Polskie firmy sprzedały w ubiegłym roku za granicę towary warte 870 mld zł. To rekord w historii. Najwięcej kupili od nas Niemcy.
Popyt na towary z Polski wciąż pozostaje silny. Główny Urząd Statystyczny podał właśnie wstępne szacunki obrotów handlowych za ubiegły rok. Ubiegłoroczna dynamika wzrostu eksportu wyniosła 8,3 proc. przy imporcie rosnącym o 10,4 proc. Sprzedaż za granicę dóbr wyprodukowanych nad Wisłą rosła najszybciej od 2010 r. Wówczas zwiększała się w tempie dwucyfrowym, ale miało to miejsce po spadku rok wcześniej, więc o dobry wynik nie było trudno. Jak tak dalej pójdzie, to w ciągu najbliższych dwóch lat wartość towarów, które polscy przedsiębiorcy wysyłają za granicę, przebije bilion złotych.
Z opublikowanych wczoraj danych GUS można wyciągnąć przynajmniej dwa wnioski. Pierwszy: polskie firmy garściami czerpią z bardzo dobrej koniunktury za granicą. Dla nas szczególnie istotne jest to, że dobrze radzi sobie gospodarka strefy euro, do której trafia 57 proc. naszych towarów. Według wstępnych danych Eurostatu wzrost PKB w eurolandzie w ubiegłym roku wyniósł 2,5 proc. To najwięcej od 2006 r., czyli od czasów przedkryzysowych. Podobnie było w przypadku całej Unii Europejskiej. Komisja Europejska ocenia, że w tym roku dynamika PKB w strefie euro spowolni nieznacznie, do 2,3 proc. Nie musimy się też martwić o popyt z Niemiec, czyli najważniejszego partnera handlowego Polski, któremu sprzedajemy ponad 27 proc. naszego eksportu. Tam PKB ma urosnąć w tym roku o 2,3 proc. W ubiegłym roku gospodarka Niemiec urosła o 2,2 proc. – najwięcej od 2011 r. Eksport za Odrę zwiększył się w ubiegłym roku o 8,4 proc. Ponad 10-procentowe wzrosty zanotowaliśmy w sprzedaży do Włoch i Francji. Z zestawienia GUS wynika, że polskie firmy odbudowywały swoją pozycję na Wschodzie. Eksport do Rosji wzrósł o 16,2 proc.
Drugi wniosek: firmom z Polski niestraszne jest umocnienie złotego, które przynajmniej w teorii powinno zmniejszać cenową opłacalność eksportu. Narodowy Bank Polski cyklicznie bada nastroje w przedsiębiorstwach i narzekań na kursy walutowe nie słychać. Z ostatniego raportu NBP wynika, że kiedy złoty mocno zyskiwał w ostatnim kwartale 2017 r., to kurs wciąż odpowiadał potrzebom zarówno eksporterów, jak i importerów. Tego, że cena naszej waluty nie jest przeszkodą, dowodzi też fakt, że trzeci rok z rzędu mamy nadwyżkę w handlu zagranicznym. I to mimo dynamicznego wzrostu gospodarczego napędzanego konsumpcją – co powinno być zaczynem dla wzrostu importu i w efekcie wpychać gospodarkę raczej w deficyt handlowy.
/>
– W ciągu ostatnich kilkunastu kwartałów doszło u nas do strukturalnej zmiany: mamy w miarę trwałą nadwyżkę w handlu zagranicznym towarami oraz trwałą – i od wielu lat rosnącą – nadwyżkę w saldzie usług. To ostatnie związane jest z napływem zagranicznych inwestycji w tym sektorze i jego dynamicznym rozwojem – mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao.
Jednak nie można powiedzieć, że stare zasady „im większy popyt w kraju, tym większy import” oraz „mocny złoty tłamsi eksport i sprzyja importowi” przestały już działać. W ubiegłym roku dodatnie saldo handlowe radykalnie spadło. Wyniosło 2,1 mld zł. Rok wcześniej było to 17 mld zł. Najmocniej rósł import z Rosji, o ponad 24 proc. To efekt odreagowania po słabym wyniku w 2016 r., kiedy to wartość kupowanych rosyjskich towarów (przede wszystkim taniej wówczas ropy naftowej) spadła o 16 proc. Mocno wzrósł również import ze Stanów Zjednoczonych – o 13 proc. W czołówce wzrostów znalazły się też import z Niemiec, Chin i Czech – w każdym z tych przypadków wartość kupowanych towarów była o ponad 9 proc. większa niż rok wcześniej.
Wzrost importu to efekt dużej dynamiki popytu w kraju. A umocnienie złotego dodatkowo pogorszyło wartość eksportu, stąd zmniejszenie nadwyżki. Marcin Mrowiec sądzi, że ten trend może się pogłębiać: złoty nadal może się umacniać, zmierzając w stronę kursu bliskiego granicy opłacalności eksportu. Według przedsiębiorców ankietowanych przez NBP obecnie eksport przestaje się opłacać przy kursie 3,96 zł za euro i 3,33 zł za dolara. Notowania euro są odległe od poziomu granicznego, ale dolar kosztuje 3,4 zł.
– Silny wzrost gospodarczy, relatywnie dobre wyniki budżetu państwa oraz potencjał wzrostu stóp procentowych – wynikający z przełożenia wzrostu kosztów pracy na inflację – mogłyby napędzić dalsze wzmocnienie złotego w nadchodzących miesiącach, nawet w okolice kursu opłacalności eksportu w euro – uważa ekonomista.
Nawet jeśli nadwyżka w handlu zagranicznym zniknie, to i deficyt handlowy, i saldo na rachunku obrotów bieżących z zagranicą będzie daleko od alarmowych poziomów. Zwykle za taki uważa się deficyt na poziomie ok. 5 proc. PKB. Według prognoz Pekao w tym roku może on wynieść 0,1 proc. PKB po nadwyżce w wysokości 0,3 proc. PKB w 2017 r. W 2019 r. deficyt ma zaś wynieść 0,5 proc. PKB.