Niemcy i Francuzi szykują plan odcięcia się od Hiszpanii i Grecji. Na podstawie traktatów mogą powołać strefę pogłębionej współpracy w dziedzinie walutowej. Wtedy bogata Północ i biedniejsze Południe będą mieć odrębne waluty
Po raz pierwszy najważniejsi unijni politycy dopuszczają scenariusz, w którym unia monetarna zostaje podzielona na dwie części: bogatą Północ z własną silniejszą walutą i Południe, które posługiwać się będzie innym pieniądzem.
– Formalne powstanie dwóch stref euro to dramatyczna ostateczność, ale trzeba się przygotować także na taką możliwość – powiedział brytyjskiemu dziennikowi „Daily Telegraph” wysoki rangą unijny dyplomata. Zwłaszcza na wypadek, gdyby po pieniądze z wartego 750 mld euro Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego zgłosiły się w najbliższym czasie kolejne zadłużone kraje południa Europy, jak Hiszpania czy Portugalia. Anonimowe unijne źródło przyznaje, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy polecił swoim strategom przygotowanie analizy politycznych i gospodarczych konsekwencji pęknięcia obszaru wspólnej waluty. Nad scenariuszami wyeliminowania najsłabszych ogniw strefy od kilku miesięcy pracuje też niemieckie ministerstwo finansów.

Supereuro zgodne z traktatami

Podział euro technicznie nie stanowiłby problemu. – Niemcy, Francja, Austria, Finlandia i kraje Beneluksu mogą z łatwością na podstawie obowiązujących traktatów powołać strefę pogłębionej współpracy w dziedzinie monetarnej, czyli po prostu obszar supereuro – mówi nam Marco Papic, autor analizy na temat przyszłości unijnej waluty przygotowanej przez amerykański instytut analityczny Stratfor. Takie rozwiązanie nastąpiłoby oczywiście w porozumieniu z resztą członków Eurolandu: Grecją, Portugalią, Hiszpanią czy Włochami.
Po wyjściu najbogatszych te kraje mogłyby zdewaluować stare euro i poprawić w ten sposób własną konkurencyjność. „Gospodarki Północy zabezpieczyłyby się dzięki temu przed dalszym rozszerzeniem perturbacji finansowych i utrzymały silne, stabilne euro, a Południu zaoszczędzono by horroru relegowania z obszaru walutowej integracji” – pisze „Daily Telegraph”.



Ten scenariusz niesie jednak ze sobą spore ryzyko. – Pęknięcie euro grozi cofnięciem integracji europejskiej o kilka dekad i powiększeniem przepaści pomiędzy bogatymi a biednymi, dla których wypadnięcie z serca Eurolandu może być biletem w jedną stronę – mówi nam Nicolas Veron z brukselskiego Instytutu Bruegla. W praktyce zniknie też wiele plusów związanych z eliminacją ryzyka walutowego. Utrudni to życie nie tylko unijnym przedsiębiorcom, lecz także zwykłym obywatelom.
Silne euro stanie się też wówczas bardziej elitarnym klubem, co oznacza wydłużenie drogi do niego dla krajów takich jak Polska. – Wasza gospodarka radzi sobie z kryzysem na tyle dobrze, że trudno wyobrazić sobie, by aspirowała do członkostwa w euro południowców. Z drugiej jednak strony niemiecko-francuskie supereuro byłoby naprawdę silną walutą, co nie wyszłoby na dobre polskiej konkurencyjności – mówi nam Fredrik Erixon, szef brukselskiego instytutu analiz gospodarczych ECIPE.

Pierwszy test jesienią

O tym, czy dojdzie do pęknięcia strefy euro, przekonamy się już jesienią. Wówczas Hiszpania stanie wobec konieczności sprzedaży obligacji na sumę 67 mld euro, a rynki finansowe mogą zareagować podobną paniką jak podczas kwietniowej i majowej aukcji greckich papierów rządowych. Pewne jest wówczas jedno. Z powodu wielkości hiszpańskiego długu wariant grecki (czyli jego wykupienie przez kraje strefy euro) nie wchodzi w rachubę. Berlin i Paryż po prostu nie zdołają przekonać swoich obywateli do takich poświęceń. Wówczas naszkicowany przez „Daily Telegraph” plan B może nabrać realnych kształtów.