiszpańskich banków (być może ECB rozważy też przeprowadzenie kolejnej rundy tanich pożyczek LTRO, co uspokoiłoby nastroje na rynkach długu).

Problem Grecji i Hiszpanii to nie tylko sprawa Europy, ale przede wszystkim czynnik globalny, być może, zatem w perspektywie kilku tygodni zobaczymy pewne formy skoordynowanych działań banków centralnych. Na razie jednak widać tylko niewielką realizację zysków po ostatnim sporym ruchu na rynkach, ale sygnałów mogących świadczyć chociażby o stabilizacji brak. Kolejne sondaże politycznego poparcia faworyzujące radykalnie lewicową SYRIZĘ kosztem ND i PASOKU, pokazują, iż po 17 czerwca Grecję będzie czekać poważne trzęsienie ziemi.

Największym problemem dla strefy euro może jednak okazać się sytuacja na rynku międzybankowym – w ostatnich dniach widać coraz wyraźniejszy odpływ środków z greckich banków, podobną sytuację zaczynamy obserwować w przypadku instytucji włoskich, czy hiszpańskich. Za chwilę może się okazać, iż podobnie jak miało to miejsce na przełomie listopada i grudnia ub.r. wyraźnie spadnie chęć pożyczania środków pomiędzy bankami.

O ile Europa przeżywa coraz większe problemy, to dane napływające z USA nie są złe. O ile kwietniowa sprzedaż detaliczna wczoraj nieco rozczarowała, to już majowy indeks NY FED Mfg. był znacznie lepszy, a dzisiejsze dane o produkcji przemysłowej całkiem dobre – wzrost o 1,1 proc. m/m w kwietniu. To zdaje się potwierdzać, iż w USA nadal mamy do czynienia z umiarkowanym wzrostem gospodarki. Przed nami zapiski z kwietniowego posiedzenia FOMC (godz. 20:00).

Inwestorów będzie interesować to, na ile słowa wygłoszone podczas Bena Bernanke podczas konferencji prasowej, iż bank centralny jest gotów do dodatkowych działań, jeżeli zajdzie taka potrzeba, są bardziej jego „autorskim stwierdzeniem”, czy też stanowiskiem FOMC. Jeżeli zapiski zostaną odebrane, jako bardziej „jastrzębie”, to dolar może w krótkim okresie znów zyskać – i to niezależnie od tego, iż biorąc pod uwagę dynamikę wydarzeń w strefie euro, może się okazać, że FED zdecyduje się jednak na jakieś dodatkowe ruchy podczas posiedzenia zaplanowanego 20 czerwca.

W kraju złoty odrobił część poniesionych w ostatnich dniach strat – pomogła interwencja BGK na rynku, który sprzedawał walutę, względnie udany przetarg 5-letnich benchmarkowych obligacji, a także dane nt. bilansu C/A – w marcu odnotowano znacznie mniejszy deficyt, bo na poziomie 228 mln EUR. W efekcie po południu za euro płacono 4,3350 zł, dolar oscylował wokół 3,40 zł, a frank 3,61 zł.

Co dalej? Złoty może jeszcze nieco zyskać – okolice 4,28-4,30 zł za euro w do końca tygodnia, ale przy założeniu, iż zobaczymy dalsze odreagowanie na EUR/USD. A tutaj sytuacja techniczna nie wyklucza podejścia w okolice 1,2800-1,2815, a więc złamania oporu w okolicach 1,2770. Tym samym w najbliższych godzinach powinno zostać utrzymane tzw. szybkie wsparcie na 1,2715-20.

Marek Rogalski