Branża cierpi na brak rąk do pracy, więc sięga już po fachowców nie tylko z Ukrainy i Białorusi, ale i z takich odległych krajów, jak Azerbejdżan, Indie czy Nepal.
/>
W ubiegłym roku w całym budownictwie pracowało ponad 900 tys. pracowników – jeśli przyjmiemy założenie, że obserwowana we wrześniu tendencja wzrostu o 2,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego utrzymała się do grudnia. W najlepszym pod tym względem 2011 r. w branży pracowało 909 tys. osób.
Taki wzrost jest prawdopodobny, ponieważ zwiększyła się liczba zatrudnianych cudzoziemców – wynika z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Według nich przedsiębiorstwa złożyły w ubiegłym roku 237 tys. oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy w budownictwie pracownikom z Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i Ukrainy. To o 41 proc. więcej niż w roku poprzednim. Osoby zatrudniane na podstawie tych oświadczeń mogą u nas pracować przez pół roku w okresie 12 miesięcy. Ci, którzy chcą robić to dłużej, muszą – tak jak obywatele innych państw spoza UE – otrzymać zezwolenie na pracę. Takich zezwoleń było dla pracowników z branży 46 tys., prawie dwa razy więcej niż w 2016 r.
Mimo to firmy budowlane wciąż mają kłopoty kadrowe. – Szacujemy, że w budownictwie brakuje 100–150 tys. pracowników – mówi Rafał Bałdys-Rembowski z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. – Wzrost zatrudnienia w naszej branży jest konieczny, ponieważ w tym i przyszłym roku nastąpi kumulacja robót związanych z inwestycjami współfinansowanymi ze środków UE z perspektywy finansowej 2014–2020 – ocenia Bałdys-Rembowski.
Na sam tylko program Infrastruktura i Środowisko Wspólnota dała nam 27,5 mld euro, a na Rozwój Polski Wschodniej – kolejne 2,1 mld. Dlatego firmy muszą przyjmować do pracy coraz więcej cudzoziemców. – Są niezbędni. Dlatego trzeba tworzyć odpowiedni klimat społeczny i polityczny, aby dobrze się u nas czuli i chcieli do nas przyjeżdżać – apeluje Piotr Kledzik z zarządu spółki PORR, jednej z największych firm budowlanych w Polsce.